– Ty pierwszy.
– Swietnie. – Roarke uruchomil obraz. Bandyta na hologramie rzucil sie do przodu, unoszac bron. Natychmiast wlaczyly sie efekty dzwiekowe.
Przerazona piekielnym halasem Ewa zrobila gwaltowny krok do tym. Opryskliwe, sprosne wyrazy, loskot uliczny, przerazajaco szybki wystrzal z broni.
Przygladala sie z rozdziawionymi ustami, jak obraz bluznal czyms, co az za bardzo przypominalo krew. Wydawalo sie, ze buchnie ona takze z szerokiej piersi, gdy mezczyzna polecial do tylu. Bron wypadla mu z reki. Potem wszystko zniknelo.
– Chryste!
Troche zdziwiony, ze sie przed nia popisywal niczym dzieciak w salonie gier, Roarke opuscil bron.
– Trudno sobie wyobrazic, jaka krzywde moze wyrzadzic taka bron, jesli obraz nie jest wystarczajaco realistyczny.
– Chyba tak. – Musiala przelknac sline. – Czy trafil w ciebie?
– Tym razem nie. Oczywiscie, gdy jest jeden na jednego, a ty mozesz przewidziec kazdy ruch swego przeciwnika, nietrudno jest wygrac swoja kolejke.
Roarke nacisnal jeszcze pare guzikow i zabity bandyta znowu sie pojawil, caly, gotowy dalej walczyc. Roarke automatycznie zlozyl sie do strzalu. Niczym stary glina, pomyslala Ewa. Albo, poslugujac sie jego slowami, doswiadczony bandyta.
Nagle mezczyzna rzucil sie do przodu i gdy Roarke strzelil, w krotkich odstepach czasu pojawily sie inne postaci. Mezczyzna z jakas ohydna krotka bronia, burkliwa kobieta celujaca ze strzelby z dluga lufa – Magnum kaliber 44, doszla do wniosku Ewa – male przerazone dziecko, ktore nioslo pilke.
Blyskali, strzelali, przeklinali, wrzeszczeli, krwawili. Kiedy wszystko sie skonczylo, dziecko siedzialo samotnie na ziemi, zalewajac sie lzami.
– Strzelajac na chybil trafil, tak jak teraz, jest o wiele trudniej trafic – powiedzial Roarke. – Dostalem w ramie.
– Co? – Ewa zamrugala oczami, znowu skupiajac na nim wzrok. – Twoje ramie…
Usmiechnal sie do niej szeroko.
– Nie martw sie, kochanie. To tylko powierzchowna rana. Serce walilo jej jak dzwon, choc probowala sobie tlumaczyc, ze to absurdalna reakcja.
– Piekielna zabawka, Roarke. Czas na prawdziwa gre i zabawe. Czesto grasz?
– Od czasu do czasu. Jestes gotowa, zeby sprobowac?
Ewa doszla do wniosku, ze jesli uporala sie z rzeczywistoscia wirtualna, upora sie i z tym.
– Tak, wlacz cos na chybil trafil.
– To w tobie podziwiam, pani porucznik. – Roarke wybral amunicje, zaladowal bron. – Te bezustanna chec dzialania. Ale najpierw zrobimy sucha zaprawe.
Wysunal zwykla tarcze – kola i oczy byka. Stanal za Ewa, wlozyl jej trzydziestke osemke w dlonie i trzymal je dalej. Przycisnal policzek do jej policzka.
– Musisz wycelowac, gdyz ten pistolet nie wyczuwa ciepla i ruchu, tak jak twoja bron. – Ustawial jej rece, dopoki nie znalazl wlasciwej pozycji. – Kiedy bedziesz gotowa do strzalu, nacisnij spust, nie pompuj go. Poczujesz lekkie szarpniecie. On nie jest taki lagodny i cichy jak twoj laser.
– Rozumiem – mruknela. – Glupota bylo reagowanie na dotyk jego rak, jego ciala, przyciskajacego sie do jej plecow, na jego zapach. – Dusisz mnie.
Przekrecil glowe wystarczajaco mocno, by musnac wargami platek jej ucha. To bylo niewinne dotkniecie, mile jak pieszczota dziecka.
– Wiem. Musisz byc przygotowana na to, ze sprawi ci to wieksza trudnosc niz zwykle. Twoja reakcja moze byc wahanie. Nie dopusc do tego.
– Nie waham sie. – Na dowod czego nacisnela spust. Rece jej drgnely, co ja zirytowalo. Strzelila drugi raz, i trzeci; trafila zaledwie o cal od srodka tarczy. – Jezu, czujesz to, prawda? – Poruszyla ramionami, zafascynowana sposobem, w jaki sie ulozyly, dopasowujac sie do broni w jej rekach.
– Masz dobre oko. – Byl pod wrazeniem, ale mowil lagodnym glosem. – Oczywiscie, strzelanie do tarczy to zupelnie co innego niz strzelanie do czlowieka. Nawet jego surogatu.
Wyzwanie? – zastanowila sie. Coz, byla gotowa je przyjac.
– Ile strzalow mi pozostalo?
– Zaladujemy caly magazynek. – Zaprogramowal nowa serie. Powodowany ciekawoscia wybral trudniejsza wersje. – Gotowa?
Obrzucila go szybkim spojrzeniem i zlozyla sie do strzalu.
– Taak.
Pierwsza postacia byla starsza kobieta sciskajaca w obu rekach torbe z zakupami. Ewa omal nie stracila glowy przygodnego widza, zanim jej palec znieruchomial. Mechanizm drgnal w lewo i zastrzelila rabusia, zanim zdazyl walnac lomem stara kobiete. Lekkie uklucie w lewe biodro zmusilo ja do ponownego przesuniecia sie i zabicia lysego mezczyzny, ktory trzymal bron podobna do jej wlasnej.
Potem szybko pojawili sie nastepni.
Roarke patrzyl na nia jak zahipnotyzowany. Nie, ani razu nie drgnela, pomyslal. Caly czas miala obojetne szklane oczy. Oczy gliny. Wiedzial, ze ma przyspieszony puls, a poziom adrenaliny gwaltownie sie zwiekszyl. Jej ruchy byly szybkie, ale tak zreczne i wprawne jak ruchy tancerki. Szczeki miala zacisniete, rece pewnie trzymaly bron.
I pozadal jej, uswiadomil sobie, rozpaczliwie jej pozadal.
– Dwa razy mnie trafili – powiedziala niemal do siebie. Sama otworzyla komore i zaladowala bron, przypominajac sobie, jak Roarke to robil. – Raz w biodro, raz w brzuch. To znaczy, ze nie zyje, albo jestem ciezko ranna. Wlacz jeszcze jedna serie.
Spelnil jej prosbe, po czym wcisnal rece do kieszeni i patrzyl, jak strzela.
Kiedy skonczyla, powiedziala, ze chcialaby wyprobowac szwajcarski model. Uznala, ze bardziej jej odpowiada pod wzgledem ciezaru i skutecznosci. Z pewnoscia ma przewage nad rewolwerem, pomyslala. Jest szybszy, skuteczniejszy, ma wieksza sile razenia, a zaladowanie go trwa zaledwie pare sekund.
Ani jeden, ani drugi nie lezal tak wygodnie w dloni jak laser, ale oba egzemplarze uznala za prymitywne i przerazajaco skuteczne.
Po ich uzyciu pozostawaly podziurawione ciala i lejaca sie strumieniami krew, przez co smierc zamieniala sie w prawdziwa makabre.
– Trafili cie? – spytal Roarke.
Mimo ze obrazy zniknely, wciaz wpatrywala sie w sciane, gdyz postacie nadal przesuwaly sie w jej umysle.
– Nie. Nic mi sie nie stalo. Co one robia z cialem? – spytala cicho, odkladajac bron. – Jak mozna bylo ich uzywac, byc zmuszonym do uzywania ich dzien po dniu, wiedzac, ze moga byc uzyte przeciwko tobie? Kto moglby stawic temu czolo – zastanowila sie
– Ty bys mogla. – Zdjal okulary i wyjal kulki z uszu. – Wrazliwe sumienie i poswiecenie sie pracy nie sa rownoznaczne z jakims rodzajem slabosci. Przeszlas przez testy. Drogo cie to kosztowalo, ale przez nie przeszlas.
Ostroznie odlozyla swoje ochraniacze.
– Skad wiesz?
– Nie probuje cie fascynowac. Staram sie znalezc czlowieka, ktory strzelal z broni, jakiej przed chwila uzylam; nie dla obrony, ale dla przyjemnosci. – Spojrzala mu prosto w oczy. – Ty nim nie jestes.
– Nie, nie jestem.
– Ale cos wiesz.
Zanim opuscil reke, opuszkiem kciuka musnal dolek w jej policzku.
– Moze. – Podszedl do stolu, nalal kawe. – Dwudziestowieczna bron, dwudziestowieczne zbrodnie,