Ewa zastala ja lezaca pod kocem i wycierajaca nos w postrzepiona chusteczke higieniczna.

– Cholernie sie przeziebilam. – Mavis spojrzala na nia wsciekle swymi zapuchnietymi oczami i dmuchnela w chusteczke niczym w rog. – Musialam zwariowac, zeby w tym pieprzonym obrzydliwym lutym chodzic przez dwanascie godzin zupelnie nago, jesli nie brac pod uwage tego pieprzonego malunku.

Ewa na wszelki wypadek trzymala sie od niej z daleka.

– Bierzesz cos?

– Biore wszystko. – Wskazala reka blat stolu, na ktorym walaly sie sprzedawane bez recepty lekarstwa oraz probki kosmetykow. – To jakis pieprzony farmaceutyczny spisek, Dallas. Zlikwidowalismy niemal wszystkie znane zarazy, choroby i infekcje. Och, co jakis czas nadziewamy sie na cos nowego, zeby dac naukowcom jakas robote. Ale zaden z tych bystrookich lekarzy, zaden z tych medycznych komputerow nie moze znalezc leku na zwykly pieprzony katar. Wiesz dlaczego?

Ewa nie mogla stlumic usmiechu. Poczekala cierpliwie, az Mavis przestanie wycierac nos.

– Dlaczego?

– Poniewaz towarzystwa farmaceutyczne musza zarabiac. Wiesz, ile kosztuja te cholerne tabletki na katar? Taniej bys zaplacila za zastrzyk przeciwnowotworowy. Przysiegam.

– Mozesz isc do lekarza, dostac jakis lek na recepte, ktory zlagodzi objawy.

– Juz go dostalam. To cholerstwo dziala tylko przez osiem godzin, a ja mam wystep dzis wieczorem. Musze czekac do siodmej, zeby to przyjac.

– Powinnas byc w domu i lezec w lozku.

– Przeprowadzaja dezynsekcje budynku. Jakis madrala powiedzial, ze widzial karalucha. – Znowu wytarla nos, po czym popatrzyla podejrzliwie na Ewe spod nie umalowanych rzes. – Co tu robisz?

– Zalatwiam sprawy zawodowe. Sluchaj, odpocznij troche. Pozniej sie zobaczymy.

– Nie, zostan. Umieram z nudow. – Siegnela po butelke z obrzydliwie wygladajacym rozowym plynem, ktory wlala sobie do gardla. – Hej, ladna koszula. Dostalas nagrode czy cos w tym stylu?

– Cos w tym stylu.

– Siadaj. Mialam do ciebie zadzwonic, lecz bylam zbyt zajeta zrywaniem sobie pluc. To Roarke przyszedl do naszego fantastycznego klubu wczoraj wieczorem, prawda?

– Tak, Roarke.

– Malo nie zemdlalam, kiedy podszedl do twojego stolika. Co to za historia? Pomagasz mu zorganizowac ochrone czy co?

– Spalam z nim – wygadala sie Ewa, na co Mavis odpowiedziala atakiem gwaltownego kaszlu.

– Ty i Roarke. – Z zalzawionymi oczami siegnela po kolejna chusteczke; – Jezu, Ewo, ty nigdy z nikim nie spisz. Chcesz mi powiedziec, ze spalas z Roarke'em?

– Niezupelnie. Nie spalismy. Mavis jeknela.

– Nie spalas. Jak dlugo? Ewa wzruszyla ramieniem.

– Nie wiem. Spedzilam u niego noc. Jakies osiem, dziewiec godzin.

– Godzin. – Mavis wzdrygnela sie lekko. – I po prostu sie kochaliscie?

– Glownie.

– Jest dobry? Glupie pytanie – powiedziala szybko. – Inaczej bys nie zostala. Och, Ewo, co cie tak wzielo, poza jego niewiarygodnie energicznym kutasem?

– Nie wiem. To bylo glupie. – Przeczesala palcami wlosy. – Nigdy przedtem tak nie bylo. Nie sadzilam, ze tak moze byc – ze ja moge tyle czuc. Po prostu to nigdy nie bylo dla mnie wazne, i nagle – trach.

– Cudownie. – Mavis wysunela reke spod koca i scisnela wyprostowane palce Ewy. – Przez cale zycie blokowalas normalne ludzkie potrzeby z powodu przejsc, ktore ledwo pamietasz. Po prostu ktos pomogl ci z tym skonczyc. Powinnas byc szczesliwa.

– To mu daje nade mna przewage, prawda?

– Och, to bzdury. – Mavis przerwala przyjaciolce. – Seks nie musi byc manifestacja sily. I nie musi byc kara, do cholery. Powinien byc zabawa. A czasami, gdy sie ma szczescie, seks dostarcza zupelnie wyjatkowych wrazen.

– Mozliwe. – Zamknela oczy. – Och, Mavis, moja kariera wisi na wlosku.

– O czym ty gadasz?

– Roarke jest zamieszany w sprawe, nad ktora pracuje.

– Cholera! – Musiala zrobic przerwe na wytarcie nosa. – Chyba nie musisz go aresztowac?

– Nie. – Po czym dodala z wieksza emfaza. – Nie, ale jesli nie znajde szybko winnego, wyrzuca mnie. Bede skonczona. Ktos mnie wykorzystuje, Mavis. – Jej oczy znowu nabraly ostrego wyrazu. – Chca, by moje dzialania szly w okreslonym kierunku. Nie wiem dlaczego. Jesli sie tego nie dowiem, bedzie mnie to kosztowalo utrate wszystkiego, co mam.

– Zatem bedziesz musiala sie dowiedziec, prawda? – Mavis scisnela palce Ewy.

Dowie sie, Ewa obiecala sobie w duchu. Bylo juz po dziesiatej wieczor, kiedy weszla do hallu swego budynku. Jesli w tym momencie nie chcialo jej sie myslec, to nie bylo to zbrodnia. Musiala przelknac reprymende, jaka dostala od szefa policji za to, ze zmienila oficjalne oswiadczenie podczas konferencji prasowej.

Nieoficjalne poparcie komendanta nie zmniejszylo jej niepokoju.

Kiedy weszla do mieszkania, sprawdzila wiadomosci przeslane jej przez Internet. Wiedziala, ze ludzenie sie nadzieja, iz znajdzie wiadomosc od Roarke'a, byla glupota.

Nic od niego nie bylo. Ale to, co znalazla, przejelo ja groza.

Material filmowy byl przeslany przez anonimowego nadawce z jakiegos miejsca publicznego. Mala dziewczynka. Jej ojciec. Krew.

Po sposobie filmowania Ewa poznala, ze jest to zapis policyjny dokonany po to, by utrwalic miejsce zbrodni i usprawiedliwic koniecznosc uzycia broni.

Wlaczyl sie dzwiek. Odtworzone zostaly nagrane przez nia krzyki dziecka. Walenie do drzwi. Ostrzezenie, po ktorym nastapil caly ten horror.

– Ty skurwielu – szepnela. – Nie zlamiesz mnie w ten sposob. Nie zlamiesz mnie, wykorzystujac tragedie dziecka.

Ale jej palce drzaly, gdy wyjmowala dyskietke. I trzesla sie, kiedy rozlegl sie dzwonek interkomu.

– Kto tam?

– Hennessy z mieszkania dwa – D. – Blada powazna twarz sasiada z dolu mignela na ekranie. – Przepraszam, pani porucznik Dallas. Nie bardzo wiedzialem, co robic. Wlasnie bylismy w mieszkaniu Finesteina. Mamy problem.

Ewa westchnela i przywolala na pamiec obraz starszego malzenstwa. Spokojni, zyczliwi, namietnie ogladajacy telewizje.

– Jakis problem?

– Pan Finestein nie zyje, pani porucznik. Zemdlal w kuchni, gdy jego zona grala w mahjongg z przyjaciolmi. Pomyslalem, ze moze zeszlaby pani na dol.

– Jasne. – Znowu westchnela. – Zaraz tam bede. Prosze niczego nie ruszac, panie Hennessy, i w miare mozliwosci nikogo tam nie wpuszczac. – Z przyzwyczajenia przeslala meldunek; zglosila, ze zdarzyl sie wypadek i ze udaje sie na miejsce tragedii.

W mieszkaniu zastala pania Finestein, ktora siedziala na sofie w salonie, ze splecionymi na podolku drobnymi bialymi dlonmi. Jej wlosy takze byly biale, okalaly niczym snieg twarz, ktora zaczynala sie marszczyc mimo stosowania kremow opozniajacych starzenie i przeprowadzania kuracji odmladzajacych.

Starsza pani usmiechnela sie lagodnie do Ewy.

– Przepraszam, ze cie niepokoje, moja droga.

– Wszystko w porzadku. Dobrze sie pani czuje?

– Tak, dobrze. – Jej lagodne niebieskie oczy spoczely na Ewie. – Co tydzien gram z dziewczetami. Kiedy wrocilam do domu, znalazlam go w kuchni. Stracil przytomnosc podczas jedzenia ciasta z kremem. John bardzo lubil slodycze. – Popatrzyla na pana Hennessy, ktory stal przestepujac niespokojnie z nogi na noge. – Nie bardzo wiedzialam, co robic, wiec zapukalam do pana Hennessy.

– W porzadku. Prosze z nia zostac przez chwile – zwrocila sie do mezczyzny.

Mieszkanie bylo podobne do jej apartamentu. Gdyby nie nadmiar swiecidelek i pamiatek, panowalby w nim wzorowy porzadek.

Вы читаете Dotyk Smierci
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату