pomyslala Ewa, zimno.

Zatem skad to drgniecie? Skad ten gwaltowny oddech?

I wiadomosc. Podniosla zabezpieczona przez policje kartke i jeszcze raz ja przeczytala. Skad wiesz, ze zadowoli cie zabicie szesciu? Juz je sobie upatrzyles? Wybrales?

Niezadowolona wymienila dyskietke i odlozyla trzydziestke osemke. Wprowadziwszy dyskietke z Lola Starr, wziela do reki druga bron i powtorzyla cala operacje.

Tym razem nie zauwazyla zadnego drgniecia. Zadnego gwaltownego oddechu. Wszystko bylo wygladzone, dokladne, precyzyjne. Tym razem wiedziales, jak bedziesz sie czul, jak ona bedzie wygladala i jak bedzie pachniala krew.

Lecz jej nie znales. Albo ona nie znala ciebie. Byles po prostu Johnem Smithem, ktory figurowal w jej terminarzu jako nowy klient.

Dlaczego twoj wybor padl wlasnie na nia? I w jaki sposob wybierzesz nastepna ofiare?

Tuz przed dziewiata, kiedy Feeney zapukal do drzwi, studiowala plan Manhattanu. Stanal za nia, pochylil sie nad jej ramieniem i chuchnal pastylkami mietowymi.

– Zastanawiasz sie nad miejscem kolejnego zabojstwa?

– Badam teren. Rozszerz obraz o piec procent – nakazala komputerowi, ktory natychmiast spelnil jej polecenie. – Pierwsze morderstwo, drugie morderstwo – rzekla wskazujac malenkie czerwone swiatelka pulsujace na Broadwayu i w West Yillage. – Moj dom. – Zielone swiatelko pulsowalo tuz obok Ninth Avenue.

– Twoj dom?

– Wie, gdzie mieszkam. Byl tam dwa razy. To sa trzy miejsca, ktore odwiedzil. Mialam nadzieje, ze bede w stanie ograniczyc obszar jego dzialania, ale to niemozliwe. Na dodatek te systemy bezpieczenstwa. – Pozwolila sobie na ciche westchnienie, siadajac wygodnie na krzesle. – Trzy rozne systemy. W domu Stan wlasciwie nie bylo zadnego. Elektroniczny portier nie funkcjonowal, i to, wedlug zeznan mieszkancow, od paru tygodni. DeBlass miala najlepszy z mozliwych – klucz elektroniczny; plytka odczytujaca Unie papilarne dloni, zabezpieczenie calego budynku w audio i video. Musial zostac czesciowo unieruchomiony. Przerwa w inwigilacji budynku dotyczy tylko jednej windy i korytarza, w ktorym znajdowalo sie mieszkanie ofiary. Moj nie jest taki wymyslny. Moglabym wlamac sie do srodka, kazdy przyzwoity fachowiec moglby to zrobic. Ale w drzwiach do mieszkania mam zainstalowany zamek policyjny – System Piec Tysiecy. Trzeba byc prawdziwym fachowcem, zeby go otworzyc, nie znajac kodu glownego.

Bebniac palcami o blat biurka, popatrzyla groznie na plan miasta.

– Jest ekspertem od systemow zabezpieczajacych, zna sie na broni – starej broni, Feeney. Orientuje sie w sprawach wydzialu na tyle dobrze, by po uplywie paru godzin od pierwszego morderstwa wiedziec, ze przydzielono mi prowadzenie sledztwa. Nie zostawia odciskow palcow ani nasienia. Nawet cholernego wloska lonowego. Jak sadzisz, kto to moze byc?

Feeney wciagnal powietrze przez zeby, przechylil sie do tylu na obcasach.

– Glina. Wojskowy. Moze czlonek organizacji paramilitarnej albo pracownik rzadowej sluzby bezpieczenstwa. Moze hobbista rozpracowujacy dla przyjemnosci systemy bezpieczenstwa; jest mnostwo takich ludzi. Ewentualnie zawodowy kryminalista, ale to malo prawdopodobne.

– Dlaczego?

– Jesli facet zyje z przestepstw, to po co mialby mordowac? Zadne z tych zabojstw nie przynioslo mu korzysci materialnych.

– Wiec robi sobie wakacje – powiedziala Ewa, ale wcale nie byla o tym przekonana.

– Mozliwe. Poprosilem MCIPK o dane dotyczace notorycznych przestepcow seksualnych. Sposob dzialania zadnego z nich nie pasuje do naszego mordercy. Przejrzalas juz ten raport? – spytal wskazujac na informacje przeslana przez MCIPK.

– Nie. Dlaczego?

– Ja rzucilem nan okiem dzis rano. Moze cie to zdziwi, ale w zeszlym roku bylo okolo stu napadow z bronia w reku na terenie calego kraju. I mniej wiecej tyle samo incydentow przypadkowego uzycia broni. – Szarpnal ramieniem. – Nielegalny przemyt, wlasna produkcja, czarny rynek, kolekcjonerzy.

– Ale nikt nie pasuje do naszego zabojcy.

– Nie. – Zul w zamysleniu gume. – Musimy takze wykluczyc znanych policji zboczencow, chociaz przejrzenie danych jest naprawde pouczajace. Mam swojego faworyta. Faceta z Detroit, ktory zabil cztery razy, zanim go zlapali. Podrywal dziewczyne i szedl z nia do jej mieszkania. Usypial ja, potem rozbieral i spryskiwal od stop do glow fosforyzujaca czerwona farba.

– Dziwne.

– Zabojcze. Skora nie mogla oddychac, wiec dziewczyna sie dusila, a kiedy umierala, zabawial sie z nia. Nie przelatywal jej, nie bylo sladow spermy ani proby gwaltu. Po prostu przebiegal swymi malymi rozgoraczkowanymi rekami po jej ciele.

– Chryste, to wariat.

– Zgadza sie. Ale wiesz, przy jednej troche za bardzo sie napalil, troche za bardzo sie niecierpliwil i zaczal ja piescic, zanim farba wyschla. Starl z niej czesc farby i niedoszla ofiara zaczela odzyskiwac przytomnosc. Facet przerazil sie i uciekl. Ale nasza dziewczyna, choc byla naga, pokryta farba i ledwo trzymala sie na nogach, wpadla we wscieklosc, wydostala sie na ulice i zaczela wrzeszczec. Przyjechal patrol, szybko polapal sie w sytuacji, bo dziewczyna swiecila niczym laser, i rozpoczal standardowe poszukiwania. Nasz chloptas byl zaledwie pare domow dalej. Wiec go zlapali…

– Przestan.

– Z czerwonymi od farby lapami – powiedzial Feeney ze zlosliwym usmiechem. – Niezle, co? Zlapali go z czerwonymi lapami. – Gdy Dallas tylko przewrocila oczami, Feeney doszedl do wniosku, ze chlopaki z jego wydzialu bardziej docenia te opowiesc.

– Tak czy inaczej, mozemy miec do czynienia ze zboczencem. Sprawdze wszystkich zboczencow i prostytutki. Moze szczescie nam dopisze. Bardziej odpowiada mi pomysl, ze zrobil to ktos z nich, niz ze tak bawi sie glina.

– Mnie tez. – Zacisnawszy usta, obrocila sie i spojrzala na niego. – Feeney, masz mala kolekcje starej broni palnej, znasz sie na niej.

Wyciagnal rece, przyciskajac do siebie nadgarstki.

– Przyznaje sie. Mozesz mnie aresztowac. Omal sie nie usmiechnela.

– Znasz jeszcze jakiegos gliniarza, ktory kolekcjonuje bron?

– Jasne, nawet kilku. To kosztowne hobby, wiec ci, ktorych znam, zbieraja w wiekszosci kopie. A skoro mowa o kosztownych upodobaniach – dodal wskazujac na jej rekaw. – Ladna koszula. Dostalas podwyzke?

– Jest pozyczona – mruknela probujac zapanowac nad soba, by nie splonac rumiencem. – Spisz mi ich nazwiska, Feeney. Tych, ktorzy maja autentyczna stara bron.

– Och, Dallas. – Usmiech zniknal z jego twarzy, gdy pomyslal, ze bedzie musial donosic na swoich ludzi. – Nienawidze tego gowna.

– Ja tez. Spisz ich. Na razie ogranicz sie do gliniarzy z miasta.

– Dobra. – Odetchnal gleboko, zastanawiajac sie, czy Ewa zdaje sobie sprawe z tego, ze jego nazwisko tez znajdzie sie na liscie. – Paskudny sposob na rozpoczecie dnia. A teraz mam dla ciebie prezent, dziecinko. Po przyjsciu do pracy znalazlem na swoim biurku wiadomosc. Szef policji jedzie do biura naszego komendanta. Mamy sie tam zglosic.

– Szlag by to trafil!

Feeney tylko spojrzal na zegarek.

– Daje ci piec minut. Moze chcesz nalozyc sweter albo cos innego, zeby Simpson nie zobaczyl tej koszuli i nie doszedl do wniosku, ze za duzo zarabiamy.

– To tez by szlag trafil.

Dowodca Edward Simpson wygladal imponujaco. Mial ponad szesc stop wzrostu, bojowy nastroj, ciemny garnitur i kolorowy krawat. Jego falujace brazowe wlosy byly przyproszone siwizna.

Caly wydzial dobrze wiedzial, ze o te imponujace szczegoly zatroszczyl sie jego wizazysta. Oczy Simpsona byly stalowoniebieskie – kolor budzacy zaufanie wyborcow, jak wykazaly sondaze – i rzadko malowala sie w nich wesolosc, jego waskie usta ukladaly sie do wydawania rozkazow. Patrzac na niego, widzialo sie wladze i autorytet.

Вы читаете Dotyk Smierci
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату