Przy kuchennym stole, po srodku ktorego stal porcelanowy wazon z kwiatami, John Finestein stracil zycie i niemalo ze swej godnosci.

Siedzial z twarza wbita w puszysta kremowa mase. Ewa wziela go za reke, lecz nie wyczula tetna. Jego cialo bylo znacznie oziebione. Na oko ustalila, ze smierc nastapila o pierwszej pietnascie; oczywiscie mogla sie pomylic o kilkanascie minut.

– Joseph Finestein – wyrecytowala sumiennie. – Mezczyzna, dokladny wiek sto pietnascie lat. Nie ma sladow wlamania, nie ma sladow uzycia sily. Nie ma zadnych sladow na ciele.

Pochylila sie nad zwlokami, popatrzyla w wybaluszone ze zdziwienia oczy, powachala ciasto. Po zrobieniu wstepnych notatek, wrocila – ku radosci Hennessy'ego – do salonu i przesluchala wdowe po nieboszczyku.

Byla juz polnoc, kiedy wczolgala sie do lozka. Wyczerpanie dawalo sie jej we znaki niczym dokuczliwe dziecko. Pragnela zapomniec o wszystkim, tylko o to sie modlila.

Zadnych snow, nakazala swojej podswiadomosci. Nie moze sie poddac grozy nocy.

W chwili, gdy zamykala oczy, odezwalo sie umieszczone przy lozku telelacze.

– Niech cie pieklo pochlonie, kimkolwiek jestes – mruknela, po czym poslusznie owinela nagie ramiona przescieradlem i wlaczyla lacze.

– Pani porucznik. – Roarke usmiechnal sie do niej z ekranu. – Obudzilem cie?

– Jeszcze pare minut, a bys to zrobil. – Przesunela sie, gdyz dzwiek byl nieczysty w zwiazku z zakloceniami miedzyplanetarnymi.

– Przypuszczam, ze bez przeszkod dotarles na miejsce.

– Owszem. Bylo tylko male opoznienie w transporcie. Mialem nadzieje, ze cie zlapie, zanim pojdziesz spac.

– Z jakiegos szczegolnego powodu?

– Poniewaz lubie na ciebie patrzec. – Jego usmiech zgasl, gdy na nia spojrzal. – Co sie stalo, Ewo?

Od czego bys chcial, zebym zaczela? – pomyslala, lecz wzruszyla ramionami.

– Dlugi dzien, zakonczony smiercia jednego z twoich lokatorow przy wieczornej przekasce. Skonczyl z twarza w ciastku z kremem.

– To chyba nie najgorsza smierc. – Odwrocil glowe i mruknal cos do osoby, ktora znajdowala sie w poblizu. Ewa zobaczyla kobiete, ktora szybko przeszla za Roarke'em, po czym zniknela jej z oczu.

– Wlasnie zwolnilem moja asystentke – wyjasnil. – Chcialem byc sam, kiedy bede cie pytal, czy masz na sobie cos pod tym przescieradlem.

Zerknela w dol, uniosla brew.

– A sprawiam takie wrazenie?

– Dlaczego go z siebie nie zrzucisz?

– Ani mysle zaspokajac twoich lubieznych chuci podczas polaczenia miedzyplanetarnego. Pusc wodze swej wyobrazni.

– Wlasnie puszczam. Wyobrazam sobie, co z toba zrobie, kiedy znowu bede mogl cie dotknac. Radze ci dobrze wypoczac, pani porucznik.

Chciala sie usmiechnac, lecz nie mogla.

– Roarke, musimy porozmawiac, kiedy wrocisz.

– To takze mozemy zrobic. Rozmowy z toba zawsze uwazalem za podniecajace, Ewo. Przespij sie troche.

– Dobrze. Do zobaczenia, Roarke.

– Mysl o mnie, Ewo.

Gdy zakonczyl nadawanie, dlugo siedzial samotnie, wpatrujac sie w zamysleniu w zgaszony monitor. Cos bylo w jej oczach, pomyslal. Teraz je znal, potrafil dostrzec uczucia, jakie skrywaly.

Cos ja martwilo.

Przekreciwszy krzeslo, popatrzyl na gwiazdy wypelniajace przestrzen miedzyplanetarna. Przebywala tak daleko od niego, ze mogl o niej tylko myslec.

I jeszcze raz zadac sobie pytanie, dlaczego tak bardzo mu na niej zalezy.

13

Ewa byla zawiedziona po przejrzeniu raportu z poszukiwan bankowej skrytki Sharon DeBlass. Nie figuruje w rejestrze, nie figuruje w rejestrze, nie figuruje w rejestrze.

Niczego nie znaleziono w Nowym Jorku, New Jersey, Connecticut. Ani we Wschodnim Waszyngtonie czy Wirginii.

Gdzies musiala ja wynajac, pomyslala Ewa. Miala pamietniki i trzymala je schowane w miejscu, do ktorego miala szybki i bezpieczny dostep.

Ewa byla przekonana, ze w tych pamietnikach kryje sie motyw morderstwa.

Nie chcac wciagac Feeneya w kolejne, zakrojone na duza skale poszukiwania, sama sie nimi zajela, zaczynajac od Pensylwanii, przesuwajac sie coraz bardziej na polnocny zachod w kierunku granicy kanadyjskiej. Zajelo jej to co prawda dwa razy mniej czasu niz Feeneyowi, ale niczego nie znalazla.

Zmienila wiec kierunek na poludniowy, doszla do Maryland i Florydy. Maszyna zaczela glosno sapac z przepracowania. Ewa rzucila jej burkliwe ostrzezenie i walnela w pulpit. Przysiegla, ze zaryzykuje zlozenie zamowienia na nowe urzadzenie, jesli to wytrzyma do konca poszukiwan.

Powodowana raczej uporem niz nadzieja, przejrzala banki na Srodkowym Zachodzie, kierujac sie w strone Gor Skalistych.

Bylas za sprytna, pomyslala Ewa, gdy blysnely negatywne rezultaty. Za sprytna dla wlasnego dobra. Nie wyjechalabys z kraju ani nie przenioslabys sie na inna planete, gdyz przy kazdej podrozy musialabys sie poddac kontroli celnej. Po co jezdzic daleko, narazac sie na koniecznosc korzystania ze srodkow transportu i dworcow? Pewnie chcialas miec nieograniczony dostep do swoich skarbow.

Jesli twoja matka wiedziala, ze przechowujesz pamietniki, inni tez mogli to wiedziec. Ciagle sie nimi przechwalalas, bo lubilas denerwowac ludzi. I wiedzialas, ze sa dobrze ukryte.

Ale blisko, cholera, pomyslala Ewa, zamykajac oczy, by calkowicie sie skoncentrowac na kobiecie, ktora juz tak dobrze znala. Wystarczajaco blisko, bys czula sie silna, wykorzystywala swoja wladze, bawila sie ludzmi.

Nie bylo to na tyle proste, by ktos je wykryl, zyskal do nich dostep, zepsul ci zabawe. Wynajelas skrytke pod falszywym nazwiskiem – tak na wszelki wypadek. A jesli bylas wystarczajaco madra, by wystepowac pod przybranym nazwiskiem, to na pewno pod takim, ktore bylo ci znajome. Ktore by ci sie nie mylilo.

To takie proste, pomyslala Ewa, wystukujac nazwisko Sharon Banister. Takie proste, ze oboje z Feneeyem to przeoczyli.

Strzalem w dziesiatke okazal sie Brinkstone International Bank i Finance w Newark w stanie New Jersey.

Sharon Banister miala tam nie tylko skrytke depozytowa, ale takze rachunek w biurze maklerskim opiewajacy na sume 326,000.85 dolarow.

Spogladajac z szerokim usmiechem na ekran, polaczyla sie z biurem pelnomocnika.

– Potrzebne mi upowaznienie – oswiadczyla.

Trzy godziny pozniej wrocila do biura komendanta Whitneya, starajac sie nie zgrzytac zebami.

– Ma gdzies jeszcze jedna skrytke – upierala sie Ewa. – I w niej sa pamietniki.

– Nikt ci nie zabrania jej szukac, Dallas.

– Dobrze, bardzo dobrze. – Krecila sie jak fryga po pokoju. Rozpierala ja energia, czula potrzebe dzialania. – Co z tym zrobimy?

– Machnela reka w kierunku pliku papierow, ktory lezal na jego biurku. – Ma pan dyskietke, ktora zabralam ze skrytki depozytowej, oraz zrobiony przeze mnie wydruk. Wszystko tu jest, panie komendancie. Lista szantazowanych osob: nazwiska oraz wplacane przez nich sumy. Nazwisko Simpsona – zapisane starannie w kolejnosci alfabetycznej – tez na niej figuruje.

– Umiem czytac, Dallas. – Stlumil chec rozmasowania zesztywnialego karku. – Szef nie jest jedynym czlowiekiem w miescie, a tym bardziej w kraju, noszacym nazwisko Simpson.

Вы читаете Dotyk Smierci
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату