– Nie – powiedziala Ewa slabo. – Nie moge.

– Coz, zrobil to tylko po to, zeby doprowadzic mnie do szalu. W ten sposob okazywal swoja sile. Wiec upieklam ciasto, powiedzialam mu, zeby go nie ruszal, i poszlam zagrac w mahjongg z dziewczetami. Wcale sie nie zdziwilam, ze mnie nie posluchal. Wiesz, byl obzartuchem. – Machnela reka, w ktorej trzymala ciasteczko, zanim dokonczyla je jesc. – Obzarstwo to jeden z siedmiu grzechow glownych. To wydaje sie sprawiedliwe, ze umarl bo popelnil grzech. Na pewno nie masz ochoty na jeszcze jedno ciasteczko?

Swiat musial oszalec, doszla do wniosku Ewa, skoro stare kobiety dokladaja trucizny do ciastek z kremem. A Hetta, ze swoim spokojnym, staroswieckim sposobem bycia dobrodusznej babuni, pewnie uniknie kary.

Jesli ja skaza, dostanie prace w kuchni i bedzie z radoscia piekla ciasta dla swoich nowych przyjaciolek.

Ewa zlozyla meldunek, zjadla w pospiechu obiad w stolowce, po czym wrocila do pracy nad poszlaka, ktora wciaz budzila w niej gniewne uczucia.

Sprawdzila zaledwie polowe nowojorskich bankow, kiedy uruchomilo sie telelacze.

– Slucham, Dallas.

W odpowiedzi na jej ekranie pojawil sie obraz. Cialo martwej kobiety, ulozone w znajomy sposob na przesiaknietym krwia przescieradle.

TRZECIA Z SZESCIU

Popatrzyla na wiadomosc umieszczona na ciele i rzucila gniewnie komputerowi:

– Odszukaj adres. Natychmiast, do jasnej cholery. Gdy komputer spelnil jej polecenie, wydala rozkaz.

– Dallas, porucznik, Ewa, NI 5347BQ. Priorytet A. Jakiekolwiek dostepne jednostki maja sie udac na Osiemdziesiata Dziewiata Zachodnia numer sto piecdziesiat szesc. Czekac na zewnatrz. Powtarzam, czekac na zewnatrz. Zatrzymac kazdego wychodzacego z budynku. Nikt nie moze wejsc do mieszkania, ani cywil, ani mundurowy. Przewidywany czas mojego przybycia dziesiec minut.

– Powtarzam, Dallas, porucznik, Ewa. – Pelniacy sluzbe droid mowil powolnym obojetnym glosem. – Jednostki piec – zero i trzy – szesc zglaszaja sie na wezwanie. Beda czekaly na wasze przybycie. Priorytet A. Rozkaz wykonany.

Chwycila torebke, teczke i wyszla.

Ewa weszla do mieszkania sama, trzymajac w reku gotowa do strzalu bron. Salon byl starannie utrzymany, a dzieki wygodnej, wylozonej grubymi poduchami kanapie i ozdobnym dywanikom wydawal sie nawet przytulny. Na sofie lezala ksiazka, na jednej z poduch widoczne bylo lekkie wgniecenie, swiadczace o tym, ze ktos lezal tu zwiniety w klebek i czytal. Ewa patrzyla na to przez chwile, po czym przesunela sie do nastepnych drzwi.

Maly pokoik urzadzony byl jak biuro; stolik do pracy utrzymany byl we wzorowym porzadku, stalo na nim tylko kilka osobistych drobiazgow – koszyczek z perfumowanymi jedwabnymi kwiatkami, miseczka z kolorowymi galaretkami, blyszczacy bialy kubek ozdobiony czerwonym sercem.

Biurko stalo naprzeciw okna wychodzacego na boczna sciane sasiedniego budynku, ale nikt nie zawracal sobie glowy zakladaniem specjalnych oslon. Jedna ze scian zdobila jasna polka, na ktorej stalo kilka ksiazek, duze pudelko na dyskietki, drugie na wiadomosci przekazywane przez internet, a takze maly zbior kosztownych grafitowych olowkow i wyprodukowanych z makulatury bloczkow do pisania, ktore mozna bylo legalnie posiadac. Miedzy nimi schowana byla nieksztaltna gliniana kuleczka, ktora zapewne miala byc koniem, z pewnoscia zrobiona przez dziecko.

Ewa wyszla z pokoju i otworzyla przeciwlegle drzwi.

Wiedziala czego sie spodziewac. Jej organizm tym razem nie zbuntowal sie. Westchnela tylko cicho i schowala bron do kabury, wiedzac, ze jest sam na sam ze zmarla. Krew wciaz byla swieza.

Przez cienka warstwe ochronna, jaka byly pokryte jej rece, Ewa czula cieple jeszcze cialo. Nie zdazylo ostygnac.

Zostala ulozona na lozku, a bron umieszczono starannie miedzy jej udami.

Zdaniem Ewy byl to Ruger P dziewiecdziesiat, lsniaca bojowa bron, powszechnie uzywana do obrony podczas Rewolucji Miejskiej. Lekka, zajmujaca malo miejsca i calkowicie zautomatyzowana.

Tym razem nie uzyto tlumika. Ewa moglaby sie zalozyc, ze sypialnia byla dzwiekoszczelna, i ze zabojca wiedzial o tym.

Podeszla do typowo kobiecej okraglej komodki, otworzyla mala, uszyta z surowego plotna torebke – ostatni krzyk mody. W srodku znalazla licencje denatki.

Piekna kobieta, pomyslala. Mily usmiech, otwarte spojrzenie, oszalamiajaca cera, przypominajaca kawe ze smietanka.

– Georgie Castle – wyrecytowala Ewa, rejestrujac dzwiek. – Kobieta. Wiek piecdziesiat trzy lata. Licencjonowana prostytutka. Smierc prawdopodobnie nastapila miedzy siodma a siodma czterdziesci piec wieczorem, przyczyna smierci: rany postrzalowe. Lekarz sadowy musi to potwierdzic. Trzy widoczne slady po kulach: czolo, srodpiersie, narzady rodne. Najprawdopodobniej zabita starym stylowym rewolwerem pozostawionym na miejscu zbrodni. Nie ma sladow walki, wlamania czy grabiezy.

Uslyszawszy szmer za plecami, Ewa wyciagnela bron. Przykucnela i zimnymi, surowymi oczami wypatrzyla tlustego szarego kota, ktory wslizgnal sie do pokoju.

– Jezu, skad sie tu wziales? – Odetchnela z ulga, chowajac bron. – Jest tu kot – dodala glosno, a kiedy do niej mrugnal, blyskajac jednym zlocistym, a drugim zielonym okiem, pochylila sie, by wziac go na rece.

Mruczal niczym maly dobrze naoliwiony silniczek. Wyjela swoj komunikator i wezwala ekipe techniczna.

Gdy niedlugo potem Ewa stala w kuchni, patrzac, jak kot wacha z pewnym lekcewazeniem znaleziona przez nia miske z jedzeniem, uslyszala za drzwiami podniesione glosy.

Kiedy podeszla sprawdzic, co sie dzieje, zobaczyla, ze umundurowany policjant, ktorego postawila na warcie, probuje zatrzymac rozwscieczona i zdeterminowana kobiete.

– O co chodzi?

– Pani porucznik. – Funkcjonariusz z widoczna ulga zwrocil sie do przelozonej. – Ta obywatelka zada, zeby ja wpuscic.

– Oczywiscie, ze tego zadam. – Jej doskonale podciete ciemnorude wlosy falowaly i opadaly na twarz przy kazdym gwaltownym ruchu. – To mieszkanie mojej matki. Chce wiedziec, co tu robicie.

– A pani matka jest…? – podpowiedziala Ewa.

– Pani Castle. Pani Georgie Castle. Czy bylo tu wlamanie? – Gniew przeszedl w niepokoj, gdy sprobowala zajrzec do mieszkania. – Czy z nia wszystko w porzadku? Z mama?

– Prosze ze mna. – Ewa chwycila ja mocno za ramie i wprowadzila do kuchni. – Pani nazwisko?

– Samantha Bennett.

Kot odszedl od miski i otarl sie o nogi Samanthy. Kobieta pochylila sie i podrapala kota miedzy uszami, co Ewa uznala za mimowolny i instynktowny odruch.

– Gdzie jest moja matka? – Niepokoj Samanthy przeszedl w strach i jej glos sie zmienil.

Zaden z policyjnych obowiazkow Ewy nie napawal jej takim przerazeniem, jak ten, ktory musiala teraz wypelnic, zaden aspekt jej pracy nie przeszywal jej serca takim bolem, jaki teraz odczuwala.

– Przykro mi, pani Bennett. Bardzo mi przykro. Pani matka nie zyje.

Samantha nic nie powiedziala. Jej oczy, majace ten sam zlotawy kolor co oczy jej matki, bladzily nerwowo po pokoju. Zanim zdazyla osunac sie na podloge, Ewa posadzila ja na krzesle.

– To pomylka – wydusila. – To musi byc jakas pomylka. Wybieramy sie do kina. Na szosta. W kazdy wtorek chodzimy do kina. – Popatrzyla na Ewe z rozpaczliwa nadzieja w oczach. – Nie mogla umrzec. Ma dopiero piecdziesiat pare lat. Jest zdrowa i silna.

To nie pomylka. Przykro mi.

– Czy to byl wypadek? – Lzy poplynely jej z oczu. – Miala wypadek?

– To nie byl wypadek. – Nie miala wyjscia, musiala powiedziec prawde. – Pani matka zostala zamordowana.

– Nie, to niemozliwe. – Lzy wciaz zalewaly jej twarz. Sprobowala je powstrzymac, jednoczesnie kiwajac przeczaco glowa. – Wszyscy ja lubili. Wszyscy. Nikt by jej nie skrzywdzil. Chce ja zobaczyc. Chce ja natychmiast zobaczyc.

– Nie moge pani na to pozwolic.

– To moja matka. – Lzy kapaly jej na kolana, nawet gdy podniosla glos. – Mam do tego prawo. Chce zobaczyc moja matke.

Ewa polozyla rece na ramionach Samanthy, sadzajac ja z powrotem na krzesle, z ktorego sie zerwala.

Вы читаете Dotyk Smierci
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату