– Nie zobaczy jej pani. To jej nie pomoze. Pani to tez nie pomoze. Natomiast odpowie pani na moje pytania, bo to pomoze mi odnalezc czlowieka, ktory jej to zrobil. No dobrze, czy moge cos dla pani zrobic? Zadzwonic do kogos?
– Nie, nie. – Samantha pogrzebala w torebce w poszukiwaniu chusteczki. – Moj maz, moje dzieci. Musze im powiedziec. Moj ojciec. Jak ja im to powiem?
– Gdzie jest panski ojciec, Samantho?
– Mieszka… mieszka w Westchester. Rozwiedli sie jakies dwa lata temu. Zatrzymal dom, poniewaz ona chciala przeniesc sie do miasta. Chciala pisac ksiazki. Chciala zostac pisarka.
Ewa obrocila sie twarza do urzadzenia filtrujacego wode, nalala pelna szklanke i wcisnela ja Samancie w reke.
– Wie pani, jak panska matka zarabiala na zycie?
– Tak. – Samantha zacisnela usta, zgniotla wilgotna chusteczke w lodowatych palcach. – Nikt nie mogl jej tego wyperswadowac. Za kazdym razem usmiechala sie i mowila, ze juz najwyzszy czas, by zrobila cos szokujacego, i ze to dostarczy jej wspanialego materialu do ksiazek. Moja matka – Samantha przerwala, by wypic lyk wody – bardzo mlodo wyszla za maz. Pare lat temu powiedziala, ze musi sie przeprowadzic, poznac inne zycie. „Tego tez nie moglismy jej wyperswadowac. Nigdy niczego nie mozna jej bylo wyperswadowac.
Znowu zaczela plakac; ukryla twarz w dloniach, lkajac cicho. Ewa wziela od niej szklanke, z ktorej prawie nic nie wypila, i poczekala, az minie pierwszy bol i szok.
– Czy to byl trudny rozwod? Czy pani ojciec byl rozgniewany?
– Raczej zdumiony. Zaklopotany. Smutny. Chcial, zeby wrocila i zawsze powtarzal, ze jest to tylko etap przejsciowy w jej zyciu. On… – Nagle pojela cel tego pytania. Opuscila rece. – Nigdy by jej nie skrzywdzil. Nigdy, nigdy, nigdy. Kochal ja. Kazdy ja kochal. Nic nie mozna bylo na to poradzic.
– W porzadku. – Ta sprawa Ewa zajmie sie. pozniej. – Bylyscie zzyte z matka?
– Czy rozmawiala z pania o swoich klientach?
– Czasami. Czulam sie wtedy zaklopotana, ale znalazla sposob, by przedstawiac to wszystko nieslychanie zabawnie. Nazywala siebie Seksowna Babunia i rozsmieszala mnie.
– Czy kiedykolwiek wspominala, ze ktos budzi jej niepokoj?
– Nie. Umiala obchodzic sie z ludzmi. Miedzy innymi na tym polegal jej urok. Zamierzala to robic tylko do chwili opublikowania swej pierwszej ksiazki.
– Wymienila kiedys nazwisko Sharon DeBlass albo Loli Starr?
– Nie. – Samantha zaczela odgarniac wlosy z czola, gdy nagle jej reka zawisla w powietrzu. – Starr, Lola Starr. Slyszalam w wiadomosciach. Slyszalam o niej. Zostala zamordowana. O Boze! O Boze! – Opuscila reke i wlosy znowu opadly jej na twarz.
– Poprosze funkcjonariusza, zeby odwiozl pania do domu, Samantho.
– Nie moge wyjsc. Nie moge jej zostawic.
– Owszem, moze pani. Zajme sie nia. – Ewa polozyla rece na ^dloniach Samanthy. – Obiecuje, ze sie nia zajme w pani imieniu.
Prosze juz isc. – Pomogla Samancie wstac. Objela w talii zrozpaczona kobiete i zaprowadzila ja do drzwi. Chciala, zeby wyszla, zanim ekipa techniczna skonczy prace w sypialni. – Czy pani maz jest w domu?
– Tak, z dziecmi. Mamy dwoje dzieci. Dwuletnie i polroczne. Tony jest w domu z dziecmi.
– Dobrze. Jaki jest pani adres?
Kobieta wciaz byla w szoku. Ewa miala nadzieje, ze apatia, jaka dostrzegla w twarzy Samanthy, gdy podawala adres w Westchester, pomoze jej przetrwac najtrudniejsze chwile.
– Banks!
– Zawiezcie pania Bennett do domu. Wezwe innego funkcjonariusza do pelnienia sluzby przy drzwiach. Zostancie z rodzina tak dlugo, jak dlugo bedziecie potrzebni.
– Tak jest, pani porucznik. – Banks ze wspolczuciem poprowadzil Samanthe w strone wind. – Tedy, pani Bennett – mruknal.
Samantha oparla sie calym cialem o Banksa, jakby byla pijana.
– Zajmie sie nia pani?
Ewa popatrzyla w przerazone oczy Samanthy.
– Obiecuje.
Godzine pozniej Ewa weszla do budynku policji z kotem pod pacha.
– Prosze, prosze, pani porucznik zlapala kota wlamywacza. – Siedzacy za biurkiem sierzant zasmial sie z wlasnego dowcipu.
– Zartownis z ciebie, Riley. Komendant jest jeszcze u siebie?
– Czeka na pania. Ma pani isc na gore, gdy tylko sie pani pokaze.
– Pochylil sie i podrapal mruczacego kota. – Nastepne zabojstwo? – Tak.
Uslyszawszy glosne cmokniecie, podniosla oczy i zobaczyla, ze jakis przystojniaczek w kombinezonie ze sztucznego materialu patrzy na nia pozadliwym wzrokiem. Kombinezon i krew kapiaca z kacika jego ust byly dokladnie w tym samym kolorze. Za jedna reke przykuty byl do lawki. Druga potarl krocze i mrugnal do niej.
– Hej, dziecinko. Mam tu cos dla ciebie.
– Powiadom komendanta Whitneya, ze juz do niego ide – powiedziala Rileyowi, gdy sierzant przewrocil oczami.
Nie mogac sie oprzec, podeszla do lawki i pochylila sie na tyle nisko, ze poczula kwasny smrod wymiotow.
– To bylo urocze powitanie – mruknela, po czym uniosla brew, gdy mezczyzna odsunal kawalek materialu i poruszyl swa meskoscia.
– Spojrz, kotku, jaki malutki, malusienki penis – powiedzial.
– Usmiechnela sie i pochylila jeszcze troche nizej.
Poczula sie lepiej, widzac, jak obiekt jego dumy i radosci skurczyl sie, zanim zdazyl go zakryc. W dobrym humorze wsiadla do windy i poprosila o pietro dowodcy Whitneya.
Czekal na nia z Feeneyem i raportem, ktory przeslala bezposrednio z miejsca zbrodni. Zgodnie z obowiazujaca procedura zlozyla jeszcze ustne sprawozdanie z przebiegu zdarzen.
– Wiec to jest ten kot – rzekl Feeney.
– Corka denatki byla w takim stanie, ze nie mialam sumienia obarczac jej opieka nad tym zwierzakiem. – Ewa wzruszyla ramionami. – A nie moglam go tak po prostu zostawic. – Wolna reka siegnela do torebki. – Jej dyskietki. Wszystkie sa oznaczone. Przejrzalam jej terminarz spotkan. Ostatnie tego dnia miala o szostej trzydziesci. Z Johnem Smithem. To bron. – Polozyla schowana do plastykowej torebki bron na biurku komendanta. – Przypomina Rugera P – dziewiecdziesiat.
Feeney zerknal na rewolwer i kiwnal glowa.
– Szybko sie uczysz, dziecinko.
– Kulam po nocach.
– Poczatek dwudziestego pierwszego wieku, prawdopodobnie dwutysieczny osmy albo dziewiaty. – Oswiadczyl Feneey, obrociwszy w dloniach torebke z bronia. – Jest w swietnym stanie. Numer seryjny nietkniety. Sprawdzenie go nie zajmie duzo czasu – dodal i wzruszyl ramionami. – Ale jest za sprytny, by poslugiwac sie zarejestrowana bronia.
– Sprawdz ja – rozkazal Whitney i wskazal przez pokoj na jednostke pomocnicza. – Dallas, kazalem obserwowac twoj budynek, jesli bedzie probowal podrzucic ci kolejna dyskietke, namierzymy go.
– Jesli bedzie sie trzymal przyjetych przez siebie regul gry, to pojawi sie w ciagu dwudziestu czterech godzin. Na razie powiela ten sam wzorzec, mimo ze kazda z jego ofiar reprezentuje zupelnie inny typ kobiety: DeBlass byla fascynujaca i wyrafinowana; Starr mlodziutka i dziecinna; a ta odgrywala role pocieszycielki, wciaz mlodej, choc dojrzalej.