Przetoczyl sie na nia, odwracajac ich pozycje. Poczul, ze Ewa sztywnieje, po czym odpreza sie zamknieta w jego ramionach. Postep, pomyslal. Nabiera zaufania.

– Jestem gotow pracowac z toba, pani porucznik, kiedy tylko bedziesz miala ochote. – Sciagnal jej sweter przez glowe. – W kazdej chwili.

Uwolnil jej rece. Czekal, by przyciagnela go do siebie, objela ramionami. Jak mocno, pomyslal, gdy ich milosne zmagania staly sie mniej zartobliwe. Jak czule. Jak niepokojaco. Wzial ja powoli i bardzo delikatnie, obserwowal jej narastajace podniecenie, sluchal cichych, chrapliwych jekow, gdy jej cialo wchlanialo kazdy lagodny wstrzas.

Potrzebowal jej. Wciaz drzal na mysl, ze tak bardzo jej potrzebuje. Uklakl podnoszac ja. Oplotla go swymi gladkimi jak aksamit nogami, jej cialo wygielo sie plynnie do tylu. Mogl ja calowac, smakowac jej rozplomienione cialo, poruszajac sie w niej wolno, gleboko, rytmicznie.

Za kazdym razem, gdy wstrzasal nia dreszcz, zalewala go fala niewyslowionej rozkoszy. Z zachwytem patrzyl na jej biala szyje. Calowal ja, draznil zebami, wtulal w nia twarz, wyczuwajac pod delikatna skora przyspieszony puls.

W koncu wymowila chrapliwie jego imie, ujmujac w dlonie jego glowe, przyciskajac go do siebie, podczas gdy jej cialo drzalo, drzalo, drzalo.

Odkryla, ze seks podzialal na nia uspokajajaco i odswiezajaco. Narastajace powoli podniecenie, dlugi powolny finisz dodal jej energii. Nie czula zaklopotania, gdy przesycona zapachem Roarke'a wkladala z powrotem ubranie. Byla zadowolona z siebie.

– Dobrze mi z toba. – Zdziwila sie, ze powiedziala to glosno, ze pozwolila, by uzyskal nad nia wladze.

Zrozumial, ze w ustach Ewy przyznanie sie do tego bylo rownoznaczne z glosnymi zapewnieniami innych kobiet o milosci.

– Ciesze sie. – Przeciagnal opuszkiem palca po jej policzku i wsunal go w niewielki dolek w podbrodku. – Podoba mi sie pomysl bycia z toba.

Odwrocila sie i przeszla przez pokoj, by popatrzec na kombinacje cyfr przesuwajacych sie na umieszczonym na konsoli ekranie.

– Dlaczego opowiedziales mi o swoim dziecinstwie w Dublinie, o swoim ojcu, o tym, co robiles?

– Nie zostalabys z kims, kogo nie znasz. – Obserwowal jej plecy, gdy wpychala koszule do spodni. – Ty powiedzialas mi troche, wiec i ja powiedzialem ci troche. I mysle, ze w koncu mi powiesz, kto cie skrzywdzil, gdy bylas dzieckiem.

– Mowilam ci, ze nie pamietam. – Z przerazeniem zauwazyla cien paniki w swoim glosie. – Nie musze pamietac.

– Nie denerwuj sie. – Podszedl, by rozmasowac jej ramiona. – Nie bede przyciskal cie do muru. Ewo, dobrze wiem, co to znaczy stworzyc sie na nowo. Odgrodzic od tego, co bylo.

Co by to dalo, gdyby jej powiedzial, ze bez wzgledu na to, jak daleko sie ucieknie, przeszlosc zawsze zostaje dwa kroki za nami?

Zamiast tego objal ja w talii i ucieszyl sie, kiedy polozyla dlonie na jego rekach. Wiedzial, ze patrzy na ekrany, ktore znajdowaly sie na przeciwleglej scianie. Nagle powiedziala:

– Skurwiel, patrz na liczby: dochody, wydatki. Sa cholernie do siebie zblizone. Praktycznie takie same.

– Sa dokladnie takie same. – Poprawil ja Roarke i wypuscil z objec, wiedzac, ze bedzie chciala stac z dala od niego. – Co do grosza.

– Ale to niemozliwe. – Z wysilkiem przypomniala sobie matematyke. – Nikt nie wydaje dokladnie tyle, ile zarabia. Kazdy nosi przy sobie przynajmniej troche gotowki, zeby cos kupic od ulicznego sprzedawcy, miec na pepsi z automatu, dla dzieciaka, ktory przyniosl pizze. Jasne, ze to w wiekszosci sztuczne tworzywo albo wytwory elektroniki, ale trzeba miec troche forsy.

Zamilkla, odwrocila sie.

– Juz to widziales. Dlaczego, u diabla, nic nie powiedziales?

– Pomyslalem, ze lepiej z tym poczekac do chwili znalezienia ukrytej przez niego gotowki. – Zerknal na ekran, na ktorym migajace zolte swiatelko, oznaczajace szukanie danych, rozblyslo na zielono. – No i chyba znalezlismy. Och, co za tradycjonalista z tego naszego Simpsona. Tak jak podejrzewalem, zaufal szanowanym i dyskretnym bankom szwajcarskim. Dane graficzne na ekranie piatym.

– Jasna cholera. – Ewa z otwartymi ustami przygladala sie wykazowi bankowemu.

– To we frankach szwajcarskich – wyjasnil Roarke. – Przelicz na dolary amerykanskie, ekran szosty. Mniej wiecej trzykrotnie wieksza suma. No i co ty na to, pani porucznik?

Krew sie w niej zagotowala.

– Wiedzialam, ze oszukuje. Psiakrew, wiedzialam. I spojrz na wyplaty w ciagu ostatniego roku. Dwadziescia piec tysiecy co kwartal. Sto tysiecy rocznie. – Z lekkim usmiechem popatrzyla na Roarke'a. – To sie zgadza z liczbami na liscie Sharon. “Simpson – sto kaw.” Ciagnela z niego forse.

– Moze ci sie uda to udowodnic.

– Udowodnie to, do cholery. – Zaczela chodzic po pokoju. – Miala cos na niego. Moze to byl seks, moze lapowki. Pewnie mieszanka mnostwa malych brzydkich grzeszkow. Wiec jej placil, by trzymala buzie na klodke.

Ewa wepchnela rece do kieszeni, po czym znowu je wyjela.

– Moze podwyzszyla stawke. Moze mial dosc wyrzucania stu tysiecy dolcow w bloto. Wiec ja zabil. Ktos caly czas probuje utrudniac sledztwo. Ktos, kto ma wladze i dostep do informacji. To wskazywaloby na niego.

– Co z dwiema pozostalymi ofiarami?

Pracowala nad tym. Pracowala nad tym, do jasnej cholery.

– Wykorzystal jedna prostytutke. Mogl wykorzystac i inne. Sharon i ta trzecia ofiara sie znaly, a przynajmniej wiedzialy o sobie. Ktoras z nich mogla znac Lole, wspomniec o niej, nawet ja zaproponowac dla odmiany. Do diabla, mogl ja wybrac przez przypadek. Przy pierwszym morderstwie poczul dreszczyk podniecenia. Zabijanie go przerazalo, ale jednoczesnie pociagalo.

Na chwile przestala krecic sie po pokoju i rzucila wzrokiem na Roarke'a. Wyjal papierosa, zapalil go, caly czas ja obserwujac.

– DeBlass jest jednym z jego poplecznikow – kontynuowala.

– A Simpson goraco popiera opracowana przez DeBlassa Ustawe o Moralnosci. To byly tylko prostytutki, pomyslal. Zwykle kurwy, a jedna z nich w dodatku go straszyla. O ile bardziej niebezpieczna bylaby dla niego, gdyby zdobyl fotel senatora?

Znowu sie zatrzymala i zawrocila.

– To wszystko bzdury.

– Wydawalo mi sie, ze brzmia calkiem sensownie.

– Nie wtedy, kiedy przyjrzysz sie temu czlowiekowi. – Potarla palcami czolo. – Jest na to za glupi. Tak, uwazam, ze moglby zabic, Bog wie, ze jest do tego zdolny, ale zeby mu tak gladko poszlo z seria morderstw? Jest urzednikiem – administratorem, rzecznikiem prasowym, ale nie glina. Nawet nie pamieta kodeksu karnego, jesli asystent mu nie podpowie. Dawanie i przyjmowanie lapowek to nic trudnego, to po prostu biznes. Morderstwo popelnione ze strachu, z wscieklosci, namietnosci, tak. Ale zeby je zaplanowac, wykonac plan krok po kroku? Nie. On nawet nie jest na tyle inteligentny, by manipulowac prasa.

– Wiec ktos mu pomogl.

– Mozliwe. Dowiem sie, jesli zdolam przycisnac go do muru.

– Moge ci w tym pomoc. – Roarke zaciagnal sie gleboko papierosem, zanim zgniotl niedopalek. – Jak myslisz, co zrobia media, jesli otrzymaja anonimowy wyciag z tajnych kont Simpsona?

– Nie zostawia na nim suchej nitki. Moze wtedy udaloby nam sie wydobyc od niego jakies zeznanie, nawet gdyby go otaczala chmara adwokatow.

– No wlasnie. Decyzja nalezy do ciebie, pani porucznik. Pomyslala o przepisach, o obowiazujacej procedurze, o systemie, ktorego byla integralna czescia. I pomyslala o trzech zmarlych kobietach – i o trzech innych, ktorym moze uratowac zycie.

– Jest pewna reporterka. Nadine Furst. Daj jej to.

Nie chciala z nim zostac. Wiedziala, ze dostanie wezwanie i ze powinna byc wtedy 'w domu, i to sama. Sadzila, ze nie usnie, lecz zamknela oczy i po chwili zaczely zwidywac sie jej koszmary.

Вы читаете Dotyk Smierci
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату