Najpierw miala sen o morderstwie. Sharon, Lola, Georgie, kazda z nich usmiechala sie do kamery. W chwili wystrzalu strach blyskal w ich oczach, po czym opadaly na cieple od seksu przescieradla.

Tatus. Lola nazywala go tatusiem. I Ewa pograzyla sie z rozpacza w dobrze jej znanym, jeszcze bardziej przerazajacym snie.

Byla dobra dziewczynka. Starala sie byc dobra, nie sprawiac klopotow. Jesli bedziesz sprawiala klopoty, przyjda gliny, zabiora cie i wsadza do glebokiej ciemnej dziury, gdzie jest pelno robakow, gdzie pajaki beda podkradaly sie do ciebie na swych cienkich nozkach.

Nie miala przyjaciolek. Jesli ma sie przyjaciolki, trzeba wymyslac historyjki o tym, skad wziely sie siniaki na ciele. Opowiadac, ze jest sie niezdara, nawet jesli wcale sie nia nie bylo. O tym, ze sie upadlo, choc wcale sie nie upadlo. Poza tym nigdy nie mieszkali dlugo w jednym miejscu. Jesli byli gdzies dluzej, ci cholerni pracownicy socjalni zaraz zaczynali weszyc, zadawac pytania. To ci cholerni pracownicy socjalni maja zwyczaj wzywac gliniarzy, ktorzy moga ja wsadzic do tej ciemnej dziury rojacej sie od robakow.

Tatus ja przeciez ostrzegal.

Wiec byla dobra dziewczynka, ktora nie miala zadnych przyjaciolek i przenosila sie z miejsca na miejsce, gdy tylko ktos zwrocil na nia uwage.

Ale to i tak nie mialo zadnego znaczenia.

Slyszala, gdy przychodzil. Zawsze go slyszala. Nawet gdy byla pograzona w glebokim snie, szuranie jego nagich stop po podlodze budzilo ja tak szybko, jak uderzenie pioruna.

Och, prosze, och, prosze, och, prosze… Modlila sie, ale nie plakala. Jesli plakala, byla bita, a on i tak robil te tajemnicze rzeczy. Bolesne i tajemnicze rzeczy, o ktorych wiedziala, nawet gdy miala piec lat, ze sa zle.

Powiedzial jej, ze jest dobra. Caly czas, gdy jej to robil, mowil, ze jest dobra. Ale wiedziala, ze jest zla i ze zostanie ukarana.

Czasami ja zwiazywal. Kiedy slyszala, ze drzwi jej pokoju otwieraja sie, skamlala cicho, modlac sie, zeby tym razem jej nie zwiazal. Nie bedzie z nim walczyla, nie bedzie, jesli tylko jej nie zwiaze. Jesli tylko nie zasloni jej reka ust, nie bedzie krzyczala ani wzywala pomocy.

– Gdzie jest moja mala dziewczynka? Gdzie jest moja dobra mala dziewczynka?

Lzy zbieraly sie w kacikach jej oczu, gdy wsuwal rece pod przescieradla, szturchajac ja, badajac, szczypiac. Czula jego oddech na swojej twarzy, slodki niczym cukierek.

Wbijal w nia palce, druga reka kneblujac jej usta, gdy nabrala oddechu, by wrzasnac. Nic nie mogla na to poradzic.

– Badz cicho. – Jego oddech stawal sie urywany, obrzydliwie podniecony, lecz nie rozumiala dlaczego. Wbijal sie palcami w jej policzki, a ona wiedziala, ze rano pojawia sie tam siniaki. – Badz dobra dziewczynka. Jaka dobra dziewczynka.

Nie slyszala jego chrzakania, zagluszonego przez jej nieme wrzaski. Krzyczala w duchu, krzyczala, krzyczala… Nie, tatusiu! Nie, tatusiu!

– Nie! – Krzyk wydarl sie jej z piersi, gdy usiadla gwaltownie na lozku. Wilgotne i lepkie od potu cialo pokrylo sie gesia skorka; drzac ze strachu, naciagnela koce pod sama brode.

Nie pamietala. Nie bedzie pamietala, pocieszala sie i podciagnawszy kolana, przycisnela do nich czolo. To tylko sen, juz znikal. Potrafi wymazac go z pamieci – juz to przedtem robila – az w koncu pozostanie po nim tylko lekkie uczucie mdlosci.

Wciaz drzac wstala, owinela sie szlafrokiem, by przezwyciezyc uczucie chlodu. W lazience puscila sobie na twarz strumien wody i stala pod nim, dopoki znowu nie zaczela regularnie oddychac. Nieco uspokojona wziela puszke z pepsi, weszla z powrotem do lozka i wlaczyla jedna z nowych calodobowych stacji.

Usadowila sie wygodnie; czekala.

To byla glowna wiadomosc w dzienniku o szostej rano, przeczytana przez Nadine o kocich oczach. Ewa byla juz ubrana, gdy przyszlo wezwanie do Komendy Glownej.

17

Jesli miala osobista satysfakcje z tego, ze znalazla sie w zespole przesluchujacym Simpsona, to dobrze to ukrywala. Z uwagi na jego pozycje skorzystali z biura Sluzb Bezpieczenstwa zamiast z pokoju przesluchan.

Brak krat w oknach i blyszczacy stolik z tworzywa sztucznego nie zmienialy faktu, ze Simpson byl w powaznych tarapatach. Kropelki potu nad gorna warga wskazywaly, ze wiedzial, w jak powaznych.

– Media probuja dzialac na szkode wydzialu – zaczaj Simpson, cytujac oswiadczenie przygotowane przez jego starszego doradce. – Widzac, ze sledztwo w sprawie brutalnego morderstwa trzech kobiet utknelo w martwym punkcie, media probuja zachecic do polowania na czarownice. Jako szef policji jestem oczywistym celem.

– Panie dowodco Simpson. – Nawet mrugnieciem powieki komendant Whitney nie okazal swej wewnetrznej radosci. Jego glos byl powazny, wzrok posepny. W sercu swietowal zwyciestwo. – Bez wzgledu na powod wydrukowania tych danych bedzie pan musial wyjasnic sprzecznosc w swoich ksiegach podatkowych.

Simpson siedzial sztywno, podczas gdy jeden z jego adwokatow pochylil sie i szeptal mu cos do ucha.

– Nie potwierdzam zadnej sprzecznosci. Jesli taka istnieje, nic o niej nie wiem.

– Nie wie pan o ponad dwoch milionach dolarow?

– Juz skontaktowalem sie z firma, ktora prowadzi moje ksiegi rachunkowe. Nie ulega watpliwosci, ze jesli wkradl sie do nich jakis blad, to z winy ksiegowych.

– Czy pan potwierdza czy zaprzecza, ze rachunek numer cztery siedemdziesiat osiem dziewiec jeden jeden dwa siedem, cztery dziewiecdziesiat dziewiec nalezy do pana?

Po krotkiej konsultacji Simpson kiwnal glowa.

– Potwierdzam to. – Gdyby sklamal, petla tylko by sie zacisnela. Whitney zerknal na Ewe. Wczesniej zgodzili sie, ze nielegalne konto jest sprawa policji skarbowej. Zalezalo im wylacznie na tym, zeby Simpson potwierdzil jego istnienie.

– Czy moglby pan wytlumaczyc wyplate stu tysiecy dolarow w czterech rownych dwudziestopieciotysiecznych ratach w zeszlym roku?

Simpson rozluznil krawat.

– Nie widze powodu, dla ktorego mialbym wyjasniac, na co wydaje swoje pieniadze, pani porucznik Dallas.

– Wiec moze zechce pan wyjasnic, jak to sie stalo, ze na liscie Sharon DeBlass znalazly sie takie same sumy, z adnotacja, iz pochodza od pana.

– Nie wiem, o czym pani mowi.

– Mamy dowod, ze w przeciagu roku zaplacil pan Sharon DeBlass sto tysiecy dolarow w czterech dwudziestopieciotysiecznych ratach. – Ewa odczekala chwile. – To calkiem duza suma jak na przypadkowych znajomych.

– Nie mam nic do powiedzenia w tej sprawie.

– Czy pana szantazowala?

– Nie mam nic do powiedzenia.

– Dowody mowia za pana – oswiadczyla Ewa. – Szantazowala pana; placil jej pan za milczenie. Na pewno zdaje pan sobie sprawe, ze sa tylko dwa sposoby, by przerwac tego typu proceder, dowodco Simpson. Pierwszy, przestaje pan placic; drugi… eliminuje pan szantazystke.

– To absurd. Nie zabilem Sharon. Placilem jej regularnie jak w zegarku. Ja…

– Dowodco Simpson. – Starszy z zespolu prawnikow scisnal Simpsona za ramie. Popatrzyl lagodnym wzrokiem na Ewe. – Moj klient nie zlozy zadnego oswiadczenia na temat swojej znajomosci z Sharon DeBlass. Oczywiscie bedziemy wspolpracowali z policja skarbowa, jesli bedzie prowadzila sledztwo w sprawie mojego klienta. Jednak na razie nie postawiono mu zadnego konkretnego zarzutu. Jestesmy tu tylko z uprzejmosci i po to, by pokazac nasza dobra wole.

– Zetknal sie pan z kobieta znana jako Lola Starr? – zapytala niespodziewanie Ewa.

– Moj klient nie ma nic do powiedzenia.

– Znal pan licencjonowana prostytutke Georgie Castle?

Вы читаете Dotyk Smierci
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату