przygotowac samolot. Poprosila, zebym przyjechal.

– Dlaczego?

– Nie chciala powiedziec. Nie musiala – wystarczylo, ze poprosila. Ewie trudno bylo czynic mu zarzut z tego, ze jest lojalny.

– Nie moge cie zatrzymac, ale ostrzegam, to sprawa wydzialu.

– A w wydziale wrze od samego rana – rzekl spokojnym glosem – z powodu pewnej informacji, ktora przedostala sie do prasy z niewiadomego zrodla.

Wypuscila z sykiem powietrze. Nie da sie zapedzic w kozi rog.

– Jestem ci wdzieczna za pomoc.

– Wystarczajaco mocno, by mi powiedziec, jaki bedzie tego wynik?

– Wydaje mi sie, ze facet wyleci z pracy jeszcze dzisiaj. – Niespokojnie poruszyla ramionami, wygladajac przez okno; chciala jak najszybciej doleciec na miejsce. – Simpson bedzie probowal zwalic cala wina na firme, ktora prowadzila jego ksiegi rachunkowe. Nie sadze, zeby mu sie to udalo. Policja skarbowa oskarzy go o przestepstwo podatkowe. Sadze, ze wewnetrzne sledztwo ujawni, skad bral pieniadze. Biorac pod uwage wyobraznie Simpsona, obstawiam lapowki.

– I szantaz?

– Och, to on jej placil. Zdazyl to potwierdzic, zanim jego adwokat poradzil mu milczenie. I bedzie sie tego trzymal, gdy tylko uswiadomi sobie, ze przyznanie sie do oplacania szantazystki jest o wiele mniej ryzykowne od przyznania sie do udzialu w morderstwie.

Wyjela swoj komunikator i poprosila o polaczenie z Feeneyem.

– Czesc, Dallas.

– Masz je?

Feeney podniosl niewielkie pudelko, tak by mogla je zobaczyc na malutkim ekranie.

– Wszystkie opisane i opatrzone datami. Wspomnienia z jakichs dwudziestu lat.

– Jedz od konca, zacznij od ostatniego wpisu. Powinnam dotrzec do celu za jakies dwadziescia minut. Skontaktuje sie z toba, gdy tylko zbadam, jak wyglada sytuacja.

– Czesc, slodka pani porucznik. – Charles wsunal glowe w ekran i usmiechnal sie do niej promiennie. – Jak sie spisalem?

– Swietnie. Dzieki. Ale na razie zapomnij o skrytce depozytowej, pamietnikach, wszystkim.

– Jakich pamietnikach? – powiedzial mrugajac do niej. Przeslal jej pocalunek, zanim Feeney odepchnal go lokciem.

– Wracam do Centrali. Bedziemy w kontakcie.

– Rozmowa skonczona. – Ewa wylaczyla sie i wsunela komunikator z powrotem do kieszeni.

Roarke odczekal chwile.

– Slodka pani porucznik?

– Zamknij sie, Roarke. – Przymknela oczy, by okazac mu lekcewazenie, lecz nie byla w stanie stlumic triumfalnego usmiechu.

Kiedy wyladowali, musiala przyznac, ze nazwisko Roarke'a dziala szybciej niz odznaka. W ciagu paru minut byli we wspanialym wynajetym samochodzie i mkneli do Front Royal. Roarke sam prowadzil i robil to doskonale.

– Brales udzial w rajdzie Safari?

– Nie. – Zerknal na nia, gdy jechali pod gore droga 95 z predkoscia prawie stu mil na godzine. – Ale uczestniczylem w kilku innych, liczacych sie na swiecie.

– Wyobrazam sobie. – Zabebnila palcami w chropowaty drazek, gdy wystrzelil samochodem pionowo w gore, przelatujac smialo

– i wbrew przepisom – nad blokujacymi przejazd samochodami.

– Powiedziales, ze Richard jest twoim dobrym przyjacielem. Jak bys go opisal?

– Inteligentny, skory do poswiecen, spokojny. Rzadko sie odzywa, jesli nie ma nic konkretnego do powiedzenia. Zyje w cieniu swego ojca, z ktorym czesto sie nie zgadza.

– Jak bys opisal jego stosunki z ojcem?

Samochod opadl z powrotem na ziemie, ledwo slizgajac sie oponami po powierzchni jezdni.

– Z jego nielicznych wypowiedzi i z tego, co wypsnelo sie Beth, wnioskuje, ze cechowala je wrogosc i poczucie zawodu.

– A jego stosunki z corka?

– Wybor, jakiego dokonala, pozostawal w sprzecznosci z jego stylem zycia, z jego, coz, zasadami, jesli wolisz. Zawsze uwazal, ze czlowiek powinien miec wolnosc wyboru wlasnej drogi zyciowej. Jednak nie moge sobie wyobrazic ojca, ktory chcialby, zeby jego corka zarabiala na zycie sprzedajac wlasne cialo.

– Czy czuwal nad bezpieczenstwem ojca podczas ostatniej kampanii wyborczej do senatu?

Znowu wzniosl pojazd w powietrze, skierowal go poza droge, mruczac cos o skrocie. W milczeniu przelecial nad polanka, kilkoma domami mieszkalnymi i opadl na cicha podmiejska ulice.

Przestala liczyc wykroczenia drogowe.

– Lojalnosc rodzinna jest wazniejsza od polityki. Czlowiek o pogladach DeBlassa jest albo bezgranicznie kochany, albo bezgranicznie nienawidzony. Richard moze nie zgadzac sie z ojcem, lecz na pewno nie pragnie, by zostal skrytobojczo zamordowany. A poniewaz specjalizuje sie w przepisach dotyczacych ochrony, to naturalna koleja rzeczy pomaga ojcu.

Syn chroni ojca, pomyslala Ewa.

– A jak daleko DeBlass moglby sie posunac, by chronic swego syna?

– Przed czym? Richard jest bardzo powsciagliwy. Najchetniej trzyma sie na uboczu, niewiele mowi o prowadzonych przez siebie sprawach. On… – Dopiero teraz zrozumial wage pytania. – Znajdz sobie inny cel – wycedzil przez zeby. – To zly cel.

– Zobaczymy.

Dom na wzgorzu tchnal spokojem. Przycupniety pod niebieskim zimnym niebem, wygladal przytulnie z kilkoma odwaznymi krokusami, ktore zaczynaly wygladac spod zmarznietej trawy.

Pozory czesto myla, pomyslala Ewa. Wiedziala, ze to nie jest dom latwego bogactwa, cichego szczescia i spokojnego zycia. Teraz, kiedy wiedziala, co sie wydarzylo za tymi rozowymi murami i blyszczacymi szybami, byla tego pewna.

Elizabeth sama otworzyla im drzwi. Byla bledsza i chudsza niz wtedy, gdy Ewa widziala ja po raz ostatni. Miala zapuchniete od placzu oczy, a szyte na miare spodnie zwisaly luzno na biodrach – skutek niedawnego spadku wagi.

– Och, Roarke. – Gdy Elizabeth znalazla sie w jego ramionach, Ewa uslyszala, jak chrzeszcza kruche kosci. – Przepraszam, ze cie tutaj sciagnelam. Nie powinnam byla zawracac ci glowy.

– Nie badz glupia. – Odchylil jej glowe do tylu z taka delikatnoscia, ze Ewa poczula dziwne uklucie w sercu i musiala bardzo sie starac, by zachowac rezerwe. – Beth, nie dbasz o siebie.

– Nie moge normalnie funkcjonowac, nie moge myslec ani nic robic. Ziemia chwieje mi sie pod stopami i… – Przerwala, przypomniawszy sobie, ze nie sa sami. – Pani porucznik Dallas.

Elizabeth popatrzyla na Roarke'a z wyrazem oskarzenia w oczach, co nie uszlo uwagi Ewy.

– On mnie tu nie przywiozl, pani Barrister. To ja go przywiozlam. Dzis rano otrzymalam telefon z tego miejsca. Czy to pani dzwonila?

– Nie. – Elizabeth cofnela sie. Splotla rece i zaczela wykrecac palce. – Nie, nie dzwonilam. To musiala byc Catherine. Przyjechala tu wczoraj w nocy, zupelnie niespodziewanie. Rozhisteryzowana, podenerwowana. Jej matka zostala zabrana do szpitala, a rokowania sa zle. Mysle, ze stres, jaki przezyla w ciagu ostatnich paru tygodni, po prostu byl dla niej za duzy. Dlatego cie wezwalam, Roarke. Richardowi juz brakuje pomyslu. Ja niewiele moge mu pomoc. Potrzebowalismy kogos…

– Moze wejdziemy i usiadziemy?

– Sa w saloniku. – Elizabeth odwrocila sie gwaltownie, by rzucic okiem na hali. – Ona nie chce przyjac zadnych srodkow uspokajajacych, nie chce niczego wyjasnic. Pozwolila nam tylko zadzwonic do swego meza i syna, powiedziec im, ze jest tutaj i zeby nie przyjezdzali. Opetala ja mysl, ze grozi im jakies niebezpieczenstwo. Przypuszczam, ze pod wplywem tego, co przydarzylo sie Sharon, zaczela bardziej martwic sie o swoje dziecko.

Вы читаете Dotyk Smierci
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату