– Na Boga! – Boothby zgniotl papierosa i natychmiast zapalil kolejnego. – Dwoch funkcjonariuszy wydzialu specjalnego nie zyje, dwoch rannych. Dzieki Bogu za Harry'ego.

– Jest wlasnie na dole. Z pewnoscia chcialby to uslyszec od pana osobiscie.

– Nie mamy czasu na pogawedki, Alfredzie. Musimy ich zlapac, i to jak najszybciej. Nie musze panu tlumaczyc, o co idzie gra.

– Nie, nie musi pan, sir Basilu.

– Premier zyczy sobie, by go informowac co pol godziny. Czy moge mu przekazac cos nowego?

– Niestety nie. Przewidzielismy i zabezpieczylismy wszystkie trasy ucieczki. Chcialbym moc z cala pewnoscia stwierdzic, ze ich zlapiemy, ale nie mozna lekcewazyc przeciwnika. Juz wielokrotnie nam udowodnili, ze sa dobrzy.

Boothby podjal wedrowke po gabinecie.

– Dwoch zabitych, trzech rannych i na wolnosci dwoch szpiegow posiadajacych informacje, dzieki ktorym moga obnazyc nasza mistyfikacje. Nie ulega watpliwosci, ze to najwieksza katastrofa w dziejach naszego wydzialu.

– Wydzial specjalny skierowal sily, ktore uwazal za wystarczajace do aresztowania Catherine Blake. Najwyrazniej sie pomylili.

Boothby sie zatrzymal i zmierzyl Vicary'ego lodowatym wzrokiem.

– Niech pan nie probuje zwalac winy na wydzial specjalny, Alfredzie. Pan tam dowodzil. Ten aspekt akcji Kettledrum nalezal do pana.

– Zdaje sobie z tego sprawe, sir Basilu.

– To dobrze, bo kiedy juz bedzie po wszystkim, zostanie pan poddany przesluchaniu przez komisje wewnetrzna i watpie, by pana poczynania oceniono pozytywnie.

Vicary wstal.

– Czy to juz wszystko, sir Basilu? – Tak.

Vicary odwrocil sie i ruszyl do drzwi.

Odlegle zawodzenie syren alarmowych rozleglo sie, kiedy Vicary schodzil na dol do archiwum. Pomieszczenia tonely w polmroku, palilo sie tylko kilka swiatel. Vicary jak zwykle zwrocil uwage na zapach: plesniejacy papier, kurz, wilgoc i lekka won obrzydliwego tytoniu Nicholasa Jago. Zerknal w strone oszklonego kantoru kierownika archiwum. Swiatlo zgaszone, drzwi porzadnie zamkniete. Dobieglo go gniewne stukanie obcasow, charakterystyczne dla szybkiego, zdecydowanego marszu Grace Clarendon. Jej blond wlosy mignely za polkami i zniknely. Ruszyl za nia do jednego z bocznych pomieszczen i od wejscia wolal, zeby jej nie wystraszyc. Odwrocila sie, obrzucila go wrogim spojrzeniem zielonych oczu, po czym z powrotem pochylila sie nad aktami, jakby go tu nie bylo.

– Czy przyszedl tu pan sluzbowo, profesorze Vicary? – spytala. – Bo jesli nie, bede musiala pana prosic o opuszczenie archiwum. Dosc juz mialam przez pana problemow. Jesli ktos mnie przylapie na rozmowie z panem, bede mogla sie uznac za szczesciare, jesli dostane prace w strazy i bede pilnowac, czy cholerni obywatele stosuja sie do przepisow zaciemnienia.

– Musze zajrzec do teczki, Grace.

– Zna pan regulamin, profesorze. Nalezy wypelnic zapotrzebowanie. Jesli zostanie uznane, dostanie pan akta.

– Na sprawdzenie tych akt, ktore chce zobaczyc, nie dostane zgody.

– W takim razie nie moze pan ich zobaczyc. – Jej glos zabrzmial chlodno i wyniosle. – Taki jest regulamin.

Sadzac po drzeniu ziemi, pierwsze bomby spadly pod drugiej stronie rzeki. Po chwili rozleglo sie szczekanie dzial przeciwlotniczych w parku. Vicary uslyszal warkot niemieckich bombowcow. Grace przerwala prace i podniosla wzrok. W poblizu spadl grad bomb – o wiele za blisko, bo caly budynek sie zatrzasl i teczki pospadaly z polek. Grace spojrzala na balagan i jeknela:

– Cholera jasna!

– Wiem, ze Boothby zmusza cie do robienia rzeczy niezgodnych z twoim sumieniem. Slyszalem wasza klotnie w gabinecie, wczoraj wieczorem widzialem, jak wsiadalas do jego samochodu przy Northumberland Avenue. I nie mow mi, ze to tylko romans, bo wiem, ze kochasz Harry'ego.

Vicary zauwazyl, ze zielone oczy zasnula mgielka; teczka zadrzala jej w dloni.

– To, cholera, twoja wina! – warknela. – Gdybys mu nie powiedzial o aktach Vogla, nie wpadlabym w to lajno.

– Do czego cie zmusza? Zawahala sie.

– Prosze juz isc, profesorze. Prosze.

– Nie zostawie cie, dopoki mi nie powiesz, czego od ciebie chcial Boothby.

– Niech cie szlag, Vicary, chcial, zebym na ciebie donosila! I na Harry'ego! – Zmusila sie do cichszego mowienia. – Wszystko, z czego zwierzyl mi sie Harry w lozku czy gdziekolwiek, mialam przekazywac Boothby'emu.

– I co mu mowilas?

– Wszystko, co Harry mowil o sprawie i postepach w sledztwie. A takze o tym, czego szukales w archiwum. – Wziela z wozka pare teczek i zaczela je porzadkowac. – Slyszalam, ze Harry uczestniczyl w tej jatce w Earl's Court.

– To prawda. Co wiecej, zostal bohaterem dnia.

– Stalo mu sie cos? Vicary potaknal.

– Jest na gorze. Lekarze nie mogli go utrzymac w lozku.

– Pewnie zrobil cos glupiego, prawda? Probowal sie wykazac. Boze, jakiz z niego czasem glupi, uparty kretyn.

– Grace, musze zobaczyc pewna teczke. Po zakonczeniu tej sprawy Boothby chce mnie wylac. Po prostu musze sie dowiedziec, dlaczego.

Przyjrzala mu sie z powaga. – Nie zartujesz, prawda?

– Niestety nie.

Przez chwile przypatrywala mu sie bez slowa. Budynek drzal od spadajacych w poblizu bomb.

– Co to za akta?

– Operacja o nazwie Kettledrum. Zaskoczona Grace zmarszczyla brwi.

– Czy to nie jest kryptonim waszej akcji?

– Tak.

– Chwileczke. Chcesz, zebym nadstawiala karku dla akt sprawy, ktora ty sam prowadzisz?

– Cos w tym rodzaju. Tyle ze szukaj jej pod innym nazwiskiem.

– Jakim?

Vicary popatrzyl prosto w jej zielone oczy i bezglosnie wyszeptal:

– B.B.

Wrocila po pieciu minutach z pustymi okladkami.

– Operacja Kettledrum - oswiadczyla. – Zakonczona.

– Gdzie zawartosc?

– Albo zniszczona, albo u oficera prowadzacego.

– Kiedy ja rozpoczeto? – spytal Vicary. Grace spojrzala na metryczke, potem na profesora.

– Dziwne – powiedziala. – Z metryczki wynika, ze operacje Kettledrum rozpoczeto w pazdzierniku czterdziestego trzeciego roku.

Rozdzial dziewiaty

Вы читаете Ostatni szpieg Hitlera
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату