– Doskonale zdaje sobie sprawe z niebezpieczenstw zwiazanych z ta sytuacja, pierwszy. Ale zostaniemy tu, w umowionym punkcie, dopoki nie zamknie sie wlazu. A nawet dluzej, jesli uznam, ze nadal nic nam nie grozi.
– Ale,
– Tak jest,
„Rebeka' miala jakies osiem metrow, byla plytka, miala silnik i niewielka przybudowke, w ktorej z trudem moglo stanac obok siebie dwoje ludzi. Lockwood uprzedzil telefonicznie port, wiec gdy sie zjawili, silnik juz chodzil.
Na poklad wsiadlo czterech mezczyzn: nadinspektor, Harry, Jordan i Roach. Chlopak portowy rozwiazal ostatnia cume i Lockwood wyprowadzil lodz do kanalu.
Maksymalnie otworzyl przepustnice. Silnik zahuczal, smukly dziob wysunal sie nad woda i rozcinal pomarszczone fale. Na wschodzie noc ustepowala miejsca dniu. Z prawej widac bylo sylwetke latarni na Spurn Head. Przed soba mieli puste morze.
Harry schylil sie, dorwal radio i przywolal Vicary'ego w Grims- by, by go powiadomic, ze zaczeli poscig.
Piec mil na wschod od „Rebeki' korweta numer 745 manewrowala na wzburzonym morzu po skomplikowanej sciezce. Kapitan i jego pierwszy oficer stali na mostku z lornetkami przy oczach, probujac przeniknac zaslone deszczu. Na prozno. Do ciemnosci i ulewy doszla mgla, jeszcze bardziej ograniczajac widocznosc. W takich warunkach mogliby przeplynac sto metrow od U- boota i go nie zauwazyc. Kapitan podszedl do mapy, gdzie nawigator zaznaczal najnowsze zmiany kursu. Na rozkaz kapitana korweta wykonala skret o dziewiecdziesiat stopni, kierujac sie na otwarte morze. Kapitan polecil radiooperatorowi, by powiadomil sluzbe wykrywania o ich nowym kursie.
W Londynie Arthur Braithwaite stal przy stole z mapa, ciezko wsparty na lasce. Polecil, zeby wszelkie komunikaty marynarki i RAF- u natychmiast ladowaly na jego biurku. Wiedzial, ze przy takiej pogodzie i swietle istnieja nikle szanse wypatrzenia U- boota, nawet gdyby sie w pelni wynurzyl. Jesli zas okret kryje sie tuz pod powierzchnia, jest to praktycznie niemozliwe.
Adiutant podal mu najnowsze raporty. Korweta numer 745 wlasnie zmienila kurs i kieruje sie na wschod. Druga, numer 128, znajduje sie dwie mile dalej i plynie na poludnie. Braithwaite pochylil sie nad stolem, przymknal oczy i usilowal sobie wyobrazic poszukiwania.
Bodaj cie licho, Maksie Hoffmanie! – pomyslal. Gdzie, do cholery, sie podziewasz?
„Camilla', choc Horst Neumann nie zdawal sobie z tego sprawy, znajdowala sie dokladnie siedem mil na wschod od Spurn Head. Pogoda sie pogarszala z minuty na minute. Deszcz lal jak z cebra, siekac w okna sterowki i zaslaniajac widok. Wiatr i prad – oba polnocne – nieustannie spychaly kuter z kursu. Korzystajac z kompasu, Neumann usilowal utrzymac kierunek wschodni.
Najwiekszy problem byl z morzem. Od pol godziny regularnie powtarzal sie ten sam przerazajacy rytm: kuter wspinal sie na fale, przez chwile kolysal sie na jej szczycie, a potem zapadal sie w nastepna. W dole zawsze wydawalo sie, ze zaraz ich pochlonie szarozielony wawoz wodorostow. Poklad nieustannie zalewala woda. Neumann nie czul juz nog. Po raz pierwszy spojrzal w dol i zobaczyl, ze tkwi powyzej kostek w lodowatej wodzie.
A mimo to jakis cudem ciagle jeszcze mieli szczescie. Kuter przyjmowal najgorsze ataki morza. Dochodzilo wpol do szostej. Trzydziesci minut do zamkniecia wlazu i odplyniecia U- boota. Neumann mogl utrzymac kuter na stalym kursie i byl prawie pewny, ze zmierzaja we wlasciwym kierunku. I nigdzie nie widzial pogoni.
Pozostawal jeden problem: brak radia. Radio Catherine stracili w Londynie, a strzal Martina Colville'a zniszczyl drugie. Neumann liczyl, ze na kutrze znajda radio, ale okazalo sie, ze nie byl w nie wyposazony. Czyli w zaden sposob nie zdolaja sie skontaktowac z lodzia podwodna.
W takiej sytuacji mogl zrobic juz tylko jedno: wlaczyc swiatla.
Podejmowal ryzyko, ale niezbedne. Tylko w ten sposob U- boot bedzie wiedzial, ze sie stawili na spotkanie – jesli ich zobaczy. A zobaczy „Camille' wylacznie wtedy, gdy bedzie oswietlona. Lecz jesli zauwazy ich U- boot, to moze ich rowniez wypatrzyc kazdy brytyjski okret wojenny i lodz strazy przybrzeznej.
Neumann szacowal, ze od miejsca spotkania dzieli ich pare mil. Odczekal jeszcze piec minut, potem siegnal do wlacznika i „Camilla' rozgorzala swiatlem.
Jenny Colville pochylila sie nad wiadrem i po raz trzeci zwymiotowala. Zastanawiala sie, czy w jej wnetrznosciach cos jeszcze zostalo. Usilowala sobie przypomniec, kiedy ostatni raz cos miala w ustach. Wieczorem nie zjadla kolacji, bo byla wsciekla na ojca, nie ruszyla tez lunchu. Moze sniadanie, ale i to najwyzej biskwita z herbata.
Zoladek znowu jej sie skurczyl, ale tym razem nic nie poszlo. Jenny cale zycie spedzila nad morzem, lecz na lodzi byla tylko raz: podczas jednodniowego rejsu po zatoce Wash z ojcem szkolnej przyjaciolki. I nigdy nie doswiadczyla tego, co teraz.
Choroba morska calkowicie ja sparalizowala. Chciala umrzec. Marzyla o swiezym powietrzu. Nieustanne kolysanie i szarpanie statku bezlitosnie nia miotalo. Rece i nogi miala poobijane. I jeszcze ten halas – ciagly, ogluszajacy warkot i huk silnika kutra.
Jakby byl tuz pod nia.
Niczego bardziej nie pragnela, jak wydostac sie stad i znalezc na ziemi. Raz za razem powtarzala sobie, ze jesli przezyje te noc, jej noga nigdy wiecej nie postanie na lodzi, nigdy. I wtedy zaswitala jej mysl: co sie stanie, kiedy tamci dotra do swego punktu przeznaczenia? Przeciez nie zamierzaja plynac tym gruchotem az do Niemiec. Pewnie czeka na nich jakis okret. I co wtedy? Czy znowu ja zabiora, czy tez zostawia ja sama na kutrze? A jesli ja zostawia, mozliwe ze nikt jej nie znajdzie. Przy takiej pogodzie jak dzis, zginie samotna na Morzu Polnocnym.
Kuter zesliznal sie po grzbiecie kolejnej olbrzymiej fali. Jenny poleciala naprzod, rabnela glowa o sciane.
Po obu stronach byly iluminatory. Zwiazanymi rekami starla mgielke z szyby po prawej stronie. Morze wygladalo przerazajaco – kotlowanina poteznych zielonych mas wody.
I jeszcze cos. Woda obok sie zagotowala i cos czarnego, blyszczacego przecielo ja od dolu. Przez chwile nic nie bylo widac, w koncu jakas wielka szara rzecz – niczym morski potwor z bajki – wynurzyla sie na powierzchnie, ociekajac woda.
Kapitanleutnant Max Hoffman, znudzony trzymaniem sie o dziesiec mil od brzegu, postanowil zaryzykowac i przemknac o mile, dwie blizej ladu. Czekal, az w peryskopie pojawi sie znak osmiu mil i wtedy nagle zauwazyl swiatla niewielkiego kutra. Kazal sie wynurzyc i w dwie minuty stal na mostku w strugach deszczu, wciagajac w pluca czyste powietrze i spogladajac przez lornetke.
W pierwszym momencie Neumann pomyslal, ze mu sie zwidzialo. Widzial to przez moment, tylko mu mignelo, zanim fala cisnela kuter w dol. Zalala ich woda i na chwile wszystko zniknelo mu z oczu.
Dziob zaryl gleboko w morze, jak szpadel w ziemie, i przez pare sekund caly poklad dziobowy tonal w wodzie. Ale jakims cudem kuter znowu sie wydzwignal na powierzchnie i wspial na kolejna fale. Teraz z kolei widocznosc utrudnialy strumienie deszczu.
Kuter zanurzyl sie i raz jeszcze wynurzyl. I kiedy „Camilla' kolysala sie na grzbiecie poteznej fali, Horst Neumann dostrzegl charakterystyczna sylwetke niemieckiego U- boota.
To Peter Jordan stojacy na rufie „Rebeki' jako pierwszy zauwazyl U- boota. Drugi, po paru sekundach, spostrzegl go Lockwood, a po chwili zobaczyli rowniez i swiatla „Camilli' o jakies czterysta metrow na prawo od niemieckiej lodzi. Lockwood gwaltownie skrecil „Rebeka' w lewo, ustawiajac kurs prosto na „Camille', po czym podniosl sluchawke radia.
Vicary chwycil sluchawke otwartej linii telefonicznej ze sluzba wykrywania jednostek podwodnych.