stosunkowo bezpiecznemu zajeciu, czyli uganianiu po kraju za szpiegami. Powtarzal sobie, ze to, co robi w MI- 5 odgrywa ogromna, niezastapiona role w walce o zwyciestwo, lecz raz zrodzone watpliwosci nie przestawaly go nekac. Jak bym sie zachowal na polu walki? Czy schwycilbym bron i walczyl, czy tez zaszyl sie w lisiej norze? Nastepnego wieczoru, kiedy zrywal z Grace, opowiedzial jej o swoich uczuciach. Kochali sie po raz ostatni, jej pocalunki byly slone od lez. Cholerna wojna, powtarzala raz za razem. Zawszona, przekleta, obrzydliwa wojna.

– Potrzebuje przyslugi, Grace – rzekl teraz przyciszonym glosem.

– Ladnie to tak, Harry? Nie dzwonisz, nie piszesz, nie przynosisz mi kwiatow. Nagle zjawiasz sie niespodzianie i oswiadczasz, ze potrzebujesz przyslugi. – Usmiechnela sie i znowu go pocalowala. – Dobra, czego chcesz?

– Musze zobaczyc liste osob, ktore braly pewna teczke. Twarz jej pociemniala.

– Daj spokoj, Harry, wiesz, ze nie moge.

– Czlowieka z Abwehry, Vogla, Kurta Vogla.

Blysk przypomnienia przemknal po jej twarzy, potem zgasl.

– Grace, nie musze ci mowic, ze pracujemy nad strasznie wazna sprawa.

– Wiem, ze pracujecie nad strasznie wazna sprawa. W calym wydziale tylko o tym sie mowi.

– Kiedy Vicary chcial przejrzec teczke Vogla, okazalo sie, ze zniknela. Przyszedl do Jago, a ten w dwie minuty pozniej przyniosl mu to cholerstwo. I probowal wmowic Vicary'emu, ze po prostu ktos nie odlozyl akt na swoje miejsce.

Ze zloscia grzebala w dokumentach na wozku. Zlapala garsc i zaczela je odkladac na miejsce.

– Dobrze o tym wiem, Harry.

– A skad mialabys wiedziec?

– Bo zwalil wine na mnie. Napisal nagane i dolaczyl ja do moich akt, lajdak.

– Kto zwalil na ciebie wine?

– Jago! – syknela.

– Dlaczego?

– Zeby ochronic wlasny tylek. Dlatego.

Znowu pochlonelo ja grzebanie w teczkach. Harry schwycil ja za rece, zmuszajac do przerwania pracy.

– Grace, musze zobaczyc te liste.

– To ci nic nie da. Ten, kto wzial teczke przed Vicarym, nie zostawia po sobie sladow.

– Grace, prosze. Blagam.

– Lubie, kiedy blagasz, Harry.

– Taa, pamietam.

– A moze bys wpadl ktoregos wieczoru na kolacje? – Przeciagnela palcem po grzbiecie jego dloni. Opuszke miala przyczerniona od sortowania papierzysk. – Brak mi twojego towarzystwa. Pogadamy, posmiejemy sie, nic wiecej.

– Z przyjemnoscia, Grace. – Nie klamal; bardzo za nia tesknil.

– Jesli komukolwiek powiesz, skad to dostales, Harry, klne sie na Boga…

– To zostanie miedzy toba a mna.

– Nawet Vicary'emu – nalegala. Harry polozyl reke na sercu.

– Nawet Vicary'emu.

Grace wziela kolejna sterte dokumentow, potem spojrzala na Harry'ego. Krwistoczerwone usta ulozyly sie w inicjal: B.B.

– Jak to mozliwe, ze nie ma pan ani jednego sladu? – spytal Basil Boothby, kiedy Vicary zapadl w gleboka, miekka kanape.

Sir Basil co wieczor zadal relacji z postepow w sledztwie. Znajac namietnosc zwierzchnika do podkladek na pismie, Vicary zaproponowal, ze bedzie przesylal krotkie notki, ale sir Basil chcial byc informowany osobiscie.

Dzis Boothby z kims sie spotykal. Kiedy Vicary'ego wpuszczono do gabinetu, wymamrotal cos o Amerykanach, by usprawiedliwic stroj wieczorowy. W trakcie rozmowy wielka lapa probowac przecisnac zlota spinke przez rozciecie wykrochmalonego mankietu. W domu w tego rodzaju niewdziecznych zadaniach wyreczal go pokojowiec. Sir Basil na chwile przerwal sprawozdanie Vicary'ego i wezwal na pomoc swoja sliczna sekretarke.

Dzieki temu Vicary mogl przez moment przetrawiac wiadomosc uzyskana od Harry'ego: to wlasnie sir Basil wyciagnal teczke

Vogla. Profesor odtwarzal w pamieci ich pierwsza rozmowe. Jak to Boothby ujal? „Przypuszczam, ze w archiwum cos o nim maja'. Sekretarka bezszelestnie zniknela. Vicary podjal relacje. Ich ludzie pilnowali wszystkich stacji kolejowych w Londynie. Rece mieli zwiazane, gdyz nie dysponowali rysopisem zadnego z agentow, ktorych kazano im szukac. Harry Dalton opracowal liste wszystkich dotychczasowych punktow spotkan niemieckich szpiegow. Vicary tam rowniez postawil swoich ludzi.

– Chetnie przydzielilbym panu jeszcze kogos, ale nie mamy ludzi – powiedzial Boothby. – Obserwatorzy i tak haruja po dwie, trzy zmiany. Ich szef narzeka, ze wpedza ich pan do grobu. Marzna na kosc. Polowa padla na grype.

– Rozumiem ich skargi, sir Basilu. Staram sie ich wykorzystywac tylko wtedy, gdy to niezbedne.

Boothby zapalil papierosa i chodzil po pokoju, popijajac gin.

– Gdzies w kraju, zupelnie poza nasza kontrola krazy trzech niemieckich szpiegow. Nie musi mi pan udowadniac, w jak powaznej znalezlismy sie sytuacji. Jesli ktorys z nich bedzie sie probowal skontaktowac z jednym z naszych podwojnych agentow, znajdziemy sie w prawdziwych tarapatach. Cala stworzona przez nas siatka bedzie wystawiona na niebezpieczenstwo.

– Sadze, ze nie beda probowali sie skontaktowac z innymi agentami.

– Dlaczego?

– Dlatego ze, moim zdaniem, Vogel prowadzi swoja wlasna gre. Przypuszczam, ze mamy tu do czynienia z odrebna siatka agentow, ktorej istnienia nawet sie nie domyslalismy.

– To tylko przypuszczenia, Alfredzie. Musimy zajmowac sie faktami.

– A czytal pan w ogole teczke Vogla? – spytal Vicary, starajac sie nadac tonowi swobodne brzmienie.

– Nie.

Do tego klamiesz – dodal w duchu Vicary.

– Sadzac po tym, jak sprawa sie uklada, twierdzilbym, ze Vogel trzymal w Anglii siec nie uaktywnionych szpiegow, ktorych wprowadzil jeszcze przed wojna. Zalozylbym sie, ze agent dziala w Londynie, a drugorzedny gdzies na prowincji, gdzie moze w kazdej chwili przyjac szpiega. Ten, ktory przylecial ubieglej nocy, prawie na pewno otrzymal zadanie wprowadzenia glownego agenta w tajniki sprawy. I rownie dobrze wlasnie w tej chwili moga miec spotkanie. My zas coraz bardziej przegrywamy i zostajemy w tyle.

– Ciekawe, Alfredzie, ale to wszystko domysly.

– Bardzo prawdopodobne domysly, sir Basilu. W braku solidnych, niepodwazalnych faktow, to, obawiam sie, jedyny moj punkt zaczepienia. – Vicary zawahal sie, wiedzac, jaka zapewne bedzie reakcja na sugestie, ktora zaraz padnie: – Na razie zas sadze, ze powinnismy ustalic termin spotkania z generalem Bettsem i poinformowac go o rozwoju wypadkow.

Na twarzy Boothby'ego pojawila sie gniewna zmarszczka. General brygady Thomas Betts pelnil role zastepcy szefa wywiadu w SHAEF. Wysoki, niedzwiedziowaty Betts mial jedna z najbardziej niewdziecznych funkcji w Londynie: pilnowal, by zaden z setek amerykanskich i brytyjskich oficerow, ktorzy znali tajemnice operacji Overlord, nie zdradzil jej – ani nieumyslnie, ani umyslnie – wrogowi.

– To przedwczesne, Alfredzie.

– Przedwczesne? Sam pan przed chwila powiedzial, sir Basilu, ze mamy na wolnosci trzech niemieckich szpiegow.

– Zaraz ide do dyrektora generalnego zdac mu sprawozdanie. Jesli choc slowem pisne, ze mamy sie pochwalic naszymi kleskami Amerykanom, wyskoczy na mnie z bardzo wielka paszcza.

– Jestem przekonany, ze general nie potraktowalby pana zbyt surowo, sir Basilu. – Vicary wiedzial, ze Boothby przekonal zwierzchnika, jakoby byl niezastapiony. – Zreszta, trudno to nazwac kleska.

Boothby zatrzymal sie w pol kroku.

– A jak by pan to nazwal?

– Przejsciowymi trudnosciami. Boothby prychnal i zgniotl papierosa.

Вы читаете Ostatni szpieg Hitlera
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату