zauwazyl, ze musiala duzo przebywac na dworze i zachowala figure.
– Boze, Kurt, zostala z ciebie skora i kosci! – zawolala, kiedy ja objal. – Czy w Berlinie jest az tak zle?
Wszyscy juz byli w lozkach. Dziewczynki spaly w pokoju na gorze. Podczas gdy Trude krecila sie przy kolacji, Vogel poszedl do nich zajrzec. W pokoju dziewczat panowal chlod. Nicole przeniosla sie do Lizbet. W mroku trudno bylo odroznic, gdzie zaczynala sie jedna, a konczyla druga. Pochylil sie nad corkami wsluchany w ich oddechy i sycil sie ich aromatem: zapachem wlosow, mydla, wonia rozgrzanych cial przebijajaca przez koszule nocne. Trude zawsze uwazala to za dziwactwo, ale Vogel nad wszystko w swiecie kochal zapach corek.
Talerz z jedzeniem i kieliszek wina czekaly na niego na dole. Trude juz dawno zjadla kolacje, wiec teraz tylko siedziala i gawedzila, podczas gdy on rozkoszowal sie pieczona wieprzowina z ziemniakami. Zdziwil go wlasny apetyt. Skonczyl, zona nalozyla mu dokladke. Zmusil sie, by jesc wolniej. Trude mowila o rodzicach, dziewczynkach i o tym, jak do wioski przyjechal Wehrmacht i zabrali ostatnich mezczyzn i chlopcow ze szkoly. Dziekowala Bogu, ze mieli dwie corki i zadnego syna. Nie pytala o podroz, a on sam nie poruszal tego tematu.
Kiedy sie nasycil, sprzatnela ze stolu. Przygotowala mu namiastke kawy i wlasnie pochylala sie nad kuchnia, nalewajac ja do filizanki na spodku, kiedy rozleglo sie ciche pukanie. Przeszla przez pokoj i otworzyla drzwi, ze zdumieniem wpatrujac sie w czarno odziana postac, stojaca w progu.
– O Boze! – jeknela, wypuszczajac z rak filizanke i spodek, ktore roztrzaskaly sie u jej stop.
– Ciagle nie miesci mi sie w glowie, ze Heinrich Himmler przestapil prog tego domu – mowila bezdzwiecznie, jakby rozmawiala z sama soba.
Stala przy kominku w ich sypialni, wyprostowana, z zalozonymi rekami. W slabym swietle ognia Vogel widzial jej wilgotna twarz. Drzala.
– W pierwszym momencie wydawalo mi sie, ze snie. Potem, ze przyszedl wszystkich nas aresztowac. I wreszcie do mnie dotarlo: Heinrich Himmler zjawil sie w moim domu, bo musial omowic to i owo z moim mezem.
Odwrocila sie od ognia i popatrzyla na Vogla.
– Dlaczego, Kurt? Powiedz, ze nie pracujesz dla niego. Powiedz, ze nie jestes jednym z katow Himmlera. Powiedz, nawet jesli to klamstwo.
– Nie pracuje dla Heinricha Himmlera.
– Kim byl ten drugi?
– Nazywa sie Walter Schellenberg.
– Co robi? Vogel jej wyjasnil.
– A co ty robisz? I nie mow, ze jestes tylko prawnikiem Canarisa.
– Przed wojna szukalem wyjatkowych ludzi. Szkolilem ich i wyslalem do Anglii jako szpiegow.
Trude przyjela te wiadomosc, jakby juz dawno to podejrzewala.
– Dlaczego wczesniej mi nie powiedziales?
– Nie moglem nikomu tego wyznac, nawet tobie. Oklamywalem cie, zeby cie chronic. Nie z zadnego innego powodu.
– Gdzie byles dzisiaj?
Nie mialo sensu wiecej ja oszukiwac.
– Bylem w Berchtesgaden na spotkaniu z Hitlerem.
– Boze Wszechmogacy – wymamrotala, krecac glowa. – I w czym jeszcze mnie oszukales, Kurcie Vogel?
– Oklamywalem cie tylko w tym, co dotyczylo mojej pracy. Wyraz jej twarzy mowil, ze mu nie wierzy.
– Heinrich Himmler w tym domu. Co sie z toba stalo, Kurt? Miales zostac wielkim prawnikiem. Drugim Hermanem Hellerem, moze nawet zasiadac w Sadzie Najwyzszym. Kochales prawo.
– Nie ma juz prawa w Niemczech, Trude. Jest tylko Hitler.
– Czego chcial Himmler? Dlaczego przyszedl do ciebie w srodku nocy?
– Chce, zebym mu pomogl zabic przyjaciela.
– Mam nadzieje, ze odmowiles. Vogel spojrzal jej prosto w oczy.
– Jesli nie pomoge, zabije mnie. A potem ciebie i dziewczeta. Zabije nas wszystkich, Trude.
CZESC CZWARTA
Rozdzial pierwszy
– To samo co zawsze, Alfredzie. Przez trzy godziny bawila sie z naszymi ludzmi w kotka i myszke, po czym wrocila do siebie.
– Nonsens, Harry. Albo sie spotyka z agentem, albo gdzies podrzuca materialy.
– Jesli nawet, to mysmy tego nie zauwazyli. Znowu.
– Cholera!
Vicary przypalil papierosa od niedopalka wczesniejszego. Sam sie soba brzydzil. Fakt, ze pali, jest wystarczajaco okropny, ale zeby zapalac jednego papierosa od drugiego! Niedopuszczalne. Wszystko przez to napiecie, zwiazane z akcja. Weszli w trzeci tydzien operacji. Pozwolil Catherine Blake sfotografowac cztery porcje materialow
– A moze zabieramy sie do tego od zlej strony – powiedzial Vicary.
– To znaczy?
– Sledzimy ja, liczac, ze zauwazymy, jak sie pozbywa dokumentow. Tymczasem czy nie lepiej zmienic taktyke i rozejrzec sie za agentem, ktory je odbiera?
– Ale jakim sposobem? Nie wiemy, kto to ani jak wyglada.
– Czy aby na pewno? Ilekroc Catherine gdzies idzie, my jej towarzyszymy. My i Ginger Bradshaw. Zrobil fury zdjec. Nasz czlowiek musi sie pojawic na ktoryms z nich.
– Niewykluczone. Z pewnoscia warto sprobowac.
Po dziesieciu minutach Harry wrocil z gruba sterta zdjec.
– Dokladnie sto piecdziesiat fotografii, Alfredzie.
Vicary siadl przy biurku i wlozyl okulary. Bral kazde zdjecie i dlugo mu sie przygladal, szukajac twarzy, ubran, podejrzanych gestow – czegokolwiek. Przeklenstwo niemal fotograficznej pamieci pomagalo mu utrwalac kazdy z obrazow w mozgu. Harry pil herbate i cicho krazyl po gabinecie.
Po dwoch godzinach Vicary'emu wydalo sie, ze znalazl cos.
– Spojrz, Harry, tu jest na Leicester Square. A tu znowu sie pojawia przed Euston Station. Moze to zbieg okolicznosci. Moze to dwoch roznych mezczyzn. Ale watpie.
– A niech to licho!
Harry przyjrzal sie mezczyznie na zdjeciach: drobny, ciemnowlosy, szeroki w barach, przecietnie ubrany. Zaden szczegol jego wygladu nie przykuwal uwagi – idealny kandydat do pracy w terenie.
Vicary zgarnal pozostale zdjecia i podzielil je na dwie kupki.
– Zacznij go szukac, Harry. Tylko jego. Nikogo innego. Poltorej godziny pozniej Harry wychwycil go jeszcze na zdjeciu zrobionym na Trafalgar Square – to ujecie okazalo sie najlepsze.
– Trzeba by go jakos ochrzcic – powiedzial Vicary.
– Pasuje do niego Rudolf.