sluchania jej nazwiska, nie jest jednak az tak wplywowa, za jaka wszyscy ja uwazaja.
Bill odstawil kieliszek na stol z glosnym brzekiem.
– Jak cholera – odparl, patrzac na mnie ze zloscia. – Ta kobieta to istna zmija. Wiem, ze jest ambitna dziennikarka… ale jest gorsza, niz ktokolwiek to sobie wyobraza – zlosliwa, doskonale potrafi manipulowac ludzmi, a na dodatek szalenie niebezpieczna. Ta suka nie zawaha sie przed niczym.
Jego wscieklosc tak mnie zdumiala, ze przez chwile nie wiedzialam, co odpowiedziec. Jeszcze nigdy nie slyszalam, by Bill kogokolwiek okreslal podobnymi epitetami… zwlaszcza kogos, kogo – jak zakladalam – ledwie znal.
– Pamietasz ten artykul, ktory o mnie napisala jakis miesiac temu?
Nie tak dawno temu w „Timesie” pojawil sie artykul o Billu; byla to dosc dluga elaboracja i choc nie pamietalam zadnych szczegolow, wiem, ze uderzyla mnie jej wyjatkowa bezbarwnosc, biorac pod uwage, kto ja napisal. Tak tez mu powiedzialam.
– Jezeli mnie pamiec nie myli, ten artykul byl zupelnie nieszkodliwy; nie wyrzadzil ci zadnej szkody ani nie wyswiadczyl przyslugi.
– I byl po temu powod – odparl gwaltownie. – Podejrzewam, ze to nie bylo to, co panna Turnbull chciala tak naprawde napisac.
Wcale nie chodzilo mu o to, ze przydzial ja nudzil; za jego slowami krylo sie cos jeszcze.
– Jej wywiad byl dla mnie wprost koszmarny. Caly dzien jezdzila ze mna samochodem, chodzila ze mna na spotkania sluzbowe, do diabla, polazla za mna nawet do pralni chemicznej. Wiesz, jacy sa dziennikarze. Pojda za toba nawet do kibla, jezeli im na to pozwolisz. Coz, powiedzmy, ze wraz z nastaniem wieczora zajscia przyjely dosc dziwaczny i zdecydowanie nieoczekiwany obrot.
Zawahal sie, bym zrozumiala podtekst. Zrozumialam az za dobrze. Patrzac na mnie z zacieta mina, kontynuowal:
– Zupelnie mnie zaskoczyla. Wyszlismy z mojego ostatniego spotkania okolo osmej wieczorem… Turnbull chciala mi zadac jeszcze kilka pytan i nalegala, zebysmy zjedli razem kolacje.
Gdy tylko wsiedlismy po kolacji do samochodu, jeszcze na parkingu restauracji, powiedziala, ze zle sie czuje. Zbyt wiele wypila czy cos takiego. Chciala, bym podrzucil ja do domu zamiast do redakcji, przed ktora zostawila swoj woz. No wiec zawiozlem ja do domu. Kiedy zaparkowalem przy chodniku, rzucila sie na mnie… nie ze zloscia, tylko zaczela sie do mnie kleic. To bylo obrzydliwe.
– No i co dalej? – zapytalam tak, jakby mnie to niewiele obchodzilo.
– No i nie zachowalem sie jak dzentelmen. Upokorzylem ja, dajac kosza, choc wcale tego nie chcialem, i od tej pory wiedzma sie na mnie uwziela. Nie daje mi spokoju.
– Co takiego? Wydzwania do ciebie? Przysyla ci listy z pogrozkami? – Nie traktowalam tego powaznie, ale nie bylam przygotowana na to, co powiedzial w nastepnej chwili:
– Chodzi mi o to gowno, ktore wypisuje. O to, ze byc moze wlamala sie do twojego komputera. Moze to i wariactwo, ale moim zdaniem kieruja nia osobiste pobudki…
– Chodzi ci o te przecieki? Chcesz mi wmowic, ze wlamala sie do mojej bazy danych i wypisuje okropne szczegoly o tych sprawach tylko po to, by dobrac ci sie do skory?
– Jezeli te sprawy trafia do sadu, to kto na tym, u licha, ucierpi?
Nie odpowiedzialam; wpatrywalam sie w niego z niedowierzaniem.
– Ja! To ja bede oskarzycielem w tych sprawach. Tego typu swinstwa czesto nie maja szans w sadzie, zbyt wiele poszlak, za malo dowodow… rozsmaruja to wszystko w gazetach i jak ja na tym wyjde? Nikt nie przysle mi kwiatow ani podziekowan. Chyba wiesz o tym, Kay? Ta jedza sie mnie uczepila, ot co!
– Bill – rzeklam, znizajac glos. – Ona jest reporterem i do jej obowiazkow nalezy agresywne zdobywanie wiadomosci, a potem publikowanie ich bez wzgledu na sytuacje. Poza tym sprawy wezma w sadzie w leb w chwili, gdy oskarzony przyzna sie do winy, a nie bedziemy miec zadnych dowodow jego przestepstwa. Tylko wtedy adwokat doradzi mu zmiane stanowiska. Tylko wtedy wycofa zeznania. I tylko wtedy powiedza, ze facet jest psychotykiem, a szczegoly zbrodni zna z gazet i wyobrazil sobie, ze to on je popelnil. Ale potwor, ktory zamordowal te kobiety, nigdy sie do tego nie przyzna. Uwierz mi na slowo.
Bill wysaczyl kieliszek duszkiem i ponownie go napelnil.
– Moze gliny zdejma go jako podejrzanego i zmusza do mowienia? Nie jest to wykluczone. Jego zeznania moga byc jedynym obciazajacym go dowodem, skoro nie mamy innych dowodow rzeczowych…
– Nie mamy dowodow rzeczowych? – Chyba sie przeslyszalam. Czyzby alkohol az tak go zamroczyl? – Dran przy kazdej z ofiar zostawil po sobie mnostwo spermy! Jezeli zostanie zlapany, wyniki testow DNA na pewno go przyszpila…
– Taak, pewnie! Wyniki testow DNA tylko raz zostaly dopuszczone jako dowody w sadzie w Wirginii. W skali calego kraju niewiele jest podobnych precedensow… a wszystkie wyroki ogloszone na podstawie tego typu dowodow zostaly oddane do rozpatrzenia przez sad apelacyjny. Sprobuj wyjasnic sedziom przysieglym w Richmond, ze podejrzany jest winny, gdyz probki DNA sie zgadzaja. Bedziesz miec szczescie, jezeli znajdziesz przysieglego, ktory bedzie wiedzial, co to jest DNA! Wlasnie z tym mamy do czynienia w naszych sadach…
– Bill.
– Do diabla! – Zaczal gwaltownie przechadzac sie po kuchni. – Wystarczajaco trudno jest goscia skazac, jezeli piecdziesieciu swiadkow zezna, ze widzialo, jak pociagal za spust. Obrona powola niezliczona ilosc swiadkow, by wszystko zamacic… ty najlepiej ze wszystkich ludzi powinnas wiedziec, jak skomplikowane sa testy genetyczne.
– Bill, w przeszlosci wyjasnialam lawie przysieglych rownie zawile sprawy.
Zaczal cos mowic, lecz powstrzymal sie w ostatniej chwili. Wygladajac przez okno, pociagnal duzy lyk wina.
Zapanowala ciezka, nieprzyjemna cisza. Jezeli wynik procesu zalezalby tylko i wylacznie od wynikow testu DNA, stawialo mnie to w pozycji jedynego swiadka-eksperta, kluczowego dla oskarzenia. Nieraz bylam juz w takim polozeniu i nigdy do tej pory nikomu to nie przeszkadzalo.
Tym razem cos bylo nie tak.
– O co chodzi? – Zmusilam sie do pytania. – Jestes zaniepokojony z powodu naszego zwiazku? Myslisz, ze ktos sie domysli i zdyskredytuje moje slowa, poniewaz jestesmy ze soba zwiazani? Oskarzy mnie o naciaganie dowodow, tak by sluzyly oskarzeniu?
Spojrzal na mnie i zaczerwienil sie lekko.
– Nawet przez mysl mi to nie przeszlo. Nasz zwiazek nie ma tu nic do rzeczy… wyszlismy kilka razy na kolacje, poszlismy pare razy do teatru i to wszystko…
Nie musial konczyc zdania. Nikt o nas nie wiedzial. Najczesciej Bill przyjezdzal do mnie albo jechalismy na kolacje w jakies odlegle miejsce, na przyklad do Williamsburga albo Waszyngtonu, gdzie bylo malo prawdopodobne, ze wpadniemy na kogos znajomego. Poza tym to mnie zazwyczaj bardziej niz jemu przeszkadzalo, ze ktos moze nas posadzic o romans.
A moze Bill nawiazywal do czegos innego, co go bardziej gryzlo?
Nie bylismy kochankami, nie do konca… dzieki czemu nadal istnialo miedzy nami pewne subtelne napiecie.
Wydaje mi sie, ze doskonale zdawalismy sobie sprawe ze swych uczuc, lecz unikalismy jakichkolwiek radykalnych krokow, az do pewnego wieczora, kilka tygodni temu. Po procesie, ktory zakonczyl sie poznym wieczorem, Bill zaproponowal, ze postawi mi drinka. Poszlismy do restauracji nieopodal sadu i zamowilismy dwie szkockie z woda. Potem pojechalismy w strone mego domu; wszystko zaczelo sie nagle, niczym milostka nastolatkow. Wybuch pozadania calkiem mnie oslepil i ocknelam sie, przepelniona panika, dopiero w ciemnosciach, na kanapie w salonie.
Jego glod byl nie do wytrzymania. Eksplodowal z niego, ranil, zamiast sprawiac przyjemnosc; Bill przygniatal mnie do kanapy… i w tym momencie zobaczylam przed oczyma cialo jego zony, ulozone w lozku na niebieskich satynowych poduszkach niczym ogromna lalka. Przod koronkowego neglizu splamiony byl cieniutka smuzka krwi, a kilka cali od jej bezwladnej prawej reki spoczywal dziewieciomilimetrowy pistolet automatyczny.
Pojechalam na miejsce zbrodni, wiedzac tylko tyle, ze zona znanego miejskiego polityka wlasnie popelnila samobojstwo. Nie znalam wtedy jeszcze Billa. To ja przeprowadzilam autopsje jego zony; doslownie trzymalam w dloniach jej serce i mozg. Wszystkie te obrazy przewinely sie przed moimi oczyma w ciemnym salonie, wiele miesiecy pozniej.
Odsunelam sie od niego; nigdy nie wyjasnilam dlaczego, choc w nastepnych dniach nagabywal mnie o to.