Nasze wspolne zaangazowanie pozostalo, lecz wyrosla miedzy nami niewidoczna sciana. Nie potrafilam jej zburzyc ani sie przez nia przedostac, mimo iz bardzo sie staralam.
Ledwie slyszalam jego slowa.
– …i zupelnie nie rozumiem, jak mozna spreparowac wyniki testow DNA, chyba ze maczasz palce w spisku i masz do swej dyspozycji odpowiednio wyposazone laboratorium…
– Co takiego? – spytalam zaskoczona. – Mialabym zmieniac wyniki testow DNA?
– Wcale mnie nie sluchalas – wybuchnal niecierpliwie.
– No, coz… z cala pewnoscia cos przeoczylam.
– Mowie, ze nikt nie mialby szans oskarzyc cie o falszowanie wynikow testow DNA, mozemy wiec spac spokojnie. Nasz zwiazek nie ma nic wspolnego z ta sprawa.
– Okay.
– Chodzi mi o to… – Zawahal sie.
– O co? – spytalam, a gdy znowu jednym haustem wychylil kieliszek, dodalam: – Bill, musisz jeszcze dzis prowadzic… – Machnal reka, jakby odpedzal muche. – No wiec o co ci chodzi? – nalegalam. – Co?
Zacisnal usta i nie spojrzal mi w oczy. Powoli wypuscil powietrze z pluc.
– Chodzi mi o to, ze nie jestem pewien, z jakiej pozycji ty wtedy bedziesz zeznawac… Kim bedziesz w oczach sedziow przysieglych.
Nie bylabym bardziej zaskoczona, gdyby uderzyl mnie w twarz.
– Moj Boze… Przeciez ty cos wiesz… Co?! Co ten skurwysyn knuje? Chce mnie wywalic z pracy za to wlamanie do komputera? To ci dzis powiedzial?
– Amburgey? Alez on nic nie knuje. Do diabla, wcale nie musi. Jezeli wina za te przecieki spadnie na twoje biuro i jezeli spoleczenstwo uwierzy, ze morderca uderza coraz czesciej, bo stymuluja go artykuly napedzane wiadomosciami plynacymi z twego biura, i tak polozysz glowe na pienku. Ludziom potrzebny jest koziol ofiarny. A mnie nie stac na to, by moj jedyny swiadek nie byl wiarygodny lub znajdowal sie w nielasce tlumu.
– Czy wlasnie o tym rozmawiales z Tannerem po lunchu? – Mrugalam powiekami, by odpedzic lzy. – Widzialam was na chodniku przed chinska knajpka w miescie…
Dluga cisza. Wiec i on mnie wtedy widzial; dlaczego udawal, ze mnie nie poznaje? Bo najprawdopodobniej wlasnie rozmawiali o mnie z Tannerem!
– Dyskutowalismy o tych sprawach – odparl wymijajaco. – O roznych rzeczach…
Bylam strasznie zla i zraniona. Nie ufalam swemu glosowi, wiec milczalam.
– Posluchaj – odezwal sie zmeczonym glosem, rozluzniajac krawat i rozpinajac gorny guzik koszuli. – To nie tak. Nie chcialem, zeby to tak wyszlo… przysiegam na Boga. Teraz ty jestes zla, a ja takze… Przepraszam.
Milczalam.
Bill odetchnal gleboko.
– Chodzi mi o to, ze mamy mnostwo prawdziwych problemow, ktorymi powinnismy sie teraz martwic… i powinnismy starac sie je wspolnie rozwiazac. Maluje wszystko w jak najczarniejszych barwach, zebysmy byli przygotowani na najgorsze.
– Czego sie po mnie spodziewasz? – spytalam, silac sie na spokoj.
– Zastanawiaj sie nad wszystkim po piec razy. Jak przy tenisie. Jezeli jestes przybita albo zla, musisz grac niezwykle ostroznie. Koncentrowac sie na kazdym uderzeniu i ani na chwile nie spuszczac pilki z oczu.
Jego tenisowe porownania zawsze wyprowadzaly mnie z rownowagi, lecz tym razem byl to dobry przyklad.
– Zawsze zastanawiam sie nad tym, co robie – odparlam ponuro. – Nie musisz mi o tym przypominac… Poza tym znam sie na tym, co robie, i nie partacze.
– W tej chwili jest to szczegolnie wazne. Abby Turnbull to trucizna. Uwazam, ze chce nas oboje wystawic do wiatru… uzywajac do tego twojego komputera. Nic jej nie obchodzi, ze dzieki jej artykulom proces tego drania moze wziac w leb. Sprawy zostana zdmuchniete z powierzchni ziemi, a my zza naszych biurek. To naprawde bardzo proste.
Moze i mial racje, ale jakos nie moglam uwierzyc, by Abby Turnbull mogla byc naprawde az taka hetera. Na pewno – jezeli tylko plynie w niej choc kropla ludzkiej krwi – pragnie zobaczyc morderce tych kobiet uznanego za winnego. Nie posluzylaby sie brutalnie zamordowanymi mlodymi kobietami jak pionkami w przewrotnym spisku, nawet jezeli faktycznie cos knula, o czym wcale nie bylam przekonana.
Wlasnie mialam mu powiedziec, ze przesadza, a jego fatalna wizja przyszlosci spowodowana jest tylko ponurym nastrojem, gdy cos mnie powstrzymalo.
Nie chcialam z nikim rozmawiac na ten temat.
Balam sie.
Gryzlo mnie takze to, ze Bill az do tej pory czekal, by o tym wspomniec. Dlaczego? Jego przykra przygoda z panna Turribull zdarzyla sie wiele tygodni temu. Jezeli faktycznie starala sie wysadzic go z siodla, jezeli naprawde byla tak grozna, jak sugerowal, to dlaczego milczal az do tej pory?
– Zdaje mi sie, ze oboje powinnismy sie dzis dobrze wyspac – powiedzialam cicho. – Lepiej odlozmy te rozmowe… a o niektorych fragmentach po prostu zapomnijmy.
Wstal od stolu.
– Masz racje. Mamy juz dosc na dzisiejszy wieczor. Dobry Boze, wcale nie chcialem, zeby to tak wyszlo – powtorzyl. – Przyszedlem tu, zeby cie rozweselic… Strasznie mi przykro.
Idac do drzwi, caly czas mnie przepraszal, zanim jednak zdazylam je otworzyc, zaczal mnie calowac; w jego oddechu czuc bylo alkohol. Nieomal natychmiast odpowiedzialam na zar jego ciala, lecz pozadanie tym razem zmieszane bylo z obawa. Mimowolnie odepchnelam go i mruknelam:
– Dobranoc.
Gdy szedl do samochodu, wygladal niczym cien; przez chwile zobaczylam jego profil, kiedy w samochodzie rozblyslo wewnetrzne swiatelko. Stalam bez czucia na ganku jeszcze dlugo po tym, jak czerwone tylne swiatla jego samochodu zniknely w ciemnosciach.
Rozdzial osmy
Wnetrze srebrnego plymoutha Marino bylo tak zasmiecone i brudne, jak bym sie tego spodziewala, gdybym kiedykolwiek sie nad tym zastanowila.
Na podlodze lezaly pudelka po chinskim jedzeniu, zmiete serwetki i torebki z Burger Kinga oraz kilka styropianowych kubkow po kawie. Z popielniczki wysypywaly sie pety, a ze wstecznego lusterka zwisal odswiezacz powietrza w ksztalcie sosny – byl tu rownie uzyteczny, jak woda kolonska na smietnisku miejskim. Wszedzie zalegal kurz, brud i okruchy, a okna byly praktycznie nieprzejrzyste od sadzy z dymu papierosowego.
– Czy ty nigdy nie myjesz wozu? – zapytalam, zapinajac pasy.
– Juz od dawna nie. Pewnie, ze jest mi przydzielony, ale nie nalezy do mnie. Nie pozwalaja mi zabrac go do domu po sluzbie czy na weekendy. Kiedys polerowalem go, az sie swiecil, czyscilem siedzenia i inne takie pierdoly, i co sie dzialo? Jakas lajza jezdzila w nim, gdy ja mialem wolne, i swinila wszystko. Zawsze tak bylo, wiec po jakims czasie przestalem sie przejmowac i zaoszczedzilem wszystkim klopotu. Sam zaczalem tu smiecic.
Z radia dochodzily glosy policjantow z drogowki, a swiatelko automatycznego skanera migalo czerwono, przelaczajac radio z kanalu na kanal. Marino siedzial za kierownica; wyjechalismy z parkingu polozonego na tylach mego biura. Nie mialam od niego wiadomosci, odkad tak nagle zniknal w poniedzialek z pokoju konferencyjnego podczas spotkania z Wesleyem. Teraz bylo juz pozne popoludnie w srode i zaskoczyl mnie doslownie kilka minut wczesniej, pojawiajac sie nagle na moim progu i oznajmiajac, ze chce mnie zabrac „na mala przejazdzke”. Okazalo sie, ze ma to byc retrospektywny objazd miejsc zbrodni; chodzilo mu chyba o to – a tak przynajmniej mi sie zdawalo – by ulozyc sobie w glowie mapke dzialania przestepcy. Nie moglam odmowic, gdyz pomysl byl swietny. Jednak rownoczesnie byla to ostatnia rzecz, jakiej sie po nim spodziewalam. Odkad to zabieral mnie gdziekolwiek, mimo iz nie mial noza przylozonego do gardla?
– Jest kilka spraw, o ktorych powinnas wiedziec – odezwal sie, poprawiajac wsteczne lusterko.
– Rozumiem. Podejrzewam tez, ze gdybym nie zgodzila sie na twoja „mala wycieczke”, nigdy bys mi o nich nie powiedzial, co?