sie wraz ze zmyslami.
Niech przestanie!
Otworzyl usta, ale z jego zaschnietego gardla nie wydobyl sie zaden dzwiek. Sprobowal jeszcze raz.
- Boli... - glos, ktory wreszcie z siebie wydal, bardziej przypominal charkot. Wyczuwal, ze ktos stoi przy lozku, ale nie reaguje. - Prosze... - wyszeptal spekanymi wargami. - Zabierz to...
- Potter! - gniewny syk przeszyl powietrze, jednak zamarl, jakby wydajaca go osoba powstrzymala sie w ostatniej chwili. - Niedlugo przejdzie - powiedzial lagodniej. - Pomfrey da ci srodki przeciwbolowe.
Drzenie przerodzilo sie w dygotanie. Bol zamknal w swych kleszczach zoladek i pluca. Z trudem oddychal, jakby cos sciskalo jego przelyk.
- Prosze... boli...
- Potter, na litosc... - glos podniosl sie i urwal. Uslyszal stuk. Po chwili jego glowa zostala uniesiona, a w jego usta wlano cos cierpkiego i gorzkiego.
Zakrztusil sie, czujac pieczenie w gardle.
- Przelknij - rozkazal glos.
Posluchal. Wrazenie uscisku zaczelo powoli ustepowac. Odetchnal gleboko. Ktos delikatnie ulozyl jego glowe na poduszce. Poczul dlon dotykajaca lagodnie jego klatki piersiowej.
- Teraz spij - cichy glos ukoil jego nerwy. Pieczenie rozchodzilo sie po calym ciele, wypalajac bol.
Pozwolil, aby fala ciepla zaniosla go ponownie w bezpieczna i miekka ciemnosc.
* * *
Z ciszy powoli wylanialy sie dzwieki. Stukot krokow, szepty, skrzypienie drzwi.
Wiedzial, ze lezy w lozku. Szybko dokonal rozrachunku, probujac wyczuc swoje cialo. Wszystko bylo na miejscu, ale nie czul prawej reki.
Dzwieki przedzieraly sie przez miekka mgle, otulajaca jego umysl i szarpaly zmyslami.
Chcial sie dowiedziec, co to za halasy. Sprobowal otworzyc oczy. Mial wrazenie, ze jego powieki zamienily sie w kamienie. Dopiero kolejna proba przyniosla skutek.
Do jego cieplej ciemnosci wlalo sie chlodne, ostre swiatlo. Natychmiast zamknal powieki, aby odciac mu droge. Po chwili sprobowal ponownie. Dopiero za trzecim razem udalo mu sie utrzymac oczy otwarte, jednak mruzyl je tak bardzo, iz poczatkowo nie widzial nic, poza jasnoscia. Minela chwila, zanim odwazyl sie otworzyc je szerzej.
Zobaczyl znajome sklepienie skrzydla szpitalnego.
- Harry! - w polu jego widzenia pojawila sie ruda czupryna. Piegowata twarz rozjasnil szeroki usmiech. - Nareszcie sie obudziles! Zaczekaj! Zawiadomie pania Pomfrey! - powiedzial Ron i zniknal.
Po chwili pojawil sie ponownie, w towarzystwie usmiechnietej, choc rzucajacej zmartwione spojrzenia, szkolnej pielegniarki.
- Jak sie czujesz, Harry? - zapytala.
- Nie najgorzej - odparl, kiedy udalo mu sie nawilzyc gardlo. - Czy moge dostac cos do picia?