- Oczywiscie - odparla pani Pomfrey i zniknela z pola widzenia.
- Nareszcie, stary! Nawet nie wiesz, jak sie o ciebie martwilismy. Czuwalismy przy tobie na zmiane, ja i Hermiona. Pomfrey nam pozwolila. Ale nie moglismy cie dotykac, dopoki nie zagoja sie twoje... no wiesz... - urwal Ron, spuszczajac wzrok.
- Mowilam, ze nie wolno ci go zameczac, kiedy sie w koncu obudzi! - ofuknela go pielegniarka, podnoszac glowe Harry'ego i wlewajac mu chlodny, przyjemny plyn do ust.
- Ide po Hermione - oswiadczyl Ron. - Tylko postaraj sie nie zemdlec ponownie, zanim z nia nie wroce, dobrze Harry?
Pielegniarka spiorunowala rudzielca wzrokiem, a Harry poczul rozbawienie. Kiedy Ron zniknal za drzwiami, Pomfrey zwrocila sie do Harry'ego:
- Musisz mi dokladnie powiedziec, jak sie czujesz i co cie boli.
- Czuje ucisk w klatce piersiowej i pulsujacy, ale dosyc lekki bol glowy - zastanawial sie przez chwile, sprawdzajac swoje cialo. - Nie czuje tez prawej reki. Nie moge nia poruszyc.
- Jest zlamana. Podobnie jak zebra, ktore powoduja ucisk w klatce. Miales tez wstrzas mozgu - sluchal z coraz wiekszym zdumieniem, jak pielegniarka wylicza cala liste roznego rodzaju urazow i obrazen, ktorych doznal. Wiekszosc zdazyla juz sie zabliznic albo uleczyc, jednak nie wszystkie. Dowiedzial sie, ze nie mozna bylo wyleczyc jego zlamanej reki za pomoca eliksiru, dopoki byl nieprzytomny i w zbyt ciezkim stanie, by okreslic, jak jego organizm moglby zareagowac.
Poczatkowo mieli zabrac go do Swietego Munga, ale dyrektor stwierdzil, ze nie powinni go przenosic. Dlatego uzdrowicieli sprowadzono do Hogwartu. Kiedy udalo im sie ustabilizowac jego stan, opieke nad nim mozna bylo powierzyc pani Pomfrey i pozostalym nauczycielom. Profesor Snape przygotowywal dla niego eliksiry uzdrawiajace, a profesor Sprout szczodrze dzielila sie swymi roslinami leczniczymi.
Harry'emu mocniej zabilo serce. Snape pomagal go leczyc? Nie wiedzial dlaczego, ale ta wiadomosc sprawila, ze od razu poczul sie lepiej.
- Harry! - krzyk Hermiony zagluszyl wszystkie mysli. Przyjaciolka przypadla do jego lozka. Byla zdyszana, ale jej twarz promieniowala szczesciem. - Nawet nie wiesz, jak sie ciesze! Wszyscy tak sie o ciebie martwilismy! - W jej oczach pojawily sie lzy. Chciala powiedziec cos jeszcze, ale chyba nie byla w stanie.
Harry usmiechnal sie do niej uspokajajaco.
- Juz w porzadku, naprawde. Czuje sie calkiem niezle.
- Mozecie sobie troche porozmawiac, ale nie wolno wam go przemeczac - oswiadczyla pielegniarka. - Gdyby cos bylo nie tak, zawiadomcie mnie. Bede w gabinecie.
Kiedy oddalila sie, Hermiona i Ron przysuneli krzesla do lozka Harry'ego i usiedli.
- Co mnie ominelo? - zapytal, silac sie na obojetny ton. Oboje wygladali na bardzo przejetych, wiec chcial ich troche uspokoic swoim zachowanie. Szczegolnie, ze z kazda chwila czul sie coraz lepiej. Plyn, ktory podala mu Pomfrey orzezwial go i przywracal mu sily.
Hermiona i Ron wymienili ponure spojrzenie.
- Co sie stalo? - zapytal, gdyz bardzo mu sie ono nie spodobalo.
- Jest piatek, Harry. Byles nieprzytomny przez piec dni - powiedziala Hermiona.
Ta wiadomosc zaskoczyla go.