nie powiem - wyszeptal zarliwie, nie probujac nawet zmusic swoich ust, zeby przestaly sie szczerzyc.
- Czyzby Pomfrey napoila cie jakims wywarem rozsmieszajacym, Potter? - warknal Mistrz Eliksirow. Harry nie zwrocil uwagi na zgryzliwy ton nauczyciela.
Przypomnial sobie, dlaczego tutaj przyszedl. Podziekowac mu.
Usmiech powoli znikl z twarzy chlopca. Snape zmarszczyl brwi. Harry westchnal gleboko i wyciagnawszy reke, zlapal smukla dlon Mistrza Eliksirow. Uniosl ja i z namaszczeniem przylozyl do swojego policzka, wtulajac w nia twarz i zamykajac na chwile oczy. Dotyk chlodnych palcow poslal przyjemny dreszcz wzdluz jego ciala.
- Dziekuje ci - powiedzial cicho, pocierajac policzkiem wnetrze dloni - za uratowanie mi zycia. Otworzyl oczy i spojrzal na twarz Snape'a, ktora w tej chwili wyrazala jedynie gleboka konsternacje. - Ja... niewiele pamietam, ale Ron i Hermiona mowili mi, ze nie moglem oddychac, a ty... uzyles jakiegos zaklecia uzdrawiajacego... i mnie ocaliles. - Oderwal dlon od policzka i przylozyl do swoich ust, wciaz nie spuszczajac wzroku z twarzy mezczyzny i przygladajacych mu sie z uwaga ciemnych oczu, w ktorych dostrzegl iskierke nieokreslonej emocji. - Dziekuje ci - wyszeptal, spuszczajac wzrok i calujac delikatnie dlugie, smukle palce.
Niezwykle przyjemne, cieple uczucie zalalo jego serce. Niewazne, co bylo wczesniej. Niewazne, jak bardzo zostal zraniony. Wszystko stalo sie takie bez znaczenia. Teraz mial dowod, ze Snape'owi na nim zalezy. Uratowal go. To wymazywalo wszystkie jego winy. I nawet, jezeli Snape nadal bedzie go zle traktowal, jezeli nadal bedzie go ranil, zadna z tych ran juz nie zaglebi sie w jego sercu, poniewaz teraz otaczala je niezwykle silna bariera wiary i swiadomosci, ze Severusowi zalezy na nim. Ze
Ta wiedza dawala Harry'emu sile, aby rozpoczac dluga i zmudna wspinaczke na otaczajace serce Snape'a zimne, nieprzystepne mury. A moze kiedys pomoze mu nawet rozbic te mury? Kiedy on sam stanie sie silniejszy i twardszy...
Ucalowal jeszcze raz chlodna dlon i kiedy w koncu ja wypuscil, poczul, jak dotyka jego podbrodka i unosi jego twarz w gore. Jego spojrzenie napotkalo blyszczace dziwnym blaskiem oczy Mistrze Eliksirow. Uslyszal wypowiadane cichym, lagodnym szeptem slowa:
- Nie ma za co, panie Potter.
Oczy Harry'ego rozszerzyly sie, a usmiech ponownie powrocil na jego twarz. Snape cofnal dlon i wyprostowal sie.
- Ale zrob mi te przysluge i przestan sie tak glupkowato usmiechac, bo obawiam sie, ze moj wzrok juz dluzej tego nie wytrzyma - dodal kwasno mezczyzna i Harry pomyslal, ze jeszcze nigdy w zyciu szyderczy komentarz Mistrza Eliksirow nie wydal mu sie tak... uroczy.
* * *
- Jak sie czujesz, Harry? - zapytala Hermiona, kiedy spotkal sie z nia i Ronem przed wejsciem do Wielkiej Sali.
- W porzadku - odparl, wzruszajac ramionami.
Od napasci Hermiona zachowywala sie gorzej niz pani Weasley. Matkowala mu, chuchala na niego i ciagle pytala o jego samopoczucie, wciaz przypominajac, ze wedlug niej, powinien przelezec w szpitalu jeszcze kilka dni. Na szczescie Ron stawal w jego obronie, co prawie zawsze konczylo sie zwyczajowa klotnia.
'Oni nigdy sie nie zmienia' - pomyslal z cieplym uczuciem w sercu.
Juz teraz planowal, jakim sposobem moglby wyrwac sie spod ich skrzydel. Harry tak bardzo chcial dluzej porozmawiac z Severusem, a wczesniej nie mogl tego zrobic, poniewaz musial szybko wyjsc, gdyz czekali na niego przyjaciele. Nie zdazyl sie nim nacieszyc. Dlatego meczyl go tak dlugo, az ten w koncu zgodzil sie, aby