chlopak wpadl do niego wieczorem, ale pod warunkiem, ze nikt go nie zobaczy. To nie bylo trudne. Harry mial peleryne niewidke. O wiele trudniejsze bylo oszukanie przyjaciol, ktorzy, najwidoczniej, postanowili nie spuszczac go z oczu nawet na chwile, jakby sie bali, ze Harry zostanie napadniety za pierwszym zakretem.
- Jestes zdenerwowany, Harry? - zapytala Hermiona, odrywajac go od tych rozmyslan.
- Co? Nie. Dlaczego? - wymamrotal, nieco zaskoczony.
- Przestan go zameczac! - warknal na nia Ron. Hermiona nabrala powietrza, jakby chciala mu cos odpowiedziec, ale rudzielec zlapal przyjaciela za ramie i pociagnal za soba do Wielkiej Sali.
Wieksza czesc znajdujacych sie juz w pomieszczeniu glow zwrocila sie w strone Harry'ego, jednak nie speszylo go to. Uznal, ze to przeciez nic nowego w tym roku. Nawet juz sie przyzwyczail do tego, ze przez caly czas znajduje sie w centrum zainteresowania. Rozgladajac sie, dostrzegl trzy wolne miejsca przy stole Slizgonow.
Przelknal sline.
Wszyscy trzej uczniowie, ktorych podejrzewano o napasc na niego, znikneli bez sladu. Poczul mimowolny dreszcz. To bylo dziwne uczucie wiedziec, ze Malfoya i jego goryli nie ma. I, prawdopodobnie, nigdy juz nie wroca. Nierozwiazana tajemnica, o ktorej jeszcze przez dlugi czas beda krazyly przekazywane szeptem domysly i plotki, ktore po pewnym czasie przerodza sie w legende.
Harry moglby zapytac Snape'a, czy cos o tym wie, ale w glebi serca wcale nie chcial poznac prawdy. Najwazniejsze teraz bylo to, ze jest juz bezpieczny. A po przestraszonych minach Slizgonow mozna bylo domyslic sie, ze w najblizszym czasie nikt nie odwazy sie go ani zaczepic, ani cokolwiek mu powiedziec. Nie po tym, jak trojka jego wrogow doslownie rozplynela sie w powietrzu.
Harry poczul dziwna satysfakcje, kiedy padaly na niego ich zatrwozone spojrzenia. Pansy Parkinson zbladla, jak sciana i zagryzajac warge, natychmiast odwrocila glowe.
- Harry! - Jego uwage przyciagnela rudawo zlota burza wlosow i piegowata twarz. - Ciesze sie, ze w koncu mogles wyjsc! - powitala go Ginny, zrywajac sie ze swego miejsca. - Nie moglismy sie doczekac twojego powrotu! - Stanela przed nim i usmiechnela sie szeroko.
- Och - zajaknal sie. - Ja... tez sie ciesze.
- Pewnie jestes glodny. Nie bede cie zatrzymywac - powiedziala lagodnie. W tej samej chwili jej oczy powedrowaly ponad ramieniem Harry'ego, a na jej policzki wyplynal cudowny rumieniec. Harry odwrocil sie, ale stwierdzil, ze nie widzi niczego niezwyklego, poza przypatrujaca mu sie grupa Krukonow, siedzaca przy swoim stole. Cho Chang poslala mu niesmialy usmiech. Nieco zaskoczony, odpowiedzial jej tym samym, a nastepnie odwrocil sie z powrotem do Ginny. Jednak Gryfonka powrocila juz do swoich przyjaciol. Harry ruszyl w kierunku siedzacych przy stole Rona i Hermiony, odpowiadajac po drodze na rzucane zewszad pozdrowienia i usmiechy.
Odetchnal gleboko. Dlaczego wydawalo mu sie, ze od napasci na niego, wszystko sie nagle zmienilo? Ginny znowu go lubi, Slizgoni sie go boja, pozostali uczniowie stali sie dla niego milsi, a Snape'owi na nim zalezy.
Usmiechnal sie mimowolnie.
- Co cie tak ucieszylo, Harry? - zapytal Ron, kiedy Gryfon podszedl do przyjaciol.
- Och, nic takiego - odparl, siadajac pomiedzy nimi i kiwajac glowa witajacemu go z usmiechem Neville'owi. - Po prostu... ciesze sie.
'Jak to sie czasami dziwnie uklada' - pomyslal. W jego zyciu nastapil przelom, dzielac je na to przed napascia, i to po napasci. Tak jakby na... wczoraj i dzisiaj.