jednoczesnie podraznily jego zakonczenia nerwowe, kumulujac sie w dolnych partiach ciala. Slyszal ochryply krzyk i dopiero po jakims czasie dotarlo do niego, ze wydobywa sie on z jego wlasnego gardla. Jego zmysly zostaly zmiecione przez nawalnice przyjemnosci i odlegla czesc jego umyslu zaczela sie zastanawiac, czy kiedykolwiek uda mu sie je odzyskac. Wygiete w luk cialo plonelo, dopoki niewiarygodna sila orgazmu nie wypuscila go ze swoich szponow. Opadl z powrotem na fotel, nie potrafiac zlapac tchu i otworzyc zalzawionych oczu. Jego serce trzepotalo gwaltownie, probujac wyrwac sie na wolnosc, a on potrafil tylko pojekiwac, starajac sie pozbierac porozrzucane zmysly.
Snape nadal pochylal sie nad nim, jakby czekajac, az Harry dojdzie do siebie. Gryfonowi udalo sie w koncu zlapac dryfujaca swiadomosc i sciagnac ja z powrotem do swojego ciala. Przelknal kilka razy sline, gdyz mial wrazenie, ze zdarl sobie gardlo. Kiedy w koncu otworzyl oczy i zobaczyl pochylona nad soba, wykrzywiona mrocznym polusmieszkiem twarz Mistrza Eliksirow, do jego umyslu wdarlo sie wspomnienie podobnej sytuacji, ktora miala miejsce jakis czas temu.
Usmiechnal sie do siebie. Spojrzal prosto we wbijajace sie w niego blyszczace oczy i powiedzial cicho:
- To bylo mile, profesorze.
Zobaczyl, jak twarz Snape'a sciagnela sie, a oczy zaplonely.
- Probujesz byc ironiczny, Potter? - warknal mezczyzna, starajac sie uwolnic swa szate z uscisku Gryfona.
- Alez skad - odpowiedzial niewinnie Harry, zanim zdazyl ugryzc sie w jezyk. - Jakze moglbym z toba konkurowac?
Kaciki ust Mistrza Eliksirow drgnely nieznacznie, a w oczach zamigotaly iskry.
- No prosze, Potter... czasami potrafisz byc dowcipny. Chyba bede musial czesciej doprowadzac cie do takiego stanu... - Usmiechnal sie kpiaco, a policzki Harry'ego zaplonely. Wypuscil z rak szate Snape'a i przyjemne cieplo zniknelo, kiedy mezczyzna wyprostowal sie, odrzucajac do tylu peleryne. Spojrzal z gory na wpol rozebranego, lezacego w fotelu chlopca, a na jego wargach pojawil sie ten cudowny, krzywy usmieszek.
- Ubierz sie. Musisz isc sie wyspac.
Harry poczul, ze znowu sie rumieni. Sprobowal sie podniesc, ale zwiotczale miesnie odmawialy wspolpracy. W koncu udalo mu sie doprowadzic sie do porzadku, a w tym czasie Mistrz Eliksirow odlozyl na miejsce lezace na stoliku ksiazki i magicznie dorzucil drew do ognia.
Kiedy Harry, ziewajac, wyjal peleryne niewidke, zeby ja na siebie zarzucic, z jego ust wyrwaly sie nieprzemyslane slowa:
- Mam nadzieje, ze tym razem nikt mnie nie napadnie, bo na jakis czas mam dosyc skrzydla szpitalnego - zazartowal, usmiechajac sie, jednak, kiedy zobaczyl spojrzenie, ktore rzucil mu Mistrz Eliksirow, natychmiast spowaznial. - Przepraszam, to byl glupi zart - wymamrotal, odrywajac wzrok od pograzonej w zamysleniu twarzy mezczyzny i wbijajac go w podloge.
- To ja juz... - zaczal, ale Snape przerwal mu nagle ostrym tonem:
- Zaczekaj chwile, Potter. - powiedzial, znikajac na chwile w drzwiach prowadzacych do swej sypialni. Harry zamrugal zaskoczony, ale poslusznie odlozyl peleryne i stal przez chwile, czekajac na jego powrot. Kiedy zobaczyl go ponownie, dostrzegl, ze mezczyzna trzyma w dloni cos polyskujacego. Snape zatrzymal sie przed nim i wyciagnal w jego strone nieoszlifowany szmaragd wielkosci monety. Albo cos, co go przypominalo. Harry nie znal sie na kamieniach.
- Co to jest? - zapytal zaciekawiony.
- To niezwykle rzadki