probujac zlapac powietrze. W jego umysle pojawil sie obraz czarnych, zimnych oczu, pelnych mrocznej obietnicy i groznego piekna.
Oczy, ktore juz wczesniej widzial.
Oczy, ktore nalezaly do...
Harry doszedl, krzyczac bezglosnie. Jego cialo wygielo sie w luk, a fale rozkoszy obmyly kazda jego czesc, zatapiajac Gryfona w morzu przyjemnosci, ktora wycisnela lzy z jego oczu i pozbawila go tchu. Wszystkie miesnie jego ciala napiely sie i dlugo wyrzucaly z erekcji chlopaka biala, lepka ciecz, ktora zalala jego brzuch, uda i posciel.
Powoli cialo Gryfona odprezalo sie, a ostatnie spazmy rozkoszy dotykaly wrazliwych punktow sprawiajac, ze Harry nie potrafil zapanowac nad drzeniem.
Oddech uspokajal sie, ale serce Harry'ego nie potrafilo.
* * *
Kiedy pierwsze promienie slonca wpadly do sypialni chlopcow, Harry natychmiast otworzyl oczy.
Mial Plan.
Plan, ktory sprawi, ze przestanie snic o tym tlustowlosym draniu i z powrotem stanie sie normalny.
Gryfon usmiechnal sie do siebie w myslach.
Skoncza sie te idiotyczne pogloski na jego temat i wszyscy z powrotem zaczna go traktowac jak swojego. Przynajmniej mial taka nadzieje...
W nocy, po przebudzeniu, byl w tak skrajnej rozpaczy, iz zastanawial sie nawet, czy nie poddac sie jakiejs terapii w Swietym Mungu. Rozwazal nawet ucieczke z Hogwartu i zaszycie sie w jakims odludnym miejscu, gdzie te bezdenne oczy przestana go wreszcie przesladowac. Pomyslal tez o tym, by przestac sypiac, albo wykrasc pani Pomfrey Eliksir Bezsennego Snu, ale stwierdzil, ze i tak nie pomogloby to na jego sny na jawie.
Na szczescie przyszedl mu do glowy Plan i nieco uspokojony mogl w koncu zasnac.
Teraz, z nowa nadzieja w sercu, Harry ubral sie po cichu, nie chcac obudzic Rona (Dean i Seamus przeniesli sie do innej sypialni, gdyz stwierdzili, ze nie zycza sobie sypiac w jednym pomieszczeniu z Potterem, poniewaz nie chca obudzic sie w nocy z czyms twardym wbijajacym im sie w tylek), po czym wymknal sie z Pokoju Wspolnego i zakradl sie w poblize odnogi korytarza prowadzacego do wiezy zachodniej. Harry nie wiedzial, gdzie dokladnie znajduje sie wejscie do siedziby Krukonow, ale pamietal, ze oni zawsze znikaja w tym korytarzu.
Chowajac sie za rogiem, stal i czekal.
W koncu pierwsi uczniowie zaczeli schodzic na sniadanie. Dziewczyny szly gromadkami, smiejac sie (Harry kilka razy probowal dociec, dlaczego dziewczyny zawsze chichocza, kiedy poruszaja sie w grupach przekraczajacych dwie osoby, podejrzewal tylko, ze prawdopodobnie wysmiewaja kazdego napotkanego chlopaka), chlopcy rozmawiali, zywo gestykulujac. Kilka osob szlo z nosami utkwionymi w ksiazkach.
'Jest!' - pomyslal Gryfon widzac zblizajaca sie, kolorowa postac z nosem utkwionym nie w ksiazce, lecz w wyjatkowo potepianym przez wiekszosc czarodziejow czasopismie zatytulowanym 'Zongler'.
- Pst! Luno! - syknal Harry, chowajac sie za rogiem korytarza i starajac sie, aby nikt go nie zobaczyl. Dziewczyna przystanela i rozejrzala sie niepewnie.
- Tutaj! - Harry pomachal reka, chcac zwrocic jej uwage. Luna