Gryfon poczul, jak zalewa go zar, a policzki zaczynaja mu niebezpiecznie plonac.
Szybko uspokoil rozkolatane serce i staral sie powrocic do przerwanej rozmowy.
-... przynajmniej staram sie mu pomoc, a nie podsuwac idiotyczne pomysly, za ktore moglby zostac wyrzucony ze szkoly! - pienila sie Hermiona.
Harry szybko wrocil do swoich mysli, ktore wolal zdecydowanie bardziej od wysluchiwania kolejnej klotni swoich przyjaciol.
Spotkal dzisiaj Snape'a. Zobaczyl go.
Jakie to bylo dziwne uczucie patrzec na nauczyciela, majac przed oczami jego erekcje i pamietajac smak jego spermy w swoich ustach.
Wciaz, kiedy zamykal oczy, czul jego bliskosc, jego sile, wgniatajaca go w sciane i podtrzymujaca przed upadkiem oraz jego oszalamiajacy zapach.
Harry wciaz nie potrafil w to uwierzyc.
...i prawdopodobnie nie bedzie w stanie w to uwierzyc, dopoki Snape nie da mu znaku, ze tez pamieta, ze to nie byl tylko jego mroczny, chory sen.
Harry wmawial sobie, ze Snape musi pamietac, skoro uratowal go dzisiaj przed Malfoyem. Przeciez wczesniej odszedlby pewnie bez slowa, pozwalajac, by Malfoy zrobil z Harrym, to co zamierzal i prawdopodobnie cieszac sie z tego w duchu. Nie, Snape wyraznie stanal w obronie Harry'ego i mysl ta rozgrzewala Gryfona, dajac mu nadzieje. To, ze Mistrz Eliksirow w ogole nie zwrocil na Harry'ego uwagi bylo tylko drobnym nieporozumieniem.
Kiedy Harry zamykal oczy, znowu byl w schowku, wtulony w czarna, szorstka szate, czujac w nozdrzach zapach eliksirow, a w ustach slonogorzki smak cieplego penisa; slyszac w uszach pomruki przyjemnosci i patrzac w czarne, plonace oczy, wdzierajace sie do jego duszy.
Zadrzal niekontrolowanie.
Po tej wizji jednak zawsze nachodzilo go niemile uczucie niepokoju, ktorego za wszelka cene nie chcial do siebie dopuscic. Nie chcial pamietac, jak Snape odwrocil sie i odszedl, zostawiajac go tam samego. Nie chcial sie zastanawiac dlaczego to zrobil. Nie chcial przypominac sobie smaku goryczy, ktora sciskala wtedy jego gardlo.
Gorzki cien smutku wisial nad jego wspomnieniami i chociaz Harry usilnie staral sie go przepedzic, on wciaz tam byl, trujacy niczym jad weza.
Nie, to, co sie pozniej wydarzylo nie ma dla niego zadnego znaczenia.
Naprawde nie ma!
Nie bedzie o tym myslal, poniewaz czuje sie wtedy tak... tak... zle.
A przeciez dostal w koncu to, czego chcial. Sam poprosil. Nie moze teraz miec do nikogo pretensji. Tylko do siebie.
- Harry, dlaczego nie cwiczysz? - do uszu Gryfona dotarl oburzony glos Hermiony. Harry zdal sobie sprawe, ze siedzi bez ruchu i wpatruje sie w plomienie. - Jest juz pozno! Wiesz, co powie McGonagall, jezeli nie opanujesz do jutra tego zaklecia.
- Nic mnie nie obchodzi, co powie ta stara kwoka! - warknal ze zloscia Harry. Nawet jego to zaskoczylo. Zobaczyl, jak Hermiona wciaga ze swistem powietrze, a Ron podrywa glowe. - Przepraszam, Hermiono. Jestem juz po prostu bardzo zmeczony. Chodzmy juz spac.