Niech to szlag! Nie potrafil nawet o tym pomyslec bez zajakniecia sie i denerwujacego pieczenia na policzkach.
Pierwszy raz spotka sie ze Snape'em na lekcji odkad - Harry poczul sie przez chwile tak, jakby ktos wylal mu na twarz wiadro wrzacego oleju - odkad widzial jego erekcje i mial ja w ustach. Nie potrafil sobie wyobrazic, ze bedzie w stanie przezyc te lekcje z obojetna maska na twarzy. Po prostu nie potrafil.
Co bedzie, jezeli Snape do niego cos powie? Co bedzie, jezeli spojrzy na Harry'ego, a Harry przypomni sobie sytuacje, kiedy to spojrzenie wbijalo go w sciane i zapieralo dech w piersiach?
Harry bal sie tego, co moze zrobic, ale cala sila woli postanowil nad soba panowac. Mial cicha nadzieje, ze Snape nie bedzie go zbytnio prowokowal, ale ciche nadzieje maja to do siebie, ze nikt ich nie slyszy...
Kiedy Harry dojrzal w oddali zamkniete juz drzwi klasy eliksirow, jego serce zalomotalo.
'Cholera! Chyba sie spoznilem!' - pomyslal, przyspieszajac do biegu. Wyhamowal przed drzwiami i otworzyl je z rozmachem.
Odetchnal z ulga.
Wszystkie oczy, co prawda, skierowaly sie n niego, ale uczniowie nie skonczyli jeszcze wyjmowac przyborow. Harry rozejrzal sie po klasie, zamykajac cicho drzwi.
Serce Gryfona zabilo mocniej, kiedy dojrzal Mistrza Eliksirow.
Stal tam.
Ciemny, bijacy chlodem posag otulony czarna peleryna. Zawsze wyniosly, zawsze dumny.
'I czasami nabrzmialy' - pomyslal Harry ze zlosliwa satysfakcja.
Do jego mozgu dopiero po chwili dotarla informacja, ze - niezgodnie z jego przewidywaniami - Snape, zamiast ukarac Harry'ego utrata punktow i kilkoma kasliwymi uwagami, spojrzal na niego przelotnie i powrocil do wypisywania ingrediencji na tablicy.
Cos bylo nie tak.
Harry podszedl do swoich przyjaciol, szybko wyjasnil im szeptem, gdzie sie podziewal, jednoczesnie wyjmujac przybory i ksiazki, ale druga czesc jego umyslu w tej samej chwili analizowala sytuacje.
Snape nie ukaral go. Nic mu nie powiedzial. Ba, prawie w ogole na niego nie spojrzal.
Nerwowe podniecenie, ktore odczuwal jeszcze przed otwarciem drzwi, ulotnilo sie, zastapione gniewnym poirytowaniem.
Jednak nawet to uczucie ustapilo wobec wstrzasu, jaki Harry doznal, kiedy uzmyslowil sobie, ze...
- Nie ma Malfoya - wyszeptal do Rona i Hermiony patrzac z przerazeniem na puste miejsce obok Zabiniego, ktore zawsze zajmowal plowowlosy Slizgon.
- Zauwazylismy - odparla cicho Hermiona. Glos jej lekko drzal, gdy to mowila.
- Myslicie, ze Snape go...? - zapytal Ron, przejezdzajac palcem po swoim gardle.
- Nie badz glupi, Ron! - ofuknela go Hermiona. - Snape moze i jest draniem, ale nie zabilby swojego ucznia.
- Nie bylbym tego taki pewien, zwazywszy na to, co wyprawial ostatnio na lekcjach - odparl rudzielec konspiracyjnym szeptem.
Harry nie wiedzial, co odpowiedziec,