gdyz jego umysl znajdowal sie w stanie emocjonalnego wiru. Snape uratowal go wczoraj przed Malfoyem, a nastepnie zabral gdzies Slizgona i Malfoy zniknal. A we snie widzial, ze Malfoy byl na cos wsciekly. Nie na cos, ale na kogos - na Voldemorta. Czy to mialo ze soba jakis zwiazek?
Harry nie powiedzial jeszcze przyjaciolom o swoim snie. Postanowil na razie zachowac to dla siebie. Wciaz zywil nadzieje, ze to co widzial bylo tylko zwyklym snem i niczym wiecej. Uznal, ze jezeli sen sie powtorzy, to znaczy, ze powinien sie tym martwic na powaznie i dopiero wtedy im powie. Na razie nie warto wywolywac paniki. Szczegolnie, ze znal ich na tyle dobrze, iz wiedzial czego moze sie po nich spodziewac.
- Harry, jak myslisz, co Snape z nim zrobil? - Ron pochylil sie do Harry'ego z wyrazem leku w oczach, ale Harry nie zdazyl odpowiedziec.
- Cisza! - warknal nagle nauczyciel, podchodzac do swojego biurka i obrzucajac klase spojrzeniem. Harry zauwazyl, ze wzrok Mistrza Eliksirow przeslizgnal sie po nim, jak po jakims nieciekawym, spotkanym na sciezce robaku.
Snape zaczal opowiadac o pochodzeniu i zastosowaniu Eliksiru Wigoru, ale Harry myslami byl w schowku i na korytarzu w lochach, kiedy Snape go uratowal.
Nie potrafil zrozumiec, dlaczego po tym wszystkim, co miedzy nimi zaszlo, Snape go tak ostentacyjnie ignoruje. A przeciez jeszcze dwa dni temu Harry mial w ustach jego penisa. To przeciez cos znaczylo!
Gryfon czul sie troche rozdarty. Z jednej strony zloscil sie na Snape'a i zastanawial, dlaczego nauczyciel nie zwraca na niego zadnej uwagi. Z drugiej - obraz Draco Malfoya znikajacego w ciemnosci wraz z Mistrzem Eliksirow nie opuszczal jego mysli.
Wlasciwie teraz dopiero zorientowal sie, ze nie widzial Malfoya na sniadaniu, ale to nie bylo niczym niezwyklym. Malfoy czasami nie pojawial sie na posilkach. Zreszta Harry byl zbyt zajety obawianiem sie lekcji eliksirow, by zawracac sobie glowe nieobecnoscia Malfoya.
Teraz jednak zastanawial sie nad tym i jego mozg podsylal mu rozne mrozace krew w zylach rozwiazania.
Nie, Snape nie moglby... Przeciez doprowadzil Harry'ego do orgazmu. Na dodatek Dumbledore cos by o tym wiedzial. To znaczy, nie o orgazmie Harry'ego, ale o zamordowaniu jednego ze swoich podopiecznych.
Harry wodzil wzrokiem za przechadzajacym sie po klasie Mistrzem Eliksirow. Czarne oczy byly skierowane wszedzie, tylko nie na niego. Jednak nawet to nie przeszkodzilo Harry'emu drzec za kazdym razem, kiedy spogladal na jego dumna sylwetke i przypominal sobie to smukle cialo, przyciskajace sie do jego wlasnego ciala. Wspomnienia tloczyly sie w jego glowie, odgrywajac przed nim przedstawienie pelne namietnosci i rozkoszy, w ktorym Harry gral niedawno glowna role.
Przez cala lekcje Harry byl rozdarty pomiedzy myslami o zniknieciu Malfoya, obojetnoscia Snape'a i wspomnieniami upojnych chwil w schowku. Nawet kiedy Snape sprawdzal wyniki eliksirow, raz tylko spojrzal na eliksir Harry'ego i przeszedl obok, nie zaszczyciwszy go nawet jednym komentarzem. A Harry wiedzial, ze calkowicie go spartaczyl.
Pod koniec lekcji Gryfon byl juz tylko chodzacym, a w zasadzie to siedzacym klebkiem nerwow.
Przeciez to nie mialo tak wygladac! To nie moze sie tak skonczyc! Snape nie moze zapomniec o tym, co sie miedzy nimi wydarzylo! Harry mu na to nie pozwoli.
- Harry, idziesz? - zapytal Ron czekajac w drzwiach na swojego przyjaciela, ktory wciaz pakowal swoje rzeczy.
Harry mial tylko kilka chwil. Nie dopial torby, podniosl ja szybko i wszystko sie z niej wysypalo.
- Cholera, musze to pozbierac. Idz, zaraz cie dogonie.
Widzial, jak Ron rzucil Snape'owi nerwowe spojrzenie, ale pokiwal glowa i