wspaniale... Z niczym nie da sie porownac uczuc, ktore pietrzyly w Harrym, kiedy uswiadomil sobie, ze jako jedyny w calej szkole ma dostep do takiego widoku. Zamkniete oczy Snape'a, rozchylone wargi, chwytajace lapczywie powietrze, twarz wykrzywiona grymasem przyjemnosci silniejszej niz cokolwiek innego. Och, Harry chlonal ten widok calym soba, chcac go dobrze zapamietac. I teraz nie potrafil przestac odtwarzac go w swojej pamieci. Cokolwiek robil, wciaz mial ten widok przed oczami. Mogl uwazac sie za szczesciarza, ze jako jedyny dostal cos, czego Snape najprawdopodobniej nikomu innemu nie dal.
Ale Harry chcial jeszcze wiecej. Wiecej Snape'a. Wiecej jego smaku i zapachu. Chcial wiecej, niz dostal do tej pory. O wiele, wiele wiecej.
Nie pozwoli, zeby Mistrz Eliksirow traktowal go tylko jako swoja zabawke. Dosyc tego!
Nagle Harry zdal sobie sprawe, ze wokol niego zalegla cisza. Zamrugal kilka razy i rozejrzal sie. Wszyscy na niego patrzyli.
Od kilku minut wisial w powietrzu przy jednej z trybun i uderzal o sciane trzonkiem miotly, jakby probowal przebic sie przez nia na druga strone.
Poczul, jak jego twarz zalewa czerwien. Zaklopotany szarpnal miotle i wylecial na srodek boiska.
Nie potrafil zniesc oskarzycielskich spojrzen swoich kolegow z druzyny.
Po co on sie w ogole na to zgodzil? Chcial wrocic do gry w Quidditcha, poniewaz to kochal, ale przez Snape'a nie potrafil wlozyc w to swojego serca. Jego serce bylo w tej chwili calkowicie zajete. Wszyscy na niego liczyli, a on nie potrafil pozostac myslami na boisku dluzej niz przez piec minut.
Nie, to byl bardzo zly pomysl, zeby przyjac propozycje powrotu do druzyny.
- Wracajcie do gry! - krzyknela Angelina, ale juz bez wczesniejszego entuzjazmu. Cala druzyna miala markotne miny. Kilku kibicow juz opuscilo trybuny.
'To wszystko przeze mnie!' - pomyslal, nienawidzac siebie z calego serca.
Zagryzl warge, postanawiajac, ze wiecej juz nie pomysli o Snapie! Przynajmniej nie teraz. Pragnal, by ciemna sylwetka i zimne oczy opuscily jego mysli chociaz na krotka chwile, by mogl sie zrehabilitowac.
Zacisnal dlonie na raczce miotly i uwaznie zaczal przegladac niebo w poszukiwaniu blysku zlotej kulki. Zatoczyl kilka kol nad boiskiem, calkowicie pochloniety skupianiem sie na swojej roli.
W koncu dostrzegl.
Zloty znicz poblyskiwal kilkanascie metrow nad lewa bramka. Harry ruszyl z furkotem witek w strone zlotej kulki. Na jego twarzy zagoscil juz wyraz triumfu. Wyciagnal reke, by zlapac znicz. Ped wiatru w uszach skutecznie hamowal wszystkie inne dzwieki. Slyszal, ze ktos cos krzyczy, ale nie przejmowal sie tym zbytnio.
Juz prawie go mial.
Juz prawie udalo mu sie wymazac wszystko, co...
I nagle zapadla ciemnosc.
*
Harry otworzyl oczy.
Zobaczyl nad soba biala przestrzen.
Niebo? Czyzby w jakis niewyjasniony sposob spadl z miotly?
Jego zamglony wzrok padl na wiszace w powietrzu swiece.