Codziennie czekal na wezwanie od Czarnego Pana, na jakikolwiek sygnal z jego strony, ale nic nie nadchodzilo. Nie zauwazyl rowniez, by zmienil sie stosunek Slizgonow do niego. Wciaz mieli do niego ten sam, pelen szacunku dystans. A to oznaczalo, ze nie wiedzieli nic o tym, co sie wydarzylo.
Severus kazdego dnia przegladal rowniez 'Proroka' w poszukiwaniu jakichkolwiek informacji, ktore pozwolilyby mu odkryc, co planuje Czarny Pan, ale wygladalo na to, ze albo calkowicie zawiesil wszelkie ataki, albo ci niekompetentni reporterzy postanowili trzymac wszystko w tajemnicy, aby nie siac jeszcze wiekszej paniki i nie sciagac na Ministerstwo fali krytyki za to, ze nie robi nic, aby tym atakom zapobiec.
Pozostal jeszcze Dumbledore, ale staruszek sam byl jak slepiec w tunelu, pozbawiony swojego najlepszego zrodla informacji, i nie potrafil powiedziec mu niczego konkretnego. Podczas tych dwoch dni rekonwalescencji, ktore Severus spedzil w swoim lozku, odwiedzany przez Pomfrey i Dumbledore'a, byl oczywiscie zmuszony wyjawic mu powod swojego zlego stanu zdrowia. Dyrektor bez slowa przyjal jego wyjasnienie, ze Czarny Pan zaatakowal go najprawdopodobniej dlatego, ze zaczal domyslac sie jego roli podwojnego szpiega i ledwie udalo mu sie ujsc z zyciem. I chociaz Dumbledore byl rownie znakomitym Oklumenta, jak on, to Severus i tak wyczuwal od niego slabe sugestie gniewu i rozczarowania, nawet jesli probowal je zatuszowac.
I kiedy dyrektor ssal te swoje cholerne dropsy cytrynowe, spogladajac na niego wzrokiem udawanej, obludnej troski o jego zdrowie, Severus pragnal jedynie tego, zeby sie nimi udlawil.
Wiedzial bowiem doskonale, ze byla to troska hodowcy, ktory chce, aby zwierze bylo w jak najlepszej formie, kiedy przeznaczy je na uboj, poniewaz wie, ze wtedy otrzyma za nie o wiele wyzsza cene.
Codzienne obowiazki staly sie dla niego jeszcze bardziej meczace niz wczesniej. Kazdy uczen szkoly wydawal mu sie pozbawionym rozumu nieudacznikiem, a pozostali czlonkowie grona pedagogicznego zaslepionymi, zamknietymi we wlasnym swiecie malkontentami. A najwiekszym z nich byla McGonagall, ktora przy kazdej okazji wypominala mu odebranie jej domowi wszystkich punktow. Zreszta Sprout ziala do niego rownie niedorzeczna niechecia. Doszlo juz nawet do tego, ze nie chciala przekazac mu strakow wnykopienkow, ktore ostatnio wyhodowala, a ktorych potrzebowal w produkcji eliksirow, poniewaz stwierdzila, ze jest 'pozbawionym wspolczucia glazem'. Severus juz nie chcial jej mowic, ze sama przypomina glaz. I to otoczak. Najwiekszy jaki widzial w calym swoim zyciu. Wiedzial bowiem, ze to moze zakonczyc sie jedynie oficjalna wojna z calym gronem pedagogicznym, a mial w chwili obecnej zbyt wiele spraw na glowie, by wiklac sie jeszcze w jakies smieszne przepychanki z tymi zalosnymi ludzmi. Bez slowa zatrzasnal wiec drzwi i ruszyl w droge powrotna do swych komnat.
Ale zdazyl przejsc zaledwie jeden korytarz i minac zakret, kiedy ktos na niego wpadl. Na ulamek sekundy pojawila sie ciemnosc i nagle uderzenie goraca, kiedy jego zmysly zarejestrowaly ciemna czupryne, blysk okularow, znajomy zapach oraz ciche jekniecie:
- Och...
Zrobil krok w tyl, patrzac na mrugajacego z oszolomieniem chlopca.
Potter...
Uderzenie goraca bylo jeszcze silniejsze, kiedy Harry podniosl wzrok i Severus ujrzal te zielone oczy. Tak blisko.
Severus mial zaledwie chwile, by opanowac to goraco, odeslac je najdalej, jak potrafil, i przywdziac na twarz chlodna, kamienna maske. Ale zakladane w pospiechu maski maja to do siebie, ze czesto nie do konca dokladnie zaslaniaja to, co powinny zaslaniac.
Potter szybko odzyskal rownowage i niemal w tej samej chwili, w ktorej zrozumial, na kogo wpadl, wyraz jego twarzy zmienil sie, a w oczach pojawila sie chlodna obojetnosc. Cofnal sie i wyprostowal, spogladajac Severusowi prosto w oczy, jakby chcial rzucic mu wyzwanie. Mezczyzna zacisnal szczeke, jeszcze bardziej wyciszajac swoj umysl, by wszystko, co wrzalo gleboko w nim, nie przedostalo sie na powierzchnie.
Przez pewien czas po prostu stali naprzeciw siebie, mierzac sie wzrokiem, niczym dwaj przeciwnicy na
