wyimaginowanej arenie. I nawet jezeli wydawalo sie, ze w korytarzu panuje cisza, to jednak wcale tak nie bylo, poniewaz wszedzie wokol wyraznie slychac bylo... dudnienie serca. Coraz szybsze i coraz glosniejsze. I zapach... wijace sie w powietrzu wstegi wanilii, oplatajace Severusa niczym pajeczyna, zaciskajace sie wokol niego, wdzierajace sie do nozdrzy...
Harry poruszyl sie, ale Severus byl szybszy. Zrobil krok w lewo, zagradzajac mu droge.
Chlopak znieruchomial, wyraznie zaskoczony tym ruchem. Po chwili wahania, zrobil krok w druga strone, ale Severus ponownie zagrodzil mu droge.
Bicie serca wypelnialo caly korytarz, wydawalo sie dudnic nawet w murach, wprawiajac caly zamek w drzenie. Dopiero po chwili przebil sie przez nie odglos krokow.
Severus z trudem oderwal spojrzenie od tych zielonych oczu, ktore przyciagaly go z niemal magnetyczna sila, i zerknal w glab korytarza. Dostrzegl zblizajaca sie Sinistre.
Bicie serca ucichlo. Pozostalo jedynie ciche, wibrujace echo, zepchniete gdzies bardzo gleboko.
Ruszyl przed siebie, wymijajac chlopaka i nie zwracajac uwagi na wyciagajace sie w jego kierunku i czepiajace szat szpony tego niesamowitego zapachu.
- Och, dobry wieczor, Severusie.
Nie odpowiedzial na powitanie. Kiedy minal zakret, rozejrzal sie po korytarzu. Z rozmachem otworzyl pierwsze drzwi, jakie napotkal i znalazl sie w niewielkim, pograzonym w ciemnosci schowku. Oparl sie o chlodne kamienie i w tej samej chwili sciany pokryly sie lodowatym ogniem wscieklosci, rozjasniajac pomieszczenie i ukazujac surowe oblicze mezczyzny i jego pociemniale z gniewu spojrzenie.
Ostatni raz dopuscil do tego, by kierowaly nim instynkty. Ostatni raz pozwolil, by bliskosc chlopaka pozbawila go rozsadku. Po raz ostatni sie odslonil. Po raz ostatni!
Przymknal oczy i wydal z siebie glebokie westchnienie, a wtedy plomienie nieco opadly.
Ale byl tak blisko... na wyciagniecie reki... i nie mogl pozwolic...
Do jasnej cholery!
Plomienie zgasly, pograzajac schowek w calkowitej ciemnosci.
Za wszelka cene bedzie go unikal. Nie moze sie juz do niego zblizac. Nie ufal swoim reakcjom. Nie ufal sobie.
Tak bedzie... bezpieczniej.
***
Sypialnia pograzona byla w niemal calkowitym mroku. Jedyne oswietlenie stanowila pojedyncza swieca stojaca na szafce nocnej obok lozka. Jej drzacy blask wylanial z ciemnosci kontury mebli. Pomieszczenie wydawalo sie opustoszale, ale w powietrzu plynely ciche pojekiwania. Dopiero po chwili wpatrywania sie w ciemnosc mozna bylo dostrzec zarys niewielkiej figurki stojacej na szafce pod sciana. Delikatny blask swiecy odbijal sie w srebrno-zlotych ksztaltach lwa i weza, wijacych sie w uscisku. To wlasnie ze statuetki dochodzily te oddzialujace na zmysly odglosy: pelne przyjemnosci pojekiwania i zmyslowe pomruki.
Ale to nie wszystko. W powietrzu unosil sie jeszcze jeden odglos. Ciche, tlumione dyszenie. Jednak nie dochodzilo ono z figurki, tylko z gestego mroku obok, w ktorym znajdowal sie stojacy pod sciana fotel. I siedzacy na nim mezczyzna.
Jego reka poruszala sie szybko po obnazonej, masywnej erekcji, wystajacej ze spodni. Jego siegajace ziemi szaty szelescily cicho przy kazdym ruchu, a jezyk raz po raz nawilzal wyschniete wargi. Z wpolotwartych ust saczyl sie coraz ciezszy oddech. Blyszczacymi w ciemnosci oczami wpatrywal sie w lozko, ani na chwile nie odrywajac od niego zamglonego spojrzenia.
