Potter, calkowicie nagi, jedynie w zawiazanym na szyi zielonym krawacie, z rozlozonymi szeroko nogami, masturbujacy sie na jego lozku... dla niego, tylko dla niego. Jego wygiete w luk cialo, krople potu splywajace po jasnej klatce piersiowej, wpolprzymkniete oczy...
Wypowiadajacy: Wszystkiego najlepszego, Severusie...
Kleczacy na ciemnej poscieli z wypietymi posladkami, czekajacy na jego wtargniecie, blagajacy go o to... I rozszerzajacy dlonmi swoje wejscie, by Severus mial jak najdoskonalszy widok...
Dlon mezczyzny drapieznie zacisnela sie na trzonie nabrzmialego, pulsujacego penisa. Jego oczy wpatrywaly sie w lozko z niemal chorobliwa fascynacja.
Potter, wijacy sie pod nim, skamlacy ochryple, wpatrzony w niego zamglonymi z pragnienia oczami, nieprzytomnie sie do niego usmiechajacy...
Jeczacy jego imie...
Severusie... Severusie... Severusieee...
Wybuchajacy szlochem... a potem zaspokojony, rozgrzany, zasypiajacy w jego lozku... wtulony w niego...
Z figurki dobiegl dlugi, zachrypniety krzyk spelnienia. Ciemnosc rozblysla czerwienia, Severus zesztywnial, konwulsyjnie scisnal swojego penisa i rozlal sie we wlasnej dloni, pozwalajac, by pustoszaca eksplozja pochlonela jego cialo i umysl. Jego powieki opadly, usta otworzyly sie w niemym krzyku, a skumulowanie cisnienie w ledzwiach niemal rozsadzilo jego erekcje.
Nie wiedzial, jak dlugo dochodzil. Ale kiedy tylko jego umysl powrocil do chwili obecnej, a mgla orgazmu opadla, uslyszal cichy, miekki szept:
Dobranoc, Severusie...
W tej samej chwili w jego dloni znalazla sie rozdzka. Krotkim machnieciem zgasil jedyna znajdujaca sie w pomieszczeniu swiece, ale zanim jeszcze spowil go nieprzenikniony, gesty mrok, skierowal rozdzke na figurke i rzucil na nia niewerbalnie zaklecie. Nastapil moment ciszy, jakby nagranie cofalo sie. I po chwili w ciemnosci ponownie rozlegl sie ten sam, miekki szept:
Dobranoc, Severusie...
A potem ponownie. I ponownie. Cichy szept w ciemnosci.
Dobranoc, Severusie...
Dobranoc...
Dobranoc...
Az w koncu zaczal przypominac niekonczace sie echo, ktore juz na zawsze wsiaknelo w sciany tej zimnej, czarnej otchlani, na ktorej dnie znajdowal sie teraz Severus.
***
Kiedy Severus wylonil sie zza zakretu i dostrzegl czekajacych na niego przed klasa szostorocznych Gryfonow i Slizgonow, wystarczylo mu zaledwie pobiezne spojrzenie, by zauwazyc, ze wsrod uczniow nie ma... Pottera.
Mimowolnie zwolnil kroku, a caly korytarz pograzyl sie w gestym, lepkim mroku, siegajacym niemal jego kolan. Jego wzrok przesunal sie w bok i nagle z ciemnosci wylonilo sie swiatlo, padajace na dwie przycisniete do siebie sylwetki.
Granger, cala zaplakana, opierala sie o ramie probujacego nieudolnie ja pocieszac Weasleya.
W ciszy, ktora zapadla unosilo sie jedynie gluche, niewiarygodnie szybkie dudnienie. Severus z trudem przedzieral sie przez mrok, majac wrazenie, ze cos, co w nim pelza, czepia sie jego
