Twarz Harry'ego zmienila sie. Nie byla juz tak samo nieprzystepna, zamknieta i nieczytelna, jak wczesniej. Zaczal sie otwierac. Cos wydarzylo sie tamtej nocy, ktora Severus przy nim spedzil. Ale przeciez Potter nie mogl tego pamietac. Spal tak mocno, ze tylko cienka granica dzielila go od spiaczki. Jak to sie stalo? Dlaczego jego maska zaczela pekac?
Severus widzial to, widzial wzrok, ktorym Harry zaczal go obdarzac, i czul, jak wscieklosc na samego siebie niemal wypala mu przelyk.
Czy Czarny Pan juz wie? Czy obserwatorzy mogli odniesc jakiekolwiek wrazenie, ze nie sa to juz te same pelne pogardy, zimne spojrzenia, co wczesniej? Ze cos sie w nich zmienilo? Ze wkradlo sie do nich... wahanie? Jakby cos go nagle otrzezwilo, z jego oczu opadla przyslaniajaca wszystko zaslona nienawisci i zaczal sie... zastanawiac.
Do jasnej cholery, gdyby Severus zginal, nic takiego nie mialoby miejsca! Potter nie mialby z nim zadnego kontaktu, nie zaczalby sie otwierac i wciaz czulby do niego jedynie obrzydzenie! Nie bylby w niebezpieczenstwie... a przynajmniej nie w takim, w jakim moze znalezc sie teraz, jesli Czarny Pan uzna, ze pozostala w nim jakakolwiek iskierka, ktora wystarczy tylko rozdmuchac.
Severus zaczal lapac sie juz nawet na tym, ze co jakis czas nerwowo podwijal rekaw i spogladal na Mroczny Znak, w kazdej chwili spodziewajac sie wezwania... Co wtedy zrobi? Co zrobi, gdy Czarny Pan wezwie go i kaze mu doprowadzic plan do konca?
Powie mu, zeby poszedl do diabla.
Na jego wargi wyplynal gorzki usmiech. Siegnal po wypelniona bursztynowym plynem szklanke i odchylil sie w fotelu, przysuwajac ja do ust, ale w tym samym momencie jego dlon znieruchomiala, a cialo przeszyl zimny dreszcz, kiedy nagle poczul cieplo w wewnetrznej kieszeni szaty.
Odstawil szklanke tak gwaltownie, ze polowe niemal wylal. Siegnal do kieszeni i wyjal z niej kamien. Kamien, ktory juz nigdy nie powinien sie rozjarzyc...
W srodku lsnila wiadomosc:
Mozesz po mnie przyjsc. Zwolaj swoich kumpli Smierciozercow. Nie jestem teraz w stanie nawet uniesc rozdzki, wiec bedziesz mial ulatwione zadanie. No chodz! Przyjdz po mnie!
Oczy Severusa rozszerzyly sie. Przestrzen wypelnil oslepiajacy rozblysk, po ktorym nadszedl przenikliwy mrok. Jasnosc i ciemnosc zaczely migotac w szalonym tancu, odbijajac sie we wpatrzonych w kamien oczach Severusa.
Tego wlasnie sie obawial...
Jego cialo zareagowalo samoczynnie, podrywajac sie z fotela. Dlon zacisnela sie na kamieniu.
Gdzie jestes, Potter?
Drzwi zamknely sie z glosnym trzaskiem i kiedy Severus otrzymal wiadomosc zwrotna, byl juz w polowie korytarza.
*
Tak jak sie tego spodziewal...
Potter byl kompletnie pijany. Severus znalazl go w Swinskim Lbie, ledwie trzymajacego sie na nogach i zupelnie nie zdajacego sobie sprawy z tego, na jak wielkie niebezpieczenstwo sie narazil, przychodzac tutaj. Na jak wielkie niebezpieczenstwo narazil ich obu. Gdyby ktokolwiek ich tutaj razem zobaczyl, to bylby koniec...
Wprost nie mogl uwierzyc, jak lekkomyslnie zachowal sie Potter. Doprowadzil do tego, ze Severus musial tu za nim przyjsc, wyciagnac go sila z tej speluny i aportowac sie z nim przed brama zamku. Przyciskajac go do siebie. Tak mocno, ze niemal wyczuwal szalencze bicie jego serca. Majac go tak blisko siebie... po raz pierwszy od...
