ze zaraz zwroci cale sniadanie. Zlapal jednak rownowage i oddychajac ciezko, wyprostowal sie.
Byl w lesie.
W lesie? Skad...?
No tak. Ostatnim, o czym wspomnial Zgredkowi, byl las. A niech to...!
Blyskawicznie rozejrzal sie po okolicy. Slonce juz wzeszlo, ale tutaj bylo niemal tak ciemno, jakby byl srodek nocy. Pozbawione lisci, ciemne drzewa majaczyly wokol, przypominajac nastroszone cienie o galeziach ostrych jak brzytwy, a roztopiony snieg wsiaknal w ziemie tworzac grzaska, czarna maz. Harry wytezyl wzrok. W oddali, pomiedzy drzewami cos przeswitywalo. I bylo tego duzo. Bardzo duzo. Niczym stopiona masa czerni. Poruszajaca sie powoli. W szpiczastych kapturach i dlugich szatach.
Harry poczul mimowolny dreszcz, przesiakajacy przez cienka koszule.
I dopiero po chwili do jego uszu dotarl zdlawiony szept Zgredka:
- Co to takiego, Harry Potterze?
- Nic takiego - odparl glucho Harry, uwalniajac dlon z uscisku skrzata. - A teraz uciekaj stad. Aportuj sie z powrotem do Hogwartu.
- Ale Zgredek nie moze zostawic Harry'ego Pottera sam...
- Rob, co ci mowie! - warknal Harry. Zgredek cofnal sie, przestraszony i spuscil wzrok, po czym aportowal sie z glosnym trzaskiem.
Harry spojrzal przed siebie, nabierajac w pluca przesiaknietego zapachem rozkladu powietrza, jakby sama obecnosc takiej masy Smierciozercow sprowadzala smierc na cala doline.
Tym razem naprawde zostal zupelnie sam.
Nie mogl juz zawrocic. Pozostala tylko jedna droga. I prowadzila naprzod.
Zaczal biec.
*
Severus biegl przez korytarze Hogwartu. Peleryna powiewala za nim, kiedy mijal kolejne zakrety i zbiegal po kolejnych stopniach.
Wpadl gwaltownie do gabinetu i w biegu dopadl do drugich drzwi, niemal je wywazajac.
*
Harry biegl.
Wilgotne galezie chlostaly go w twarz, a buty zapadaly sie w grzaskie poszycie, ale biegl dalej.
Musi dotrzec na czas. Musi!
*
Kilkoma inkantacjami Severus zdjal z drzwi od lazienki wszystkie zabezpieczenia i niemal wyszarpnal je z zawiasow, otwierajac je zamaszyscie, a wtedy... zatrzymal sie tak gwaltownie, ze niemal sie przewrocil.
Pomieszczenie bylo puste.
Jego blada twarz skierowala sie w strone lezacej na srodku podlogi tacy. Podszedl do niej w dwoch krokach i schylil sie po lezacy na niej skrawek pergaminu zapisany czerwonymi, przypominajacymi krew literami.
Czarne, blyszczace dziwnie oczy przebiegly po linijkach. I w jednej chwili caly blask ulotnil sie, pochloniety przez lodowata ciemnosc.
Severus zawrocil i rzucil sie z powrotem ku drzwiom.
*
Harry dotarl na skraj lasu.
