Severus odwrocil sie gwaltownie, wbijajac w Dumbledore'a pociemniale z gniewu spojrzenie:
- Dlaczego na to pozwoliles? Jaki miales w tym cel? - zapytal tak zajadle, jakby pragnal jedynie kasac.
Dyrektor odetchnal gleboko, opadl na fotel i spojrzal znad swoich okularow polowek na stojacego przed nim mezczyzne.
- Z poczatku podejrzewalem, ze mamy szpiega. Nie zajelo mi jednak duzo czasu, by odkryc, ze to wlasnie ty, Severusie, dzialales na nasza niekorzysc. Zrozumialem, ze robiles wszystko, zeby przyblizyc sie do Czarnego Pana. Nie rozumialem tylko, dlaczego tak ci na tym zalezalo, ze byles nawet gotow nas zdradzic, aby to osiagnac. - Dyrektor przerwal na chwile, pocierajac skronie. - Kiedy jednak Harry zostal zaatakowany przez Draco, zauwazylem pewna zmiane w twoim zachowaniu. Twoja reakcja na cale zajscie byla, delikatnie mowiac... zdumiewajaca. Zaczalem cie wiec uwaznie obserwowac i bardzo szybko odkrylem nature tej zmiany. - Oczy Dumbledore'a rozjasnil delikatny blysk, a jego spojrzenie musnelo twarz Severusa z czyms na ksztalt... zaintrygowania. - Nigdy wczesniej nie widzialem, zeby ktos mial na ciebie tak ogromny wplyw, Severusie. Tylko dlatego nie przecialem tego od razu, pomimo, iz kazdy na moim miejscu zrobilby to bez wahania. A kiedy poprosiles, bym zatrzymal Harry'ego na swieta w Hogwarcie... wtedy juz wiedzialem, ze to cos tak poteznego, ze nie moglo sie rownac z zadnym zakleciem, przysiega czy pragnieniem. Tam, gdzie ja poleglem, zwyciezylo cos znacznie silniejszego ode mnie. Jak moglbym z tym walczyc? Jak moglbym probowac to przerwac? To zaszlo juz zbyt daleko, znacznie dalej niz bylem w stanie siegnac. Moglem tylko przygladac sie, jak bardzo zmieniasz sie pod wplywem Harry'ego i miec nadzieje, ze to uczucie okaze sie wystarczajaco silne, by pokonac to, co w sobie nosiles. - Dyrektor westchnal, marszczac brwi i przygladajac sie Severusowi badawczym spojrzeniem. - Odkad do mnie przybyles, probowalem to ujarzmic, ale byles zbyt dziki, by mi sie podporzadkowac. Miales w sobie zbyt duza ciemnosc, Severusie, zbyt wiele gniewu... i wiedzialem, ze tylko Harry posiada moc zdolna cie powstrzymac. Tylko on mogl okielznac twoj gniew i przeksztalcic go w uzyteczna bron. Bron, ktora bedzie walczyla po naszej stronie. Bron, ktorej Czarny Pan nie posiada i nigdy posiadac nie bedzie. - Dumbledore pochylil sie nieznacznie, a jego jasne oczy nabraly barwy zasnutego chmurami nieba. - I udalo mu sie. Wdarl sie do twojego serca niczym ciern, ktorego wyrwanie grozi zbyt duza utrata krwi, aby moc to przezyc. Dzieki Harry'emu, stanales po naszej stronie. A majac cie w swych szeregach, mamy szanse zwyciezyc.
Z kazdym kolejnym slowem Severus mial wrazenie, jakby cala krew odplywala z jego twarzy, pozostawiajac jedynie wyjalowiona, odarta z obronnej powloki, naga skore.
Nikt, kto sprobowalby go odslonic w taki sposob, nie uszedlby z zyciem. Nikt, poza Dumbledore'em. Tym pozbawionym wszelkich skrupulow manipulatorem, ktory poswiecilby kazdego, byle tylko osiagnac swoj cel. Dla ktorego kazdy przejaw uczucia, nawet najpotezniejszego ze wszystkich, byl jedynie srodkiem to zrealizowania zamierzenia. Ktory byl w stanie wykorzystac nawet swoja najdrogocenniejsza karte, aby zwyciezyc, nie zwazajac na to, ze w trakcie rozgrywki mogla zostac zniszczona.
Severus rzucil sie do przodu, opierajac rece na blacie i przyblizajac twarz do spokojnej twarzy dyrektora.
- Plaw sie w swym malym zwyciestwie, ty pomylony starcze - wysyczal, wkladajac w slowa tyle jadu, iz niemal poczul jak splywa mu do gardla. Twarz Dumbledore'a byla nieporuszona i opanowana. I tylko Severus potrafil dostrzec to, co krylo sie za tymi stalowoniebieskimi oczami spogladajacymi na niego jak na krnabrnego nastolatka znad okularow polowek. Widzial to juz zbyt wiele razy w innych oczach - czerwonych jak morze krwi, przecietych podluznymi zrenicami.
Lodowate, bezwzgledne zaslepienie.
- Skoro tak dobrze mnie poznales, to doskonale wiesz, do czego jestem zdolny - wyszeptal przez zeby, niemal przewiercajac swoim spojrzeniem te stalowe oczy naprzeciw. - Moze i wyruszamy na te wojne razem, ale nasze sciezki biegna w zupelnie roznych kierunkach i kazdy z twoich aurorow, ktory sprobuje wejsc mi w droge, skonczy jako pokarm dla padlinozercow.
