- Wiesz, ze moge cie powstrzymac - odparl spokojnie Dumbledore. - Obowiazuje cie przysiega, Severusie.
- Sprobuj - wyszeptal smiertelnie powaznym glosem. - Ale wtedy zamiast malego zwyciestwa poniesiesz jedynie sromotna porazke.
Dyrektor zmarszczyl brwi, ale Severus nie mial zamiaru dopuscic go do glosu.
Jak ten stary glupiec smial mu grozic? Jak smial chociaz pomyslec o tym, ze zdola go powstrzymac?
- Jezeli Potterowi cos sie stanie, bedziesz pierwszym, ktory mi za to zaplaci - wysyczal prosto w jego haczykowaty nos i nie czekajac na jakakolwiek odpowiedz, odwrocil sie i ruszyl w strone wyjscia.
- Severusie... - Dumbledore nie wymowil tego glosno, ale wystarczajaco stanowczo, by Snape zatrzymal sie przy drzwiach.
Niech sprobuje... niech tylko sprobuje...
- Wszystko jest teraz w twoich rekach. Wierze, ze go odnajdziesz. Tylko razem tworzycie bron, ktora ma szanse go pokonac - uslyszal lagodny glos za plecami, ale nie odwrocil sie, by spojrzec na dyrektora. - Uwazaj na siebie.
Severus nie odpowiedzial. Wyszedl z gabinetu, kierujac sie wprost do punktu aportacyjnego.
***
Pomimo plaszcza cialem Hermiony wstrzasaly dreszcze. Nawet cieple ramie Rona, ktorym ja obejmowal, nie potrafilo dac jej schronienia. Do jej uszu dobiegal gwar wielu roznych glosow, prowadzone szeptem rozmowy. Otworzyla zacisniete powieki i po raz kolejny rozejrzala sie po polanie.
Byli tu niemal wszyscy. Czlonkowie Zakonu Feniksa, aurorzy, pracownicy ministerstwa, nauczyciele, nieznani jej czarodzieje i czarownice, a nawet skrzaty domowe. Widziala Hagrida i madame Maxime. Niedaleko nich rodzice Rona rozmawiali z Lupinem i Kingsleyem Shackleboltem. Bill obejmowal ramieniem Fleur, a Charlie i Percy wydawali sie namawiac Ginny do pozostania w zamku.
Po lewej stronie stali uczniowie Hogwartu. Zadziwiajace jak wiele osob wykazalo chec uczestnictwa w bitwie. Kiedy biegla razem z Ronem przez korytarze Hogwartu, byla przekonana, ze to na nic. Ze nikt nie bedzie chcial narazac swojego zycia dla Harry'ego. Ale bardzo szybko zrozumiala, ze nie o Harry'ego tu chodzilo.
Niemal kazdy znal kogos, kto stracil w wojnie bliska osobe, a niektorzy stracili takze czlonkow wlasnych rodzin. W koncu nadeszla szansa, aby sie zjednoczyc i pokonac Voldemorta. Nawet ukryci bezpiecznie w Hogwarcie nie mogli byc pewni kolejnego dnia. Wojna stala niemal u bram zamku, pukajac w nie coraz glosniej i natarczywiej. Ale zaden z nich, budzac sie dzisiejszego poranka, nie przypuszczal, ze nadejdzie tak szybko. Ze jeszcze tego samego dnia beda stali tutaj, wsrod tylu innych, szykujac sie do walki. Ze zakonczenie tego trwajacego latami horroru nadejdzie na trzy miesiace przed koncem roku szkolnego.
Przewazali szosto i siodmoroczniacy, ale widziala rowniez wiele osob z piatego roku. McGonagall chodzila wsrod uczniow i odsylala do zamku kazdego ponizej czwartego roku. Gryfonow i Krukonow bylo najwiecej, widziala nawet Seamusa, ktory zjawil sie tutaj pomimo nienawisci, ktora zywil do Harry'ego i rozmawial teraz z Neville'em i Deanem. Widziala zaplakana Anastassy, ktora Greg ciagnal za reke w strone McGonagall. Widziala Ginny, ktora uwolnila sie od braci i podbiegla do Grega, lapiac go za dlon i przytulajac sie do jego ramienia. Podniesione glosy kazaly jej odwrocic glowe. Zobaczyla Tonks i Lune. Sprzeczaly sie ze soba. W pewnym momencie Luna odwrocila sie i podeszla do grupki Krukonow ze swojego roku, a Hermiona z zaskoczeniem obserwowala, jak Tonks podchodzi do niej, szarpnieciem wyciaga ja z tlumu i zaczyna sila ciagnac do Hogwartu i dopiero interwencja profesor Sinistry przerwala te dziwna sprzeczke.
Puchoni stanowili mniej liczna grupe. Zachariasz Smith obracal w palcach swoja rozdzke, przygladajac jej sie w zamysleniu, a Susan Bones i Hanna Abbott trzymaly sie za rece, sluchajac tlumaczacej im cos z ozywieniem profesor Sprout. Ale prawdziwym zaskoczeniem bylo to, ze zjawilo sie takze kilkoro uczniow Slytherinu. Hermiona nie znala ich nazwisk, ale
