widywala ich czasami na korytarzach. Zawsze trzymali sie troche na uboczu, nie biorac udzialu w fortelach i chuliganskich wybrykach pozostalych uczniow swojego domu.

Pomimo wielu roznic, wszystkich na tej polanie laczyl wspolny cel i Hermiona niemal czula ich zjednoczona moc, unoszaca sie wokol niczym niewidzialny dym, wymieszana jednak ze strachem, niepewnoscia i gniewem.

Westchnela i znowu przymknela powieki, jeszcze bardziej wtulajac sie w ramie Rona. Niebo zasnute bylo ciezkimi chmurami, sprawiajac, ze wydawalo sie byc znacznie ciemniej niz w rzeczywistosci.

Otworzyla oczy. Tak wiele twarzy... nieznanych twarzy, ktore widziala po raz pierwszy i ktorych mogla juz nigdy wiecej nie zobaczyc. Widziala malujacy sie na nich niepokoj, trwoge i groze tego, co mialo nadejsc.

Co ich tam czekalo? A jezeli to wszystko na nic? Jezeli Harry juz dawno nie zyje? Jezeli przybeda za pozno?

Jej palce mocniej zacisnely sie wokol trzymanej w dloni rozdzki. Czula, jak rozpacz ponownie probuje wpelznac do jej serca. Ta sama rozpacz, ktora zakleszczyla ja w uscisku, kiedy znalazla list, nie pozwalajac jej zlapac tchu i obarczajac wina za to, co sie stalo, siebie i wlasna ignorancje.

Jak mogla byc tak glupia? Jak mogla do tego dopuscic? Dlaczego nie zareagowala wczesniej? Dlaczego pozwolila, by Harry cierpial w samotnosci? Jak mogla nie dostrzec tego, co sie z nim dzialo? W jak wielkiej desperacji musial byc, skoro zdecydowal sie na taki krok? Co musialo sie dziac w jego glowie? Dlaczego poszedl tam sam? Przeciez wiedzial, ze wystarczyloby slowo, a poszliby z nim. Przez tyle lat walczyli ramie w ramie, zawsze razem, zawsze... Byla jego przyjaciolka... powinna byla mu pomoc! Nawet, jesli nie rozumiala do konca, co sie z nim dzieje, powinna mu pokazac, ze nie jest sam. Ze ma kogos, komu moze zaufac. A teraz... a teraz go nie ma. I moze go juz nigdy wiecej nie zobaczyc...

W ostatniej chwili zakryla dlonia usta, powstrzymujac naplywajacy do gardla szloch.

- Snape idzie - uslyszala nagly szept Rona.

Odwrocila glowe. Ujrzala zmierzajaca w ich strone ciemna sylwetke. Peleryna powiewala za nim przy kazdym zdecydowanym kroku, przywodzac na mysl szykujacego sie do ataku drapieznego ptaka o czarnych, lopocacych skrzydlach. A kiedy znalazl sie blizej i ujrzala jego twarz... musiala jeszcze glebiej wtulic sie w ramie Rona, aby uchronic sie przed przeszywajacym ja dreszczem.

Jeszcze nigdy nie widziala na twarzy jakiegokolwiek czlowieka tak zimnej, wrecz lodowatej, wykutej ze stali zacietosci. Twarz Snape'a przypominala kamienna maske, zza ktorej widoczne byly jedynie czarne niczym otchlanie, demoniczne oczy, ktore obrzucily wszystkich zgromadzonych takim spojrzeniem, jakby jedynym miejscem, do ktorego chcialy ich zaprowadzic, bylo pieklo.

I w tej jednej chwili Hermiona zrozumiala, ze stojacy przed nia mezczyzna jest w stanie zrobic wszystko, aby wyrwac Harry'ego z rak Voldemorta.

Nie wiedziala tylko, dlaczego zamiast nadziei, do jej serca wkradl sie jedynie dziwny niepokoj...

- Dumbledore! - wyszeptal jej do ucha Ron i nagle wszyscy ucichli, wpatrujac sie w zblizajaca sie, odziana w jasnoblekitna szate sylwetke. Ale nawet kiedy dyrektor zatrzymal sie na samym srodku polany i zaczal przemawiac do zebranych swym donosnym glosem, Hermiona zupelnie nie potrafila skupic sie na jego slowach, wciaz przygladajac sie stojacemu nieopodal Snape'owi, ktory wydawal sie byc zupelnie nieobecny, jakby wykorzystywal kazda sekunde, kazde uderzenie serca na zaplanowanie strategii.

Ocknela sie dopiero, kiedy poczula dlon Rona wsuwajaca sie w jej dlon i zaciskajaca bardzo mocno. Spojrzala na niego nieobecnym wzrokiem.

- Gotowa? - zapytal cicho. Wyczula strach w jego glosie. Pomimo tak wielu potyczek i walk, ktore stoczyli, zadne z nich nie bylo gotowe na to, co mialo

Вы читаете Desiderium Intimum
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату