Erniego Macmillana, rozrywajac jego cialo na strzepy. Widziala pelzajacych w blocie rannych, dobijanych przez zakapturzone postacie, slyszala charczenia, rzezenia i krotkie, urywane nagle okrzyki bolu.
Podniosla sie z ziemi, spogladajac na swoje spodnie i rece. Pokrywala je brunatno-czerwona maz, jakby cale pole bitwy zamienilo sie w krwawe bagno. Gdzies na lewo rozleglo sie upiorne skamlenie, kiedy Lupin wraz z kilkoma czarodziejami wytworzyl wokol grupki Smierciozercow swietliste pole i Hermiona patrzyla szeroko otwartymi oczami, jak ciala wewnatrz zapadaly sie w sobie, jakby cos je z ogromna sila miazdzylo.
Widziala przelatujace nad jej glowa ogromne glazy, upadajace pomiedzy Smierciozercow i toczace sie po nich niczym kule bilardowe, zgniatajac ich ciala i roztrzaskujac czaszki.
Widziala umierajacych przyjaciol. Susan Bones, ktora zmiotla ognista kula, grzebiac ja pod cialami czarodziejow, ktorzy stali wokol niej. Angeline Johnson, ktora zginela rozszarpana przypadkowym zakleciem. Lee Jordana, ktory powalil trzech Smierciozercow, zanim trafila go Klatwa Usmiercajaca rzucona przez Dolohowa.
Ale w calym tym chaosie brakowalo tego, dla ktorego tu przybyli. Nigdzie, nawet przez ulamek sekundy nie dostrzegla ani Harry'ego, ani Voldemorta.
- UWAGA! - Krzyk Neville'a niemal rozdarl jej uszy.
Jej sploszone spojrzenie przeczesalo cala okolice, widzac rozbiegajacych sie we wszystkie strony czarodziejow. Zblizajacy sie coraz potezniejszy huk wydawal sie dobiegac spod samej ziemi, ktora zaczela nagle dygotac pod stopami. Zarowno aurorzy jak i Smierciozercy, nie mogac zlapac rownowagi, przewracali sie. Hermiona upadla na kolana, zanurzajac dlonie w nasaczonym krwia podlozu i wtedy... ziemia zaczela nagle opadac. Spojrzala przed siebie. Lezacy na ziemi czarodzieje znikali nagle w tworzacym sie uskoku.
- UCIEKAJCIE!
Powietrze wypelnilo sie panicznymi wrzaskami. Ziemia rozstepowala sie, pochlaniajac kazdego, kto znalazl sie na linii urwiska, z ktorego wznosily sie kasajace jezyki ognia.
- Hermiono!
Ziemia pod jej kolanami zniknela i poczula, jak opada w dol, ale Ron szarpnal nia z calej sily, przyciagajac do siebie. Oboje wyladowali w blocie, czujac porazajacy zar plomieni. Podniesli sie i na wpol pelznac, na wpol biegnac, zaczeli uciekac przed wciaz osuwajaca sie ziemia. Dopiero kiedy znalezli sie kilka metrow od uskoku, zatrzymali sie i spojrzeli na ognista bariere. Luna, Neville, Dean i Seamus zostali po drugiej stronie.
Wszyscy zaczeli sie rozdzielac. Widziala niewielkie grupki aurorow i Smieciozercow, nacierajace na siebie. Niektorzy uciekali do lasu.
Hermiona podazyla wzrokiem za uskokiem, widzac jak dociera do granicy drzew i musiala oslonic oczy dlonmi, kiedy ujrzala oslepiajacy rozblysk. Las zaczal plonac. Ale to nie byl zwykly ogien. Plomienne bestie Szatanskiej Pozogi pozeraly cale polacie drzew, rozrastajac sie w tak blyskawicznym tempie, iz byla pewna, ze nikt, kto tam wbiegl, nie zdazyl uciec.
Jeszcze raz spojrzala na druga strone uskoku. Wydawalo jej sie, ze widzi braci Rona i Ginny, ale rownie dobrze moglo to byc zludzenie. Widziala za to bardzo wyraznie, jak Bellatriks wybucha gromkim smiechem, ruszajac w poscig za czworka oddalajacych sie sylwetek. A potem wszystko przykryl gesty dym i nie zobaczyla juz nic wiecej.
*
Kiedy tylko Severus poczul pod stopami ziemie, natychmiast przykleknal. Jego rozdzka zadrgala, kiedy potezne zaklecie swisnelo mu na glowa, uderzylo w znajdujace sie obok drzewo i rykoszetem trafilo w aurora, ktory aportowal sie za nim.
Spojrzal przed siebie, ale jedyne, co dostrzegl, to gesty dym i przeszywajace go niczym blyskawice strumienie zaklec. Powietrze drzalo od wypelniajacej je magii, znieksztalcajac i
