otwartymi ramionami, ale wciaz nie byl pewien, co mogl powiedziec im Czarny Pan i jak bardzo wplynie to na wszelkie konfrontacje z nimi. Na razie musial utrzymac absolutna czujnosc na wypadek, gdyby...
Zatrzymal sie nagle, kiedy przestepujac nad cialem nieznanego mu czarodzieja, dostrzegl wylaniajacy sie z mgly zolty promien.
- Protego! - krzyknal, cofajac sie o krok i wbijajac wzrok w gesta przestrzen. Wystarczyl ulamek sekundy i sugestia ciemnego kaptura, aby zrozumial z kim ma do czynienia. - Sectumsempra!
Smierciozerca zawyl i upadl na ziemie, dygoczac spazmatycznie, a z rozciec na jego skorze trysnela krew.
Severus dopadl do niego, lapiac go za szate na piersi i pociagajac w gore, az ich twarze znalazly sie na wprost siebie. Rozpoznal go.
- Gdzie jest Czarny Pan, Jugson? - wysyczal lodowato, zaglebiajac spojrzenie w jego oczach i penetrujac zewnetrzne obszary umyslu. Odpowiedz powinna wyplynac na sama powierzchnie od razu po zadaniu pytania i nawet gdyby to zalosne scierwo probowalo ja ukryc, to i tak byloby juz za pozno.
Mezczyzna spojrzal na niego przekrwionymi oczami i wycharczal:
- Myslisz, ze ci powiem, zdrajco?
Nic. Zadnej, nawet najlzejszej sugestii. Jedynie lepkie, triumfalne rozbawienie. Severus wycofal sie, w ostatniej chwili uwalniajac sie od ekspansji najswiezszego wspomnienia Jugsona, wypelnionego przeszywajacym dziewczecym wrzaskiem i glowa okolona kruczoczarnymi lokami, toczaca sie powoli po blotnistej trawie.
Do oczu Severusa naplynela smolista czern. Przystawil rozdzke do szyi Smierciozercy i wyszeptal jadowicie:
- Powiesz, albo zadam ci takie cierpienia, ze smierc wyda ci sie wybawieniem.
Mezczyzna zaczal sie chrapliwie smiac, krztuszac sie wlasna krwia.
- Sprobuj, ale to i tak na nic. Nikt ci nic nie powie. Tylko jedna osoba zna miejsce jego pobytu. I sama cie znajdzie.
Brwi Severusa zmarszczyly sie.
Wyczuwal, ze mowi prawde. Ale ta prawda nic mu nie dawala. Moglby doglebnie spenetrowac jego umysl, rozdrapujac go swymi szponami tak, aby pozostaly z niego jedynie parujace zgliszcza, ale znajdowal sie na polu bitwy. Byl calkowicie odsloniety. Kazdy moglby go zaatakowac, gdyby tylko...
- Co z Potterem? - wysyczal mu w twarz, jeszcze mocniej szarpiac bezwladnym cialem. - Powiedz mi tylko, czy zyje!
W oczach mezczyzny zamigotalo cos przerazajacego, a w kaciku warg pojawila sie banka krwi. Smial sie. Minela chwila, zanim z jego ust dobiegl ochryply, wypelniony satysfakcja szept:
- Zwyciezylismy...
Oczy Severusa wypelnily sie trujaca, kasajaca ciemnoscia, uwalniajac z klatki drapiezce o blyszczacych klach i dlugich pazurach i jego dlonie zacisnely sie na gardle mezczyzny z taka sila, iz niemal uslyszal pekajace sciegna i gasnacy, smiertelny charkot.
- Convorto!
Magiczne zmysly Severusa wrzasnely ostrzegawczo zanim jeszcze zobaczyl czerwony promien.
- Protego! - Pospiesznie rozciagnieta bariera byla zbyt slaba i rozpadla sie, odrzucajac Severusa do tylu. Upadl w bloto i
