znieksztalcony. Jakby odbijal sie w rozbitym lustrze. I dopiero, kiedy Harry uswiadomil sobie, gdzie jest i co sie stalo, zrozumial, ze jego okulary musialy peknac przy upadku.

Wciaz widzial wiszace nad soba, upiorne cienie. Slyszal w uszach dzwonienie, jego glowa pulsowala tak bardzo, iz mial wrazenie, ze zaraz eksploduje. Musial sie w nia porzadnie uderzyc...

Wzdrygnal sie mimowolnie, kiedy poczul cos zimnego sunacego wzdluz jego lydki. Z najwiekszym wysilkiem przekrecil glowe odrobine w bok i zobaczyl... ogromnego weza, przeslizgujacego sie po jego rozrzuconych bezwladnie na ziemi nogach.

- Skoro w koncu sie ocknales, to moze przywitasz sie z Nagini? - uslyszal lepki, grozny glos Voldemorta.

Harry steknal, przesuwajac glowe jeszcze odrobine i spogladajac na stojaca nieopodal, wysoka sylwetke.

- Rozczarowales mnie, chlopcze. To, co zrobiles, nie bylo zbyt madre.

Nie mial sily odpowiedziec. Bolalo go cale cialo. Chcial po prostu zamknac oczy i odplynac z powrotem w ciemnosc. Nic nie czuc. O niczym nie wiedziec. O niczym nie pamietac.

Zniknac.

- Zaraz zrozumiesz, jak koncza ci, ktorzy probuja mi sie przeciwstawiac. To, co do tej pory przezyles, wyda ci sie niczym, w porownaniu z tym, co jeszcze dla ciebie przyszykowalem.

Harry przymknal rozpalone powieki.

Dlaczego Voldemort nie mogl go po prostu zabic? Byloby po wszystkim.

Gdzies na obrzezach jego zdruzgotanej swiadomosci krazyla mysl o niewielkiej fiolce ukrytej w nogawce spodni, ale byl zbyt slaby i zbyt otepialy, by ta mysl cokolwiek teraz dla niego znaczyla.

Chcial po prostu zasnac. I juz wiecej sie nie obudzic.

Ale nie moze... musi zabrac go ze soba, cokolwiek sie stanie... fiolka byla jego ostatnia szansa. Ale dlaczego noz go nie oslabil? Moze eliksir trzeba bylo wypic, moze jednak nie wsiaknal w noz...? Probowal sobie cokolwiek przypomniec o jego dzialaniu, ale byl zbyt otepialy. Zreszta jakie to mialo teraz znaczenie? Wszystko zawiodlo, nie mial juz zadnych szans. Wszyscy zgina, a on nie potrafil ich ocalic. Ogarnelo go poczucie beznadziejnosci, zupelnie jakby ktos gasil wszystkie swiatelka w tunelu, pograzajac go w otchlani rozpaczy, w ktorej slychac bylo jakies odlegle, rozdzierajace okrzyki... slyszal je... znal je...

Dementorzy...

Harry niejasno zdawal sobie sprawe z tego, ze to oni tak na niego oddzialywali. Wysysali nadzieje, az nie pozostawalo nic, poza czarna rozpacza. Byli zbyt blisko...

Z najwiekszym trudem rozkleil piekace powieki i ujrzal wycelowana w siebie rozdzke oraz dwie czerwone, plonace otchlanie. Uslyszal cicho wypowiadane slowa i w tej samej chwili wszystko zniknelo, pochloniete przez ciemnosc.

I z tej ciemnosci... wylonily sie rece. Wynurzyly sie spod ziemi, jakby nie nalezaly do swiata zywych. Blade, o pomarszczonej, zielonkawej skorze i dlugich, zoltych, ostrych jak brzytwy pazurach. Zlapaly go za nogi i rece, zaglebiajac mu sie w skorze i probujac wciagnac pod ziemie.

Harry zaczal sie szamotac, probujac sie wyrwac, ale bylo ich zbyt wiele. Wbijaly mu sie w cialo, rozdrapywaly skore, czepialy sie ubrania, zaciskaly na szyi, dusily, szarpaly za wlosy. Cuchnely zgnilizna i odorem siarki, pokryte oslizgla, lepka mazia, ktora zostawala mu na palcach, kiedy probowal oderwac je od swojej twarzy i uwolnic sie od ich nieustannego ataku.

Вы читаете Desiderium Intimum
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату