– Tak. Mama powiedziala, ze zjawia sie w sobote w poludnie i spedza ze mna caly dzien. Moze przyjedzie tez moja siostra.
– O ktorej mam przyjsc, by ci pomoc posprzatac?
– Nie trzeba – mruknal pod nosem.
– Nie chcesz towarzystwa podczas tej wizyty?
– Nie. To moj klopot.
– Calkowicie sie z toba zgadzam. Ale moja propozycja dotyczy pomocy w sprzataniu i przygotowaniu czegos do zjedzenia. Nie widze w tym nic niebezpiecznego.
– Ale ja tak. Nie chce cie na nic narazac. Doceniam twoja propozycje, ale nie. Dziekuje. I nie mowmy juz o tym.
Gdy Flynn szedl otworzyc drzwi w sobote rano, jedna reka przytrzymywal Dylana, w drugiej mial pieniadze dla chlopca roznoszacego gazety – byl pewien, ze to on tak natarczywie dzwoni.
Z wlosami zwiazanymi do tylu, bez makijazu, w dzinsach i podkoszulku, Molly wygladala jak mlody chlopak. Z trudem dzwigala pekaty kosz i duzy zolty garnek.
– Wiem, ze nie kazales mi przychodzic. Ale nie krzycz na mnie choc przez chwile. Ten garnek jest strasznie ciezki. Przygotowalam ci gulasz. To doskonala potrawa na obiad. Musisz go jeszcze troche podgotowac. Witaj, skarbie.
To „witaj, skarbie' wraz z pocalunkiem w czolo przeznaczone bylo dla Dylana i zaraz potem Molly pomknela do kuchni. Gdy z niej wyszla, miala puste rece. Zaczela zdejmowac kurtke, mowiac przy tym bez przerwy.
– W samochodzie mam jeszcze jedno pudlo z rzeczami potrzebnymi do sprzatania. Bylabym wdzieczna, gdybys je przyniosl – jest bardzo ciezkie. Boze, to miejsce wyglada, jakby stacjonowal tu oddzial wojska. Dzieci potrafia rozpanoszyc sie wszedzie. Wiesz, lepiej bedzie, jak zostawisz mnie sama. Uwielbiam sprzatac. Chyba zdazyles to juz zauwazyc. Pokaz tylko, gdzie jest odkurzacz, i mozesz sobie isc. Naprawde, nie musisz nawet ze mna rozmawiac…
Flynn mial nadzieje, ze przestanie mowic, by zaczerpnac oddechu, i bedzie mogl wtedy cos powiedziec. Niestety, bylo to tylko pobozne zyczenie.
– Molly… – probowal sie wtracic. W jej oczach pojawil sie nagly gniew.
– Sluchaj, McGannon. Tyle dla mnie zrobiles. Nie chodzi mi o prace – jestem dobra ksiegowa i wszedzie mnie zatrudnia – ale o mnie sama. Przyjales do pracy cicha myszke i nauczyles, jak nie bac sie miec wlasne zdanie i jak go bronic. Oczywiscie, nie jest to wylacznie twoja zasluga – ja tez sie staralam. Ale dzisiaj chce ci w ten sposob podziekowac.
– Mol…
– Dobrze, dobrze. Musze przyznac, ze to nie wszystko. Miales racje, ze cie wtedy sprowokowalam. Bylam oburzona na ciebie, ze tak zareagowales na niewinny pocalunek. Tylko ze on nie byl taki niewinny. Odkad cie poznalam, nie miewam niewinnych mysli. Dobrze wiedzialam, czym to sie moze skonczyc, choc nie bylam pewna, jaka cene za to zaplace. Nienawidze kobiet, ktore tak postepuja, a tymczasem sama stalam sie nachalna. Wiec jedyne, co moge zrobic na przeprosiny, to posprzatac twoj dom, zanim pojawia sie goscie.
– Molly…
– Wyrzucisz mnie stad przed przyjazdem twojej rodziny. I nie musisz teraz ze mna rozmawiac. To nic wielkiego. Po prostu posprzatam tu troche i pomoge ci przygotowac…
– Sluchaj, Weston, moze zamilkniesz choc na kilka sekund?
Juz otworzyla usta, by na to odpowiedziec, wiec Flynn zapomnial o dziecku oraz calej reszcie i pocalowal ja z impetem. Jej reakcja na jego pocalunek sprawila, ze krew w nim zawrzala.
– Kocham cie, Molly – powiedzial cicho, unoszac glowe. Zauwazyl blask w jej oczach, ale spojrzala na niego poblazliwie.
– Aha! Tak jak kochasz lody z migdalami. – Zawahala sie. – Nie zamierzasz na mnie krzyczec, ze przyszlam, mimo ze tego nie chciales? Myslalam, ze sie bedziesz wsciekal. Zawsze mam wrazenie, ze twoj umysl przestaje pracowac, gdy w gre wchodzi duma i ambicja.
– Tu nie chodzi o moja dume.
– Nie?
– Nie chcialem narazac cie na niemila sytuacje, gdy pojawi sie moja rodzina. Nie chce, zeby cie ktos skrzywdzil.
– Uwazasz, ze odkurzanie i sprzatanie moga mnie zranic? – Dylan wyciagnal do niej raczki, wiec Molly przytulila go do siebie. – Wiem, ze to nie bedzie przyjemne spotkanie rodzinne i ze ktos obcy moze jeszcze sprawe pogorszyc. Ale ja nie jestem obca i doskonale znam cala historie dziecka i Virginii, wiec chyba moge ci jakos pomoc, Flynn. Przeciez trzeba sie zajac dzieckiem. Moze bedziesz musial powaznie porozmawiac z mama. Ja zajme sie Dylanem.
– Nie – powiedzial Flynn.
– Nie? Przedstawiam ci tu argumenty nie do obalenia, a ty mowisz: nie? Dlaczego on jest taki niedobry? – powiedziala do Dylana. – Chyba zwrocimy go do sklepu i kazemy zamienic na inny egzemplarz – taki z mniejsza iloscia dumy i ambicji.
– Posluchaj uwaznie, Molly. Nie zostaniesz tutaj. To sa moje sprawy i nie bede cie w nie wciagac.
Boze, co za kobieta. Mogl z rownym skutkiem przemawiac do sciany. Twierdzila, ze doskonale go rozumie, a jednoczesnie czas mijal, goscie niebawem sie zjawia, a ona wciaz tu jest i wlasciwie bylby glupcem, gdyby zrezygnowal z darmowej sprzataczki.
Dom wymagal niewielkich, jego zdaniem, porzadkow, ale ta istota byla maniakalna pedantka. Nie znal nikogo poza nia, kto sprzatalby za lodowka i przesuwal meble podczas odkurzania. Wszystko wokol zaczelo wygladac obco, powietrze wypelnily kobiece zapachy – aromat gulaszu, plynu do polerowania mebli, srodkow dezynfekujacych i pianki do czyszczenia dywanow.
Po dwoch godzinach Flynn marzyl jedynie o dwutygodniowych wczasach na Tahiti. Pragnal odpoczynku. Nie zapomnial o tym, ze ma pozbyc sie Molly przed przyjazdem gosci, tylko ze ona nie dawala mu na to zadnej szansy. Najpierw wyszorowala dom, potem Dylana, a nastepnie przyjrzala sie Flynnowi. Szybciutko pobiegl pod prysznic i pojawil sie odswiezony, ale to nie wystarczylo. Kazala mu poszukac koszuli bez zmietego kolnierzyka, bo inaczej zrobi mu awanture.
Kiedy wreszcie znalazl koszule, ktora zadowolila Molly, ta jedza byla juz gotowa na przyjecie gosci. Przebrala sie w ciemnozielone spodnie i kremowy sweterek. Wlosy miala idealnie ulozone, na twarzy makijaz. Byla pelna energii, gotowa zastapic pulk wojska. Natomiast Flynn byl tak wykonczony tym przekletym sprzataniem, ze nie mogl o niczym myslec… ale nie pozbawilo go to czucia.
Nie wiedzial, jak i dlaczego, ale nagle uswiadomil sobie, jak goraco, gleboko i bolesnie jest w niej zakochany. Wystarczylo, by podeszla, zeby poprawic mu kolnierzyk. W jej dotyku nie bylo nic szczegolnego, zwykle musniecie, ale jej zapach, oczy, jej rece…
Czul, ze ogarnia go fala goraca. Nie mogl oddychac z wrazenia.
Molly przygladzila kolnierzyk jego koszuli, cofnela sie i zmarszczywszy czolo, obejrzala go od stop do glow. Nagle zadrzala.
– Nie wiem, Flynn, o czym teraz myslisz, ale ja zaczynam sie denerwowac. Przestan. Mamy jeszcze duzo roboty. Nie wiem, co pija twoi rodzice, i nie mam pojecia… Boze! Czy to dzwonek do drzwi? To chyba nie oni? To niemozliwe!
Przez cale zycie jego rodzice spozniali sie, ale nie dzisiaj. Nigdy tez nie przywiazywali wagi do formalnosci. Zadzwonili raz i od razu weszli do srodka. Najpierw rzucila sie na Flynna mama, potem siostra, podczas gdy ojciec wydawal glosne okrzyki radosci.
– Gdzie jest moj wnuk? – zapytala Ellen i wtedy zauwazyli Molly.
Flynn poczul ucisk w zoladku. Nie bal sie wprawdzie, ze ktorekolwiek z nich zrobi jej jakas przykrosc. Przeciez byli dobrze wychowani, ale Molly byla taka wrazliwa. A nie unikna przeciez drazliwych tematow.
Na poczatku wszystko szlo dobrze. Burzliwe powitania sprawily, ze Dylan ryknal pelnym glosem. Molly podbiegla do niego, za nia mama i siostra Flynna, podczas gdy Flynn wybral wlasnie ten moment, aby je sobie przedstawic.
Wszyscy usiedli, Flynn podal napoje, a w chwile potem Dylan odkryl pod krzeslem torebke siostry tatusia. Zanim ktokolwiek zdazyl sie zorientowac, wyrzucil z niej kluczyki do samochodu, chusteczki, troche drobnych i szminke. Syn Flynna wybral sobie najciekawsza rzecz – szminke, i zaczal z nia uciekac z szybkoscia olimpijczyka.