udawanej rozpaczy ze nikt go nie skrzywdzil. Flynn, choc niechetnie, wzial go na rece, by sie uspokoil. Gdy tylko Dylan znalazl sie w jego ramionach, ucichl i wsadzil palec do buzi.
– Wezme go do siebie – zwrocil sie Flynn do Gretchen.
– Nie musi pan tego robic. Wiem, ze ma pan zaraz zebranie. Naprawde nie dzieje sie nic zlego. Po prostu Dylan nie toleruje zadnych zakazow.
Flynn wiedzial o tym az za dobrze, ale Dylan przylgnal do niego z calych sil. Jesli go pusci, cale pieklo zacznie sie od nowa.
– Wezme go. Nie przejmuj sie. Odpocznij troche. Dylan byl tak szczesliwy, jakby wygral los na loterii. Dla
Flynna caly ten dzien byl jedna wielka kleska i nie wygladalo na to, ze cos sie zmieni. Nie byl przygotowany do zebrania – dostali trzy nowe zamowienia i nie zdazyl wymyslic zadnej strategii. Troche wczesniej zajrzal do niego Bailey, ktory chcial omowic pewien problem. Jesli Bailey nie byl w stanie go rozwiklac, to rzeczywiscie sprawa byla trudna. Flynn na ogol lubil skomplikowane problemy zwiazane z komputerami, ale nie wtedy, gdy nie mogl sie nad nimi skupic. A to ostatnie bylo rezultatem braku snu. Dylan zabkowal i uspokajal sie dopiero wtedy, gdy ojciec nosil go na rekach po mieszkaniu.
Bezsenne noce dawaly mu wiele czasu na rozmyslania o Molly. Od pamietnej nocy nie opuszczaly go wyrzuty sumienia. Zaden mezczyzna – zaden porzadny mezczyzna – nie kocha sie z kobieta, jesli wszystko nie zostalo wyjasnione. Moze nie wszystko, tylko to, co najwazniejsze. Ich zwiazek. Wspolna przyszlosc.
W zasadzie Molly nie ma zadnego powodu, by sie z nim wiazac, chyba iz zobaczy, ze sie zmienil. Musi tez uwierzyc w jego przemiane.
Od pewnego czasu zaczal nosic zwyczajne spodnie, eleganckie koszule i marynarki. Sprzedal sportowy samochod i kupil na jego miejsce szacownego, rodzinnego dzipa marki Cherokee. Z biura zniknal kosz do gry, pojawily sie za to wygodne krzesla dla klientow. Przestal pokrzykiwac na pracownikow i opowiadac nieprzyzwoite dowcipy Baileyowi. Zebrania prowadzone byly w bardziej uporzadkowany, niemal ceremonialny sposob.
Te zmiany byly jedynie na pokaz i Flynn dobrze o tym wiedzial, ale jak inaczej mial przekonac Molly, ze jest powaznym, odpowiedzialnym i godnym zaufania czlowiekiem?
Powoli zaczynala ogarniac go panika, bo wydawalo mu sie, ze to nie dziala. Nic mu sie nie udawalo w ostatnich dniach.
Gdy wchodzil do gabinetu, zadzwonil telefon, przerywajac mu rozmyslania. Postawil Dylana na ziemi i z niecierpliwoscia chwycil sluchawke.
– Flynn? Tu Virginia.
Poczul suchosc w ustach. Opadl na fotel. Od tygodni spodziewal sie od niej telefonu.
– Dlaczego nie dzwonilas wczesniej? Nie zostawilas mi przeciez ani adresu, ani telefonu. Nie moglem sie z toba porozumiec…
Z poczatku jej glos byl cichy, ale nagle stal sie napastliwy.
– Mowilam ci, ze nie wiem, gdzie bede. Stracilam prace i musialam znalezc sobie nowe mieszkanie. Cale moje zycie poplatalo sie. Ale musialam zatelefonowac, by dowiedziec sie, czy z Dylanem wszystko w porzadku.
– Dylan czuje sie dobrze. To diabel wcielony. – Maly wyciagnal wlasnie papier z faksu i gniotl go starannie. Flynn probowal go powstrzymac, ale nie udalo mu sie. Nawet gdyby faks byl od samego prezydenta, nikt nie mogl go juz przeczytac.
– Mowilam ci, ze jest nieznosny. Inne dzieci sypiaja po nocach, on nie. Wykonczy bez wiekszego wysilku i dziesiecioro opiekunow. Nie moglam juz dluzej tego wytrzymac. Moze teraz latwiej mnie zrozumiesz. Zrobiles testy?
– Tak. Zrobilem. – Flynn uzywal tych samych slow, mowiac o dziecku, tyle tylko, ze wymawial je z humorem, a ona ze zloscia.
– Uwazalam, ze nie ma sensu kontaktowac sie z toba, zanim bedziesz znal wyniki. Teraz nie mozesz sie juz wykrecac od odpowiedzialnosci, Flynn. Sam przekonasz sie, jak to jest. Tyle pracy, ciagly balagan i zmartwienia. Nie masz chwili spokoju ani odrobiny czasu dla siebie.
Paluszki malucha zacisnely sie na jego spodniach. Dylan uniosl sie i stanal prosto. Wypukla od pieluchy pupka kolysala sie na niepewnych nozkach. Flynn podtrzymal go, zanim Dylan zdazyl upasc i narobic krzyku.
– Virginio, czy rozmawiasz ze mna tylko po to, by dowiedziec sie, jak sie miewa maly? – zapytal ostroznie.
– Tak. Raczej tak. – Zawahala sie. – Znalazlam prace i mieszkanie. I poznalam kogos. Ma przed soba przyszlosc i jest mi z nim dobrze. Ale dziecko… on nie chce byc niepokojony przez dziecko.
Flynn poczul bolesny ucisk w sercu. Od tygodni czekal na telefon od Virginii. Ale byl pewien, ze odezwie sie, by mu zabrac Dylana. Pojawienie sie chlopca w jego zyciu kazalo mu sie zastanowic nad takimi rzeczami, jak duma, honor, szacunek. Przez niego stracil tez wiele w oczach Molly. To ten maluch zmusil go, by spojrzal na siebie w lustro i zrozumial, ze nie podoba mu sie to, co w nim widzi.
Tylko… Nie wiedzial, jak to sie stalo, ale pokochal to nieznosne dziecko nad zycie. Na poczatku bal sie, czy bedzie dobrym ojcem. Po pewnym czasie spedzonym z Dylanem to uczucie wcale nie minelo, a nawet strach byl silniejszy. Ale teraz to nie bylo juz takie wazne. Dylan jest jego synem. Jego potomkiem. Byl przerazony na sama mysl, ze Virginia moglaby go zabrac.
– Wiec tylko dlatego rozmawiamy. Nie chcesz go zobaczyc.
– Nie sluchales mnie? Nie moge wpasc z wizyta. Jestem w innym stanie. Jesli chcesz wywolac u mnie wyrzuty sumienia…
– Alez skad. – Dylan wlasnie zauwazyl klebiace sie pod biurkiem przewody od komputera i postanowil udac sie w tamtym kierunku. Flynn szybko chwycil malca na rece i posadzil go sobie na kolanach.
– Nie mam zamiaru cie krytykowac. Zrobilas to, co uwazalas za sluszne. Ale za jakis czas musimy pewne rzeczy ustalic. Dla dobra dziecka. Sa rozne formy. Mozna prawnie powierzyc opieke… Nie wiem, jak to bedziesz chciala rozwiazac…
Uslyszal krotki smiech.
– Ja nic nie musze robic, by miec do niego prawo. Jestem jego matka. Na razie taki uklad mi odpowiada. Martw sie o to sam. Poza tym to ty masz pieniadze. Mozesz go zabezpieczyc.
– Podaj mi chociaz swoj numer, zebym mogl sie z toba skontaktowac w razie potrzeby…
Nagle uslyszal w sluchawce przeciagly sygnal. Virginia rozlaczyla sie… a Dylan wyciagnal lapke, nacisnal klawisz komputera i sprawil, ze trzygodzinna praca zniknela z ekranu.
Flynn chwycil go i uniosl wysoko w powietrze, wywolujac glosny smiech malca i potoki sliny.
– Myslisz, ze cie chce? – szepnal. – Myslisz, ze bede walczyl o ciebie? Jestes potworem. Wspanialym, sliniacym sie rozbojnikiem.
Dylan machal nozkami, zachwycony cala zabawa. Wtedy w drzwiach pojawil sie Bailey.
– Szefie, spozniles sie na zebranie.
– Juz ide. – Ale gdy wstal z fotela, trzymajac pod pacha Dylana, znowu czul suchosc w ustach.
Jego zycie bylo jak zywiol. Mial dziecko, a nie wiedzial, jak byc ojcem. Ludzie, ktorymi kierowal, wyprzedzili go, jesli chodzi o dorobek tworczy. Nie potrafil dogadac sie z kobieta, ktora spotkal w przeszlosci, a ktora okazala sie taka egoistka, ze wstyd mu bylo za nia.
I w dodatku byl jeszcze zakochany. W Molly. Nigdy dotad tak nie kochal i nie wiedzial, ze milosc moze byc tak wazna czescia zycia. Molly nie byla jego jedynym problemem, ale w jakis sposob wszystko sie z nia laczylo. Zdobycie jej szacunku oznaczalo jednoczesnie odzyskanie szacunku do samego siebie. Nie chcial zmieniac swego zycia dla niej, lecz dla nich obojga. Bal sie, ze jesli straci Molly, straci jedyna szanse zostania takim czlowiekiem, jakim pragnal byc.
Molly wlozyla plaszcz i szukala po kieszeniach rekawiczek, gdy uslyszala glos Gretchen dobiegajacy z gabinetu Rynna. Byla szosta i wiekszosc pracownikow juz wyszla. Gretchen stala na progu ubrana w dzinsowa kurtke, jakby i ona zamierzala isc do domu. Molly nie zwrocilaby na nia uwagi, gdyby nie podniesiony glos dziewczyny.
– Bardzo mi przykro, panie McGannon, ale odchodze.
– Gretchen, widze, ze jestes niezadowolona, ale naprawde nie rozumiem, w czym problem…
– W panu. Nie pozwala mi pan pracowac. To jest zupelne szalenstwo. Nie moge siedziec i nic nie robic. Za kazdym razem, gdy probuje zajac sie dzieckiem, pan przychodzi i je zabiera.
– Alez nie robie tego przez caly czas.