obecnosc.
Dzis jej umysl byl w porzadku. Jedynym problemem stalo sie to, ze nie mogla wykrztusic z siebie slowa. Objal ja ramieniem i przygarnal do siebie. Podkoszulek byl krotki i jej nagie posladki ciasno przylgnely do jego zgietych ud. Reka Jarla wslizgnela sie pod tkanine i spoczela na piersiach.
Kazdy jego ruch byl powolny i spokojny. Nie miala sily, zeby dzisiejszej nocy walczyc ze swoimi pragnieniami. Przyjmowala go w tym lagodnym, rozkolysanym rytmie. Spelnienie nadchodzilo powoli, jak letni wieczor. A kiedy juz nadeszlo, porazilo Sare glebia odebranej rozkoszy.
Pomyslala z rozpacza, ze po rozstaniu z Jarlem bedzie bardzo nieszczesliwa. I wtedy poczula jego cieply oddech na policzku i usta muskajace jej ucho.
– Wiem, Saro.
W ciszy poczula, jak jej serce niemal zamiera.
– Zajmiemy sie tym, kiedy wyzdrowiejesz. Teraz musisz myslec tylko o odpoczynku i duzo spac. Musisz wiedziec, ze nikt cie juz nigdy nie skrzywdzi. Nikt. Wierz mi.
Rozdzial 9
Nastepnego dnia prowadzil z nia subtelna wojne podjazdowa. Pragnela otwartej konfrontacji, a Jarl zmuszal ja, zeby spala. Chciala wiedziec, dlaczego i co Maks mu powiedzial.
Po obiedzie Kip przyszedl do niej do lozka.
–
Powtorzyla, obejmujac syna jednym ramieniem, ale jej oczy wpatrzone byly w potwora czytajacego gazete w odleglym kacie pokoju.
–
Znow poslusznie powtorzyla.
–
–
– Wiesz przypadkiem, co znaczy
– Nie wiedzialam. – Nazywal ja kociakiem przez caly ten czas. –
–
– O rany! – Kip spojrzal na Sare – Nic nie zrozumialem. Nazwij to jakos prosciej, mamo.
– Dobrze – powiedziala slabo. – Moze i Jarl zaczalby nazywac pewne rzeczy prosciej. Na przyklad moglby uzywac imion.
– Moglbym – zgodzil sie – ale inni mezczyzni nazywaja cie Sara, a nikt nie nazywa cie
Chyba wydawalo mu sie, ze moze robic i mowic wszystko, na co ma ochote, tylko dlatego, ze byla taka slaba.
A byla slaba. Trzy razy dziennie Jarl bezceremonialnie wylaczal swiatlo i zamykal drzwi, orzekajac, ze Sara potrzebuje drzemki. Nie chciala zadnej drzemki, chciala z nim porozmawiac, a zamiast tego zmuszano ja do spania calymi dniami.
Moze gdyby nie lezala w lozku, nie czulaby sie taka senna. Uciekla po obiedzie, nie zwazajac na protesty Jarla i Kipa, i dowlokla sie do kanapy w jadalni. Kip przyniosl trzy poduszki, a Jarl owinal ja szczelnie kocem, po czym kompletnie ja zignorowali i zabrali sie do rozpalania ognia.
Za oknami swiecily gwiazdy, ktore odbijaly sie w oczach Kipa. Chlopiec byl naprawde szczesliwy.
I spiacy, chociaz nie zdawal sobie z tego sprawy. Jarl nigdy nie mowil, ze juz czas spac. Po prostu bral na rece zasypiajacego chlopca i zanosil go na gore.
Czekala, otoczona przez cisze i ciemnosc. Jedyne swiatlo w pokoju rzucal ogien. Nie potrzebowala swiatla, tylko sily. Przez caly dzien Jarl robil wszystko, co mogl, zeby ja uczuciowo oslabic. Wspolne rozpalanie ogniska z Kipem bylo ostatnia kropla. Nieomal plakala. To ojcowie ucza swoich synow, jak rozpalac ogien. Duma na twarzy Jarla dorownywala niemal dumie Kipa, kiedy zajely sie drewienka.
Kochal jej syna.
Nie slyszala jego krokow na wylozonych dywanem schodach, ale byl tutaj i stal w odleglym kacie pokoju. Przez caly dzien ukladala zdania, ktore powie, kiedy nareszcie zostana sami. Teraz byli sami, ale czula, ze jej starannie opracowana przemowa warta jest tyle, co zeszloroczny snieg. Nie klamala z wyboru, chciala go chronic. Jednak czula, ze jesli jeszcze raz uchyli sie od powiedzenia mu calej prawdy, powaznie sie rozchoruje. Kiwnela palcem.
– Prosze tu podejsc, panie Hendriks.
– Gdzie?
– Wiesz gdzie. Na bezpieczna odleglosc. Podobal mu sie ten rozkaz. Usmiechnal sie, ale nie posluchal. Podszedl do ognia i oparl sie o jeden z lezacych tam kamieni. Jego twarz pozostawala w cieniu, co wcale nie podobalo sie Sarze.
– Kip spi?
– Nie obudzil sie nawet, kiedy zdejmowalem z niego ubranie. – Jar! wygladal na zadowolonego i odprezonego. – Pozwolisz mi go zaadoptowac po naszym slubie?
Jej gardlo bylo zupelnie suche.
– Nie zartuj, Jarl, Jezeli rozmawiales z Maksem, wiesz dobrze, ze nie moze byc zadnego slubu. Ani teraz, ani nigdy.
– Rozmawialem z Maksem. Wpakowalas sie w klopoty.
– Wiem.
– Nie z twoimi Chapmanami. Ze mna. Jezeli chodzi o sprawy z nimi, moglbym to porownac do przebywania na oceanie bez lodzi ratunkowej. Ale prawdziwym problemem jest to, ze nic mi nie mowilas,
Staral sie mowic lagodnie, ale wyczuwala napiecie.
– Powinnam byla ci powiedziec – przyznala.
– Tak.
– I powiedzialabym ci, gdyby chodzilo tylko o to, czy cie kochani i czy ci ufam.
– A nie chodzilo? To co cie od tego powstrzymywalo? Obawa, ze zawiadomie policje?
– Nie klamie. Na poczatku tego wlasnie sie obawialam. – Przykryla sie szczelniej kocem czujac nagly chlod. – Wiem, ze nie donioslbys na nas, Jarl. Nie skrzywdzilbys nas. Masz racje, powinnam ci byla o tym powiedziec. Wiedzialam, co zaczyna sie dziac miedzy nami i gdyby ci wtedy powiedziala, powstrzymalabym to.
Uniosla glowe.
– Powinnam dac ci szanse wydostania sie z tego na dlugo przedtem, zanim moglbys zostac zraniony. Nie mozesz wiazac sie z dwojka ludzi ukrywajacych sie przed policja i ryzykowac klopoty z prawem. Nie pozwole, zeby tak sie stalo.
Jarl wstal.
– Chyba snisz, jezeli myslisz, ze tak po prostu sobie pojde.
– To ty snisz, jezeli myslisz, ze masz jakies inne wyjscie – poprawila go. – Starasz sie byc szlachetny, ale pozwol, ze cie powstrzymam. Nie jestes jeszcze smiertelnie zakochany i nie bedziesz. Nic nie mozesz zrobic i nie ma doprawdy powodu, zebys czul sie nie w porzadku, jesli odejdziesz.
Zrobil krok w jej kierunku. Podniosla glos.