– Gdyby nie moja noga, nie mieszalabym cie juz do tego wszystkiego. Coz, stalo sie, ale jutro minie trzeci dzien i bede mogla chodzic. I wrocic z Kipem na wyspe. Maks nam pomoze – zaczynala trzasc sie jej broda. – A ty znajdziesz kogos innego. Kogokolwiek. I nie zamierzam wysluchiwac zadnych sprzeciwow.
Emocje, tlumione od spotkania z Maksem, wziely w nim gore. Pochylil sie nad nia. Kiedy jego usta dotknely jej warg, wiedzial, ze robi zle. Sara nie byla w nastroju do pocalunkow, ale byl na nia zly, bo postawila go w tak trudnej sytuacji. Byl zly, ze od poczatku nie zdal sobie sprawy, jak powazny byl jej problem. Byl zly, ze tak gwaltownie, na sile, starala sie chronic tych, ktorych kochala. Tylko gdzies po drodze zapomniala o sobie.
Byl zly, poniewaz bolala ja noga i mogla umrzec z powodu zakazenia. Kochal ja i jej syna. Do diabla z historiami o rozwodach i opiece rodzicielskiej. Moglby zabic tego drania, ktory ja skrzywdzil. Byl zly, ze byla tak dlugo zamezna. Byl zly, ze spala z tamtym mezczyzna. Byl zly na mysl o kazdym mezczyznie, ktory mogl ja znac.
A poniewaz czul wielka zlosc, jego pocalunek byl zbyt szorstki, zbyt brutalny. Zesztywniala gwaltownie, po czym rozluznila wszystkie miesnie. Jej usta szukaly jego warg, a to wcale nie pomoglo mu sie opanowac. Jednak zdolal sie w koncu od niej oderwac. Ujal jej brode w swoje rece.
Oczy Sary mialy lagodny wyraz i po raz pierwszy od kilku dni nie byla smiertelnie blada. Oddychala nierowno.
– Pomysl, Jarl.
– Nie.
– Spotkasz inna kobiete.
– Nie.
– Nie pozwole na to. To moze tylko zranic nas oboje. Musisz odejsc. Musisz.
Wiedzial, co musi zrobic. Pocalowal ja ponownie. Koc zsunal sie z jej kolan. Miala na sobie koszule nocna, ktora Maks przywiozl z wyspy tego popoludnia. Nie chciala, zeby ja calowal. Wiedzial, czego chciala – rozmawiac, klocic sie.
Nigdy nie chcial klocic sie z Sara.
Powoli objela go za szyje. W drodze do sypialni calowala go delikatnie. Wiedzial, ze starala sie go uspokoic. Nie miala na to szans. Odkad Maks powiedzial mu, ze oskarzono ja o to. ze jest nieodpowiedzialna matka, opuscil go spokoj. To oskarzenie musialo ja zalamac.
W ciemnosciach znalazl lozko, zrzucil na podloge koldre i poduszke i polozyl Sare na przescieradle, po czym sciagnal z siebie ubranie.
Nie probowala uciekac, ale jej glos brzmial pewnie.
– To nie pomoze.
– Pomoze. – W kilka sekund sciagnal z niej koszule i wzial ja w ramiona. Bala sie, bo byl zly.
Czul, jak wstrzasnal nia dreszcz. Calowal cale jej cialo, biodra, brzuch, pepek, lecz omijal jeszcze najintymniejsze miejsca. Wpil sie zarlocznie ustami w jej ramie i ostroznie przewrocil ja na brzuch. Przejechal jezykiem wzdluz kregoslupa. Kregoslup laczyl sie z mozgiem, poteznym siedliskiem emocji. A przez emocje mogl sie dostac do jej duszy.
Cialo Sary bylo snieznobiale. Oddychala nierowno, kiedy z powrotem przekrecil ja na plecy. Nigdy dotad nie pragnal zadnej kobiety tak gwaltownie i rozpaczliwie. Plonal, tak bardzo chcial ja miec. Tak bardzo ja kochal. Nie byla sama. Juz nigdy nie bedzie sama.
Sara drzala. Jarl nie byl mily ani czuly. Chwycil jej rece i uniosl je nad glowa. Nie mogla go dotknac. Calowal ja gwaltownie, lecz nagle przestal. Uniosla glowe, chcac go sklonic do ponownego pocalunku. Bezskutecznie.
– To niesprawiedliwe – wyszeptala.
Ukolysal ja. Widzial jej rozpaczliwe spojrzenie, niecierpliwe i wyczekujace.
– Niesprawiedliwe? – Przycisnal ja do siebie, – Tylko to jest dobre i sprawiedliwe. Kiedy otwierasz sie dla mnie, kiedy ciemnieja twoje oczy, kiedy drzysz,
Przeszlosc byla bolem i strachem. Chciala, zeby Jarl trzymal sie z dala od tego wszystkiego, z dala od niej. A on nawet nie probowal.
Kiedy w koncu puscil jej dlonie, zrobil to tylko dlatego, ze chcial uwolnic swoje rece. Zaczal piescic jedwabna skore pomiedzy jej udami. Otwarla sie dla niego bez jakichkolwiek zahamowan.
– Gotowa – wyszepta! – lecz nie w pelni.
– Tak.
– Nie. to nie jest takie proste. Wiedz, ze to wcale nie jest takie proste. To ma ci udowodnic, jak bardzo cie kocham. Ze jestes moja i bede sie toba opiekowal, piescil i chronil. Ze nie bedzie juz wiecej sekretow.
Z gardla Sary wyrwal sie glosny jek. Przywykla juz do ciemnosci i widziala go wyraznie. Kochal ja z otwartymi oczami. Nagle stala sie agresywna, byc moze z rozpaczy. Ktos przeciez musial kochac tego mezczyzne, za jego
Nikt nie mogl kochac go tak bardzo jak ona. Slabosc byla jej wrogiem, a bol przebiegal przez noge, gdy tylko poruszala sie zbyt szybko. Jednak nie przerywala, ignorujac slabosc.
Tylko ten jeden raz. Tylko raz poczuje jego cialo. Tylko raz bedzie go kochala. Tylko raz ofiaruje mu z siebie wszystko.
Milosc do niego zacierala granice miedzy dobrem a zlem. Powinna go zmusic, aby odszedl. Gdyby kochala go bardziej, znalazlaby sile, by to zrobic. Ale nie mogla, nie mogla.
Aby przyspieszyc final, otoczyla go nogami. Jarl zatrzymal sie, byc moze po to, by ja zezloscic. Ujrzala lekki usmiech na jego twarzy.
– Niebezpieczna i slodka. A jestesmy dopiero
Wypelnil ja i otworzyla sie dla niego. Nie bylo wyboru, nie istnialo nic poza Jarlem i ta potrzeba, by go kochac Ubyc przez niego kochana.
Za ten cudowny podarunek milosci ofiarowalaby mu wszystko. Diamenty. Dusze. Cala galaktyke.
Dala mu tylko siebie, jedyne, co miala do ofiarowania.
– Spij,
– Nie moge. – Czula sie absolutnie wyczerpana.
– Ich spojrzenia spotkaly sie. Nic juz nie bedzie takie jak przedtem, oboje o tym wiedzieli.
– Musisz odpoczac – przypomnial jej.
Nie mial racji. Potrzebowala go. Jesli zasnie, ta noc sie skonczy. Chciala sie rozesmiac ze szczescia. Chciala go calowac, otoczyc czuloscia, chronic przed wszystkim i wszystkimi.
Minuty mijaly. Noc nie mogla trwac wiecznie.
Jarl schwycil jej niespokojne rece i owinal ja cala kocem.
– Wpedzisz nas oboje w klopoty – wymruczal.
– Ciekawe jak. Nie ma tu nikogo, oprocz ciebie i mnie. – Uniosla glowe i pocalowala go w szyje.
– Musisz spac. Twoja noga wciaz nie jest w porzadku i jestes taka slaba. – Poglaskal ja czule po nodze.
– Uhmm. – Wciaz go piescila. Nie chciala myslec. Chciala, zeby mogl jeszcze przez moment byc szczesliwy.
– Saro! – Zlapal ja za rece i pocalowal w policzek.
– Zachowuj sie powsciagliwie. To bedzie dla ciebie w tej chwili rownie wyczerpujace, jak zdobycie gorskiego szczytu.
– Wcale nie musze tego robic. Pewnie juz nigdy nie bede musiala tego robic. Jest pan wyjatkowym kochankiem, panie Hendriks. Jednakze…
– Jednakze? – Z trudem powstrzymywal chichot.
– Jednakze zaczely mi przychodzic do glowy rozne dziwne pomysly. Lubiezne. Nieprzyzwoite. Jarl, twoja broda przypomina w dotyku papier scierny.
– O drugiej w nocy zazwyczaj przypomina. Ale to cie chyba nie zniecheca.
– Podoba mi sie twoja broda.
– Widze.