– Przepraszam, ze zawracam ci glowe. Dobrze uklada ci sie z Maksem?
Prawde mowiac wiedziala, ze dobrze im sie uklada, chociaz nie potrafila tego do konca zrozumiec. Przed jej wypadkiem Kip bal sie Maksa. Jednak Jarl zdolal przelamac lody i Kip przestal obawiac sie mezczyzn, ale to jeszcze nie wyjasnilo jego goracej sympatii do tego ponurego i zgryzliwego czlowieka.
– Nie wyobrazasz sobie, jaki u Maksa jest balagan.
– Naprawde?
– On w ogole nie sprzata, mamo. Umarlabys z zachwytu.
– Z pewnoscia.
– Jedlismy fasolke w sosie pomidorowym na sniadanie, obiad i kolacje. Ty nigdy, przenigdy bys na to nie pozwolila.
– Nigdy – zgodzila sie. Zaczynala powoli rozumiec, w jaki sposob Maks zdolal oczarowac Kipa.
– Oszukuje, kiedy gra w karty.
– Wiem.
– Jarl nie oszukuje. On wierzy w prawde i sprawiedliwosc. Jak Superman, Kupil mi komiksy. Myslal, ze umiem czytac. Smieszne, prawda?
Chciala odpowiedziec, ale w tym momencie Jarl pojawil sie w drzwiach. Superman? Z pewnoscia posiadal jakies nadprzyrodzone sily. Ostatniej nocy uczynil z niej – spokojnej i rozsadnej kobiety – dzika i namietna kochanke. Patrzac na niego teraz, czula sie troche niepewne. Noca zadal od niej calkowitego oddania, slepej wiary. Nie sprzeciwiala sie, gotowa byla ofiarowac mu wszystko. W tej chwili jednak czula sie zagubiona. Kochala go az za bardzo,- ale nigdy nie przypuszczala, ze on to odgadnie.
Jarl pochylil sie nad nia z usmiechem, pocalowal szybko i prostujac sie schwycil Kipa.
– Ej, myslalem, ze pozwolimy jej sie wyspac.
– Jarl, siedzialem cichutko jak myszka.
– Teraz obaj znikniemy cichutko jak myszki, a twoja mama sie ubierze.
– Mozemy tu zostac, jak bedzie sie ubierala.
– Pamietasz, co mowilem ci o recznikach, chlopcach i dziewczynach? Moze byc niezrecznie.
– Bedzie jej przykro, jesli zostanie sama – sprzeciwil sie Kip.
– Uwierz mi, nie bedzie. A ty mozesz ukrasc jeszcze jedno ciastko z kuchni, jesli zrobisz to tak, zebym tego nie widzial.
– To na razie. – Kip blyskawicznie wydostal sie z jego ramion.
Jarl omiotl Sare spojrzeniem.
– Jestes przepiekna – szepnal. To wystarczylo, aby znow poczula sie beznadziejnie zakochana.
– Musze – wykrztusila – musze dzisiaj wrocic na wysp.
– Wrocimy.
– Ja sama, Jarl – potrzasnela glowa. Jarl ponownie sie usmiechnal. Podszedl do Sary i zaczal obsypywac jej twarz pocalunkami.
– Mam jeszcze dwa tygodnie urlopu,
Trudno jej bylo sie skoncentrowac, kiedy Jarl znajdowal sie tak blisko i patrzyl na nia. Czula sie zupelnie naga pod jego spojrzeniem.
– Byloby rozsadniej, gdyby… – sprobowala.
– Byloby rozsadniej, gdybys nie sprzeczala sie ze mna. Dwa tygodnie to niewiele czasu. Zbyt malo. Nie ma mowy, zebym zgodzil sie na jeszcze mniej. – Jarl spojrzal w bok i dodal cicho: – Nie pozbawiaj nas tych dwoch tygodni, Saro.
Chciala. Miala to wypisane na twarzy. A on wiedzial, ze juz za dwa tygodnie wroci do domu i bedzie probowal o niej zapomniec. Dla nich obojga byloby lepiej zakonczyc sprawe teraz. Mniej bolesnie. Wiedzial tez, ze Sara nie chciala go ranic i ze dwa tygodnie nie moga wystarczyc, chociaz beda musialy.
– Saro?
– Dobrze – odpowiedziala powoli. – Tak. – Spojrzala na niego, – Musisz zrozumiec, ze to niczego nie zmienia. Po uplywie tych dni…
– Rozumiem – zapewnil ja.
– Idzie! Idzie!
Sara wyprostowala sie i odgarnela wlosy. Wial goracy, sierpniowy wiatr. Bylo zbyt upalnie, by zebrac reszte brzoskwin z ogrodu. Czula sie wyczerpana i obolala, ale widok zblizajacego sie Jarla spowodowal u niej nagly przyplyw energii. Podszedl i cmoknal ja w policzek.
– Tesknilem za toba – powiedzial.
– Przeciez nie bylo cie tu tylko przez kilka godzin!
– Jednak tesknilem za toba. – Ja tez – przyznala sie.
Jarl usmiechnal sie lekko, po czym natychmiast ja zganil.
– Nie bylo mnie przez chwile i co zastaje po powrocie? Kip, przeciez ci mowilem, zebys nie pozwalal mamie ciezko pracowac.
– Nie pracowalismy, Jarl. Zbieralismy tylko brzoskwinie.
– Widze. Co teraz mamy zrobic z tymi wiadrami owocow?
Zaniosl je na przystan, skad Maks mial je zabrac nastepnego ranka. W tym czasie Sara zbierala brzoskwinie z ostatniego drzewka.
Nadszedl czas na kapiel przed obiadem. Lodowata woda chlodzila rozpalone cialo Sary, jednak po kilku minutach zrobilo sie jej zdecydowanie za zimno…
W drodze do domu objela Jarla.
– Po obiedzie czeka cie mala niespodzianka. Na razie nie zblizaj sie do duzego pokoju.
– O co chodzi?
– Zadnych zgadywanek!
Jarl odwrocil sie blyskawicznie.
– Kip?
– Nie probuj wykorzystywac dziecka, draniu. Gdzie sa twoje zasady?
Popedzila ich do domu, posadzila i zaczela przygotowywac finskie dania wedlug przepisow z ksiazki, ktora wyszukal dla niej Maks. Robila wszystko, aby przetrwac ten dzien. Wiedziala, ze tak naprawde nigdy nie pogodzi sie z jego odejsciem. Jednak teraz byla zdecydowana, aby uczynic ten wieczor pogodnym i szczesliwym.
Jarl wcale jej nie pomagal w przygotowaniach. Wpadl do kuchni i zaczal probowac potraw.
– Wcale nie musialas tego robic – powiedzial. Widziala jednak, ze sprawia mu to przyjemnosc.
– Bedziesz zalowal, ze to zrobilam – ofuknela go. – Wszystko sie spali, jezeli nie usiadziesz spokojnie.
– Pomoge ci.
Wolalaby, zeby tego nie robil. Jarl byl doskonalym kucharzem, ale zostawial po sobie okropny nieporzadek. Poza tym jego bliskosc rozpraszala ja. Przechodzac obok za kazdym razem calowal ja w szyje lub glaskal jej posladek.
– Boze! Jaki z toba klopot! Nie moglbys isc z Kipem nakarmic golebie?
– Kip nie potrzebuje mojej pomocy, a ty tak. Poza tym nie wolno mi wchodzic do duzego pokoju. Co tam jest?
– Prezent.
– Jaki prezent?
Pocalowala go, gdyz byl to jedyny sposob, aby zamknac mu usta. Oczy Jarla zalsnily niebezpiecznie.
– Zachowuj sie przyzwoicie – upomniala go.
– Zrobilem cos?
– Myslales o tym.
– Wyjasnij mi dokladnie, o czym to rzekomo myslalem. – Wygladal, jak urazona niewinnosc. Zaczerwienila sie.
– Pozniej,
Podczas obiadu Sara myslala o tym wszystkim, co juz bylo lub mialo byc ostatnie. Ostatnia wspolna kapiel, ostatni wspolny obiad. Ostatnia wspolna noc.
Nie tylko ona bedzie za nim tesknila. Kip juz wiedzial, ze od jutra Jarl przestanie byc czescia ich zycia.