przez sekunde nie mogla oddychac.

Dopiero co przysiegala ze bedzie trzymala sie na bezpieczna odleglosc od Steve'a jednakze teraz sytuacja ulegla radykalnej zmianie. Byl przeciez chory. A przeciez nakarmienie szczeniakow nie bylo czyms przesadnie trudnym. Robila to z nim dostateczna ilosc razy, by znac na pamiec cala procedure.

Ale czy naprawde zaproponowala ze sama stawi czolo doroslym wilkom?

ROZDZIAL SIODMY

Kilka minut przed osma Steve uslyszal trzasniecie drzwiczek samochodu. Na szczescie przewidzial, ze Mary Ellen zjawi sie wczesniej, mimo wszystko jednak pospiesznie zerknal na swoje odbicie w lazienkowym lustrze, aby sprawdzic, czy wyglada dostatecznie okropnie. Mial na sobie swoj najstarszy dres, twarz pokrywal mu dwudniowy zarost. Tuz pod reka znajdowal sie pieprz – na wypadek, gdyby musial symulowac atak kichania. Przez dluzszy czas przechadzal sie po domu z rozgrzewajacym kompresem na karku, dzieki czemu na policzki wystapily mu goraczkowe rumience. O, do diabla, zapomnial zdjac kompres!

Pospiesznie cisnal go na dno szafki i pomyslal, ze umyslne pogarszanie wlasnego wygladu to dziwaczny sposob na zwabienie kobiety. Z drugiej strony, zdesperowani mezczyzni zawsze potrafili usprawiedliwic zastosowanie drastycznych srodkow. Od tego wieczoru, kiedy o maly wlos nie zostali kochankami, jego wybranka jakby zapadla sie pod ziemie. Dziwnym trafem nigdy nie bylo jej w domu, kiedy do niej wpadal, i zadna nagrana na automatycznej sekretarce wiadomosc nie przekonala jej, by do niego zadzwonila. Nic nie dzialalo… az do chwili, gdy uslyszala, ze jest chory. Tuz przed otwarciem drzwi zmierzwil sobie palcami wlosy i natychmiast uslyszal ostra reprymende.

– Nie stoj w przeciagu, baranie! Sama dam sobie rade. Przejde sie tylko pare razy w te i z powrotem.

Powinien byl sie domyslic, ze jego Czerwony Kapturek przybedzie z pelnym koszyczkiem. Mary – wlasnie dlatego, ze byla soba – nigdy nie podejrzewalaby wilka o podstep. Zdyszana, postawila na kuchence wielki garnek – sadzac z niewiarygodnie kuszacego zapachu, byl to domowy rosol z kury – po czym popedzila z powrotem na dwor i przyniosla cala torbe zapasow.

– Nie wiem, czy potrzebujesz doktora. Uznalam, ze na to zawsze jest czas. Na razie jednak nie chcialam, abys musial wychodzic po cokolwiek, wiec przywiozlam syrop, srodki antyhistaminowe, termometr, aspiryne…

Recytujac te liste, odrzucila w tyl kaptur, odslaniajac lekko zmierzwione brazowe wlosy i porozowiale od mrozu policzki. Szybko sciagnela z dloni rekawiczke i przylozyla reke do czola i karku mezczyzny.

– O Boze, Steve, jestes okropnie goracy!

– Wiem – odparl zalosnie. Wladczo kiwnela na niego palcem.

– Musze polozyc cie do lozka. W tej chwili. I nie chce slyszec zadnych sprzeciwow.

– Tak jest, pszepani.

– Zaciagniemy zaslony, damy ci cos do picia i aspiryne. Mozesz podyktowac mi przepis na odzywke dla wilczat, nie wstajac z lozka. O nic nie musisz sie martwic, Steve. Kiedy przygotuje butelki, pojade dokladnie w to samo miejsce, gdzie zawsze parkujesz swoja polciezarowke. Stamtad umiem juz trafic do legowiska wilkow. Karmilam male wystarczajaco wiele razy, by wiedziec, jak to sie robi. Wszystko pojdzie znakomicie. W efekcie wroce tu, zanim zdazysz sie zorientowac.

Podczas tego monologu zapedzila go z powrotem do sypialni i dopilnowala, by polozyl sie do lozka. Nastepnie przykryla go miekka koldra i grubym kocem. To jej jednak nie zadowolilo. Wyszukala welniana kape i polozyla na wierzch stosu.

– Czy jest ci dosc cieplo? – spytala z niepokojem. Jak wezowi na rozzarzonej pustyni.

– Wszystko w porzadku – odparl cicho. – I dziekuje.

– Moje biedactwo. Okropnie wygladasz.

– Miewalem sie lepiej – przyznal.

– Grypa bywa paskudna, prawda? – Mary Ellen zaczela przygladzac i poklepywac posciel. Po chwili Steve odniosl wrazenie, ze teraz ma juz autentyczna goraczke. Przez wszystkie te okrycia dotykala paru wrazliwych czesci jego ciala. Mozliwe, ze ona takze to pojela bo gwaltownie odsunela sie od lozka.

– A teraz mow szczerze. Czy miales jakies problemy z zoladkiem? Moze rozwolnienie? Jesli nie powiesz wszystkiego, nie bede wiedziala jakich lekarstw potrzebujesz.

– Alez nie! Absolutnie!

Mary Ellen miala niezwykle glebokie, aksamitne oczy, jednakze w tej chwili polyskiwala w nich przebieglosc godna dowodcy armii.

– Tylko bez wykretow! Oboje jestesmy dorosli. Kazdy czlowiek miewal takie wstydliwe grypy. Nie klamiesz?

– Jak Bozie kocham.

– W porzadku. Zaraz zabiore sie do robienia odzywki dla szczeniat.

Przygotowanie mleka napelnienie butelek i nalozenie kompletnego stroju zimowego zajelo jej dwadziescia minut. Gdy tylko samochod Mary Ellen opuscil podjazd, Steve wyskoczyl z lozka.

Niebezpiecznie bylo chorowac przy tej kobiecie. Raz popelnil ten blad i nie zamierzal go powtarzac. Jak dotad jego plan sprawdzal sie jednak znakomicie. Musial cos zrobic, by znow zaczela z nim rozmawiac. Latwo bylo zgadnac, ze nic – pozar, powodz ani trzesienie ziemi – nie powstrzyma tej kobiety, jesli uzna ze ktos jej potrzebuje. Znow zachowywala sie w jego obecnosci zupelnie naturalnie. Zreszta dokladnie na to liczyl.

Nie oznaczalo to jednak, ze choc przez moment zamierzal naprawde zostawic ja sama wsrod wilkow.

Pojechal wlasnym wozem boczna droga z dala od szlaku, ktory wybrala Mary Ellen. Nastepnie wlozyl rakiety i pomaszerowal w strone legowiska. W kieszeni mial lornetke, na pasku przerzuconym przez ramie wisial karabinek z nabojami usypiajacymi. Nigdy nie puscilby Mary Ellen samej, gdyby spodziewal sie jakichkolwiek problemow. Wilki znaly ja juz calkiem dobrze i akceptowaly jej obecnosc w poblizu szczeniat. Mimo wszystko karabinek stanowil dodatkowe zabezpieczenie, a obecnosc Steve'a w odleglosci nie wiekszej niz siedem – osiem metrow byla zelazna gwarancja bezpieczenstwa Mary Ellen, choc ona sama nie miala o tym pojecia.

Ukryl sie w rozlozystych galeziach wielkiego, gestego swierku rosnacego na szczycie zbocza. Kiedy ma sie na nogach rakiety, nie da sie biec zbyt szybko, mimo to – jak sie tego spodziewal – pierwszy przybyl na miejsce. Mary Ellen nie tylko maszerowala wolniej niz on, ale na grzbiecie targala jeszcze caly sprzet do karmienia.

Kilka metrow za plecami uslyszal niemal bezszelestne stapanie po sniegu. Wilki. Tego ranka musialy byc szczegolnie ospale – sadzil, ze zjawia sie znacznie wczesniej. W oczekiwaniu na Mary Ellen starannie wyczyscil szkla lornetki. Czul coraz wieksze wyrzuty sumienia.

Wedlug kodeksu etycznego Steve'a porzadny mezczyzna nigdy nie zmusza kobiety do zrobienia czegos, czego by sie bala. Mary bala sie wilkow. A takze jego. Wbrew temu, co zdarzylo sie na owym miekkim dywaniku przed kominkiem w jej chacie, nawet idiota zorientowalby sie, ze od tego czasu nie ma ochoty sie z nim widywac. Miala prawo podjac taka decyzje i facet, ktory by sie z tym nie pogodzil, nalezal do kategorii pelnych egoizmu wieprzow.

Steve podejrzewal, ze zrodlem kompleksow Mary Ellen byl ten sukinsyn, z ktorym sie zareczyla. Jednak domysly niczego nie wyjasnialy, a Mary na najmniejsza wzmianke o bylym narzeczonym zamykala sie w sobie. Steve nie potrafil jej przekonac, aby uwierzyla wlasnym uczuciom i zaufala mu. Zauwazyl jednak, ze za kazdym razem, kiedy spychal swa wybranke z urwiska – nie kiwnawszy nawet palcem, by jej pomoc – zyskiwala nieco wiary we wlasna sile i slusznosc swoich osadow.

W tym momencie dostrzegl jej czerwony kaptur, podskakujacy w glebi jaru. Zanim jeszcze dotarla na polane i zaczela porzadkowac przyniesione rzeczy, dobiegl go jej glos. Z poczatku na jego dzwiek usmiechnal sie. Mowila do wilkow, dokladnie tak, jak robil to on: spokojnym, cichym tonem, ktory pozwalal zwierzetom zorientowac sie w jej polozeniu. Jedynie tresc jej monologu roznila sie nieco od slow Steve'a.

– W porzadku, wy tam. Wiecie, ze tu jestem. Ja tez wiem, ze tu jestem. Wszyscy wiedza ze tu jestem, wiec mozecie znowu uciac sobie drzemke i zapomniec o mnie. Wszyscy zachowamy spokoj i… cholera!

Steve wychylil sie naprzod, skupiajac uwage na Bialym Wilku. Poprzednio za kazdym razem, kiedy Mary Ellen zjawiala sie w poblizu, wielki zwierz nie odrywal od niej wzroku. Steve rozumial owa fascynacje samca alfa, sam bowiem mial obsesje na punkcie tej damy, a poza tym dobrze znal swego starego przyjaciela. Bialy Wilk potrafil zachowac sie jak dzentelmen i, jak dotad, zawsze utrzymywal stosowny dystans.

Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату