– Nic mi nie jest – odparl niecierpliwie.

– Wypij – lagodnie powtorzyla rozkaz.

Whisky splynela mu do zoladka niczym plynny ogien i uderzyla jak blyskawica, popychajac do goraczkowych wyjasnien.

– Kiedy skonczylem karmic szczenieta bylo jeszcze wczesnie. Wszedlem do lasu i znalazlem jeszcze dwa po trzaski. Dopiero co zalozone. Tego samego typu jak ten, ktory zranil Bialego Wilka. Unieszkodliwilem je, zanioslem do polciezarowki, ale nie moglem tak po prostu odjechac. Mialem nadzieje, ze ten, kto je zalozyl, wroci. Bedzie chcial sprawdzic, czy cos sie zlapalo, a wtedy mialbym szanse go nakryc. Nie moglem do ciebie zadzwonic i powiedziec, ze sie spoznie. Zwykle wrzucam do polciezarowki telefon komorkowy, ale tym razem zostawilem go w przyczepie. Slowo honoru, nie sadzilem, ze minie wiecej niz dwie godziny…

– Rozumiem. Nie ma sprawy, Steve. Wiem, ze wykonujac taka prace, nie zawsze masz dostep do telefonu. Zlapales go?

– Nie. – Potarl niespokojnie kark, nie wiedzac, dlaczego jest taki wzburzony, skoro Mary Ellen nie moglaby byc spokojniejsza. – Zobaczylem swiatla samochodu. Myslalem, ze to klusownik, ale to byl miejscowy policjant, Wooley Harris. Znasz go?

– Jasne. Jest po naszej stronie.

– Tak. Dalem mu potrzaski i powiedzialem, gdzie je znalazlem. Oswiadczyl, ze nie ma nic do roboty, bo w miescie jest spokojniej niz w grobie, i ze z checia pokreci sie po bocznych drogach przez reszte nocy. Wrocimy tam jutro za dnia, zeby zobaczyc, czy da sie zidentyfikowac jakies slady.

– Wiedzialam, ze musi byc jakas korzysc z tego wiosennego michiganskiego blota. Chyba latwiej w nim znalezc wyrazny slad opony czy buta, nie? Nalac ci jeszcze troche?

Nie, nie chcial wiecej alkoholu. Ujal ja za przegub dloni, nie wiedzac, dlaczego – moze pragnal jej bliskosci i chcial wyrazniej zobaczyc jej oczy. Nie wydawala sie wsciekla, mimo zmarnowania wspanialej kolacji. Po prostu przyjela do wiadomosci fakt, ze mial uzasadniony powod spoznienia i to wszystko. Ktora kobieta potrafilaby byc tak tolerancyjna?

Wlasnie Mary Ellen, pomyslal. Porzucila temat jego spoznienia, jakby nic sie nie stalo.

– Jestes glodny? Nie wiem, co sie da uratowac z pierwotnego jadlospisu, ale moge blyskawicznie zrobic zupe i kanapki…

– Nie jestem glodny. – Przynajmniej jesli chodzi o jedzenie. Nie uwolnila przegubu. Czul jej przyspieszone tetno. Tak jak przyjela jego wyjasnienie dotyczace spoznienia, przyjela tez fakt, ze jest wykonczony i ze trzeba sie nim zajac.

– Balem sie, ze pomyslisz, iz wystawilem cie do wiatru – powiedzial otwarcie.

Uniosla w zdumieniu brwi.

– To mi wcale nie przyszlo do glowy. Powiedziales, ze przyjdziesz, zalozylam wiec, ze cos cie zatrzymalo. Myslales, iz nie zrozumiem, ze mozesz miec wazniejsze sprawy?

No wlasnie. Tego sie spodziewal. Tej pewnosci w jej oczach, ze ona nie jest dla niego najwazniejsza. Nigdy nie zrobil niczego, co przekonaloby te bezrozumna kobiete, ze jest dla niego kims wyjatkowym. Pociagajacym, niezapomnianym, najwazniejszym.

Delikatnie chwycil ja za przegub. Predzej by sie zastrzelil, niz skrzywdzilby Mary Ellen, lecz uchwyt byl na tyle mocny, ze postapila krok w jego kierunku. Uniosla twarz. Az do tej chwili nie wiedzial, ze ja pocaluje, ale gdy to zrobil, poczul oblewajaca go fale goraca.

Z westchnieniem przyjela niezreczna pieszczote jego ust, jakby wyczula, ze Steve nie sprawuje nad soba pelnej kontroli. Kiedy jego usta dotknely warg Mary Ellen po raz drugi, niezrecznosc gdzies sie ulotnila Byla slodka, delikatna i ulegla. Jesli istnial ideal kochanki, byla nim ta dziewczyna. Budzila tesknote. Wyzwalala ogien i pozadanie, gromadzace sie w nim od trzeciej sekundy po jej poznaniu. I oddawala mu pocalunki, jakby czula to samo.

Oboje zaczerpneli powietrza. Co prawda, nie musial oddychac, zeby ja calowac. Denerwujaca potrzebe tlenu mozna bylo po prostu pogodzic z innym rodzajem pocalunkow. Z dotykiem jezyka na muszelce jej ucha. Z wedrowka warg po jej szyi. Do tej chwili Mary byla spokojna. Teraz chwycila go za ramiona.

– Byles taki zmeczony. Nie chcesz odpoczac? – Poszukala wzrokiem jego oczu, a potem mruknela odpowiadajac na wlasne pytanie: – Nie. Nie jestes w nastroju do odpoczynku.

– Chce sie z toba kochac.

Takiemu otwartemu stwierdzeniu brakowalo subtelnosci, ale byl to pewny sposob wywolania spontanicznej reakcji. Zobaczyl, ze niemal przestala oddychac, dostrzegl w jej oczach blysk pozadania… Ujrzal tez jej nagle wahanie. Jego wilczyca zaryzykowala taniec z nim, ale teraz prosil ja o cos wiecej.

Spojrzala na niego tak, jakby nie byla pewna, czego naprawde od niej chce. Z latwoscia moglby ja uspokoic. Chcial ja posiasc nieodwolalnie i na zawsze. Pragnal miec ja w swoim lozku dzisiaj i przez wszystkie inne noce. Marzyl, aby byla naga i aby znalazla sie pod nim, tak rozpalona i szalona, zeby nie mogla tego zniesc. To wszystko. W jego pragnieniach nie bylo nic skomplikowanego czy niejasnego. Nic podstepnego.

– Kocham cie – powiedzial. Znow wstrzymala oddech.

– Steve… wszedles tu z nerwami napietymi jak postronki. Miales okropny wieczor. Byles napompowany adrenalina…

– Kocham cie – powtorzyl.

Zapadla cisza, podczas ktorej Mary Ellen miala szanse powiedziec „nie”. Moglby zachowac sie inaczej, gdyby dostrzegl w wyrazie jej twarzy chocby najmniejszy cien odmowy. Nie zobaczyl tego, jedynie przerazenie.

Pochylil sie, biorac ja w ramiona i miazdzac jej usta swoimi wargami. Nie wierzyla ze mu na niej zalezy. To nic nowego. Jego wybranka uwielbiala podejmowac sie rzeczy, ktore ja przerazaly, wiec reakcja na jego gwaltowny pocalunek tez wlasciwie go nie zaskoczyla.

Serce bilo mu glosniej niz tam – tamy w dzungli. Mary Ellen przytulila sie do niego, a jej miekkie piersi stwardnialy w zetknieciu z jego torsem. Oplotla rekami szyje Steve'a, jakby byla spragniona jego dotyku. Przerabiali juz te kroki, ale to nie bylo wzajemne draznienie sie w pierwszym walcu. Jego wybranka postanowila zaryzykowac. I w zadnym wypadku nie mowila „nie”.

Kiedy nastepnym razem ich pluca zazadaly przerwy na tlen, sciagnal gwaltownie sweter Mary i znow wycisnal na jej wargach kolejny namietny pocalunek. Sweter lezal juz na poreczy fotela na biegunach. W kilka sekund pozniej klosz lampy ozdobil ladny rozowy stanik.

Poczul znajomy bol szyi od pochylania sie nad nia. Roznica ich wzrostu szybko zniknela kiedy podniosl Mary Ellen i oplotl sie w pasie jej nogami. Nie potrzebowal mapy, by znalezc lozko. Swiatlo z korytarza padalo na biala narzute i odbijalo sie w mosieznych slupkach wezglowia. Kiedy runeli na materac, slupki zatrzesly sie, a stare sprezyny zaskrzypialy.

Cala sypialnia byla pograzona w mroku, lecz na twarz Mary Ellen padalo swiatlo. Blask wlewajacy sie od drzwi wydobywal z mroku jej szyje, lsniace brazowe wlosy i delikatniejsza od atlasu skore. Trzeba bylo ucalowac te szyje, tu gdzie pulsuje rozpalona zylka. Jej piersi nabrzmialy dla niego, a sutki stwardnialy pod bezlitosnym deszczem miekkich, wilgotnych, namietnych pocalunkow. Zawadzaly mu jej rece usilujace rozpiac guziki jego flanelowej koszuli. Przeszkadzaly mu tez oczy, bo caly czas czul jej wzrok na swojej twarzy – oczy jelonka Bambiego, wilgotne, delikatne, pelne uczucia. A on nawet jeszcze nie zaczal.

– Steve?

Wypowiedziala jego imie cichym szeptem, od ktorego zawirowalo mu w glowie.

– Mam zabezpieczenie – powiedzial, przewidujac jej niepokoj, zanim jeszcze miala okazje go wyrazic, nie chcac, zeby cokolwiek zniszczylo nastroj.

– Nie mam niczego w domu – przyznala lekko ochryplym glosem.

– Moglem sie tego domyslic, kochanie. – Nie powiedzial jej, ze nie znosi prezerwatyw. Nie wspomnial tez, ze wyobrazenie jej brzucha nabrzmiewajacego pod wplywem ciazy porazalo go swa moca. Chcial rozmawiac z nia o dzieciach, o innych metodach zabezpieczen, o zyciu. Tyle ze nie teraz.

– Steve… szczerze mowiac, nie myslalam o zabezpieczeniu. Przynajmniej jeszcze nie teraz. Przyszlo mi tylko do glowy, ze moze chcialbys zdjac buty?

– Buty? – On tu stara sie byc mroczny i niebezpieczny, a ona mysli o butach?

– Nie sadzisz, ze byloby ci nieco wygodniej bez butow? I paska. A takze koszuli…

A niech go, jezeli w tych lsniacych oczach nie blysnelo rozbawienie. I ogien. Ciagle patrzac w te oczy, zrzucil buty, a potem zdarl z siebie koszule, dzinsy i reszte ubrania. Szybko, poki z jej oczu nie zniknie to lobuzersko –

Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату