czlowiek znajduje ukryty skarb, bylby durniem, gdyby go zostawil.
ROZDZIAL CZWARTY
Jakiekolwiek zblizanie sie do tego czlowieka bylo pomylka.
Mary Ellen wlozyla do torebki fiolke pigulek na nadkwasote – przez ostanie dwa dni lykala je garsciami – i zarzucila kurtke na plecy. Oczywiscie, nie musiala nigdzie isc. Zazwyczaj w czwartki zaczynala prace w barze o czwartej, lecz Samson zamknal dzis lokal na czas spotkania. Po nim, rzecz jasna, do baru zwali sie caly tlum. Gdyby miala choc krztyne rozumu, siedzialaby w tej chwili w bujanym fotelu i odpoczywala przed dlugim, pracowitym wieczorem. Ale zamiast tego poszla tam, gdzie mogla spotkac Steve'a Rawlingsa.
Zapiela kurtke, po czym siegnela do torebki i wyjela kolejna pigulke. Brzuch zaczal ja bolec, zanim jeszcze wyszla z domu. To nie najlepszy znak.
Wmowila sobie, ze Steve bedzie osamotniony na tym spotkaniu. Bzdura. Jakby jej obecnosc mogla cokolwiek zmienic. Nie zaproponuje mu przeciez pomocy – nie miala najmniejszego pojecia o jego interesach czy klopotach, ani o jego wilkach – a on nie mial zadnych powodow, by oczekiwac jej przybycia.
Byla znana z tego, ze popelnia glupie omylki, ale tym razem przekroczyla wszelkie granice. Z pewnoscia nie powinna zaprzatac sobie glowy wizja tego czlowieka samotnie stawiajacego czolo calemu miastu. Jednak naprawde liczylo sie cos innego: kazda inteligentna kobieta, obdarzona chocby odrobina zdrowego rozsadku, trzymala sie z dala od facetow, ktorych sie bala.
A Rawlings po prostu ja przerazal.
Nikt nigdy tak jej nie calowal. I lepiej, by nikt – a juz przede wszystkim on – nie probowal tego ponownie. W przeciwnym razie…
Krzywiac sie niemilosiernie, przelknela pigulke. Juz stojac w drzwiach, rozejrzala sie wokol w nadziei, ze odkryje jakies nie cierpiace zwloki zajecie, ktore zatrzymaja w domu. Niestety. Wszystko bylo w idealnym porzadku, przynajmniej wedle jej definicji slowa „porzadek”.
Czteropokojowa chatka przez lata byla wynajmowana mysliwym na sezon polowan. Nalezala do Samsona. Kiedy ostatnio wpadli tu z zona z krotka wizyta dluga szczeka szefa nisko opadla.
– Cos ty zrobila, mala? – jeknal z rozpacza.
Sprzatnela dwunastoletnia warstwe kurzu i tluszczu – oto co zrobila. Powiesila w oknach cytrynowozolte zaslony, przykryla dywanem kuchenna podloge, zdjela koszmarne poroza wiszace nad wielkim kamiennym kominkiem, postawila przed nim nieduzy bujany fotel i powiesila na drewnianych scianach cala kolekcje reprodukcji Moneta. Usuniecie ciemnego nalotu ze starego mosieznego lozka kosztowalo ja trzy dni ciezkiej pracy, teraz jednak loze, pokryte puszysta biala kapa doslownie lsnilo. Pastelowe zielenie i blekity dywanika przed kominkiem dodawaly pomieszczeniu kolorytu i nastroju.
Samson stwierdzil, ze zniszczyla doskonala meska kryjowke. Niewatpliwie na to liczyla. Nic w nowym wystroju chatki do siebie nie pasowalo, jednak Mary Ellen nie dbala o to. Po raz pierwszy w zyciu nie starala sie zadowolic nikogo poza soba – choc rzeczy w jednym kacie bawialni z pewnoscia wygladaly jak na garazowej wyprzedazy.
Na podlodze lezaly w nieladzie narzedzia i czesci roznych urzadzen. Kilku klientow zdazylo juz odpowiedziec na jej ogloszenia i powoli ruszala ze swym warsztatem napraw. Niestety, tak jak sie spodziewala poczatek okazal sie dosc trudny. Pani LaBelle przyniosla jej zepsuty odkurzacz. Harold Becker zjawil sie ze szwankujacym magnetowidem. Oboje byli prawdziwymi klientami, natomiast Richard Schneider przytargal idealnie sprawne radio i potraktowal to jako pretekst, aby uganiac sie za nia po kuchni. A jeden z kumpli Freda Claire'a – niejaki Stelmach, o gebie gryzonia – najwyrazniej odniosl falszywe wrazenie, ze Mary Ellen zlozy mu za darmo kupiona za zaliczeniem pocztowym wieze stereo, jesli przyniesie butelke wina i zacznie sie do niej przystawiac.
Cala trzesiesz sie ze strachu, Mary Ellen. Wiesz juz przeciez, ze nie potrafisz radzic sobie z mezczyznami. Johnny udowodnil to na dlugo przedtem, nim tu trafilas. Czemu wiec znow chcesz polknac haczyk i okazac sie przekleta idiotka idac na to spotkanie, zamiast, jak przystalo na inteligentna rozsadna kobiete, zostac w domu – pomyslala.
Najwyrazniej jej rozsadek wzial sobie urlop. Ze stanowcza mina i zmarszczonym czolem zamknela drzwi chaty i pomaszerowala do samochodu. Jej nastroj byl niezwykle ponury, a jazda do miasta bynajmniej go nie poprawila. Snieg padal bez przerwy, oblepiajac przednia szybe i ograniczajac widocznosc. Droga byla sliska i mokra.
Rawlings bedzie musial sam stawic czolo tlumowi. Nie potrafila przejsc do porzadku nad tym faktem.
Moze calowal w ten sposob kazda kobiete? Ostatecznie byl zmyslowym, seksownym, czarujacym mezczyzna. Najprawdopodobniej calowal w swym zyciu miliony kobiet i wybral ten szczegolny sposob, by podziekowac jej za obiad. To nie jego wina, ze wzbudzil w niej takie emocje. Przedtem zachowywal sie calkiem uprzejmie. Czula sie z nim bezpieczna.
Zanim jeszcze otworzyla drzwi starej szkoly, uslyszala gniewne glosy. Nikt nie spojrzal na nia gdy wsliznela sie do srodka. Do sali zniesiono wszystkie lawki z baru. Zapelniali je ludzie, a nad ich glowami swiecily jaskrawe jarzeniowki. W calym pomieszczeniu unosil sie zapach wilgotnej welny. Powtarzala „przepraszam”, przeciskajac sie przez tlum, az wreszcie znalazla skrawek miejsca z tylu sali, pomiedzy dwoma poteznymi mezczyznami w mysliwskich strojach.
Kiedy spojrzala na Steve'a, jej wzrok zlagodnial. Ubrany w kraciasta flanelowa koszule i dzinsy, nie roznil sie wygladem od pozostalych mezczyzn, a przeciez, moj Boze, byl kims zupelnie innym. Wszyscy oprocz niego sapali ze zlosci. Jej samotny wilk stal nieruchomo, spokojnie mierzac wzrokiem zebranych. Opanowanym glosem tlumaczyl cos cierpliwie.
– …Nie zyczycie sobie wilkow w poblizu waszych domow. Doskonale to rozumiem, jednakze ta sytuacja jest tylko przejsciowa. Wkrotce z powrotem przeniose stado na wyspe. Wiem, ze sie boicie, ale one takze. Wilk z wlasnej woli nigdy nie osiadlby w poblizu ludzi. To stadko wcale nie chcialo zamieszkac w waszym sasiedztwie. Ugrzezly tu na jakis czas, kiedy urodzily sie szczeniaki. Odkad tu jestem, ani razu nie widzieliscie zadnego z nich w poblizu miasta Nie maja zadnych powodow, aby sie tu zapuszczac, chyba ze zglodnieja a to sie nie zdarzy. Dostarczam im dosc swiezego miesa. Poki nie beda musialy polowac, wola trzymac sie w poblizu swoich mlodych. Po co mialyby wedrowac do miasta?…
Nagle przerwal mu ostry kobiecy glos.
– Mam dwoje dzieci, panie Rawlings. Zadne z nich nie skonczylo jeszcze dziesieciu lat. Boje sie wypuszczac je na dwor. Twierdzi pan, ze wilki tu nie przyjda ale nie moze pan przeciez tego zagwarantowac!
Mary Ellen przelknela sline. Gdyby byla matka czulaby to samo. Pragnela poprzec Steve'a ale nie zmienilo to faktu, ze sama czula lek przed doroslymi wilkami. Natomiast tlum popadl w amok na dlugo przed jej przyjsciem i teraz przypominal rozwscieczona zadna krwi zgraje. Nikt nie sluchal argumentow Rawlingsa. Jakis meski glos wykrzyknal:
– Proponuje, abysmy utworzyli oddzial mysliwski i je wystrzelali!
Odpowiedzial mu chor bojowych wrzaskow:
– Wystrzelac je! Wystrzelac! Nie chcemy, zeby krecily sie wokol naszych kobiet i dzieci! Tak dlugo, jak sa w poblizu, nikt nie jest bezpieczny, nawet nasze zwierzeta! Po zabijac je wszystkie!
Gniewne glosy rozbrzmiewaly coraz donosniej, poki wreszcie Steve nie powiedzial cicho:
– Oczywiscie mozecie to zrobic. Po tych slowach nastalo pelne zdumienia milczenie. Najwyrazniej nie tego sie po nim spodziewali. Steve ciagnal dalej:
– W stadzie sa cztery dorosle wilki i siedem szczeniat. Nie zamierzam cytowac wam ustawy. Wszyscy wiecie, ze ten gatunek jest pod calkowita ochrona. Wiecie tez, ze niezaleznie od tego, co mowi prawo, moglibyscie zapewne wybic cale stado i nikt by was na tym nie przylapal. Mozecie zatem podjac taka decyzje. Z pewnoscia nie zdolam was powstrzymac.
Przyjrzal sie uwaznie zebranym, wpatrujac sie w poszczegolne twarze i czekajac, az zamilkna ostatnie szepty. Wreszcie odezwal sie ponownie:
– Istnieje takze inne wyjscie. W ciagu kilku dni moglbym przewiezc szczenieta do zoo, schwytac dorosle wilki i przerzucic je na wyspe Royale. Poniewaz to rozwiazaloby nasz problem, wyjasnie, dlaczego, jak dotad, nie podjalem takiej decyzji. – Zawahal sie. – Te szczenieta, ten jeden jedyny miot, moze zmienic cala przyszlosc