ROZDZIAL DZIEWIATY

Gdy wyjechali z farmy, Blair przez radio poinformowal Rexa o wszystkim. Mniej wiecej po godzinie, gdy zaczely zapadac ciemnosci, zjechali z drogi i zatrzymali sie obok skalistego wzniesienia.

– Osloni nas troche od wiatru – wyjasnil, cofajac samochod w strone skalki, a potem przy swietle gazowej latami umocowal markize. – Mamy juz dom – oznajmil.

– W zyciu nie mieszkalam jeszcze w podobnym domu – wyznala, przygladajac sie podejrzliwie jego dzielu. – Co bedzie, jak zacznie padac?

– Przespimy sie w samochodzie albo zmokniemy. Mysle jednak, ze nie zanosi sie na deszcz – dodal, patrzac na rozgwiezdzone niebo.

Potem zabral sie do szykowania noclegu, ona zas stala nie wiedzac, co robic, bo czula sie niepotrzebna. U jej nog krecil sie Rusty, ktory obwachiwal nieznajome miejsce, choc robil to wlasciwie bez przekonania. W koncu usiadla i wziela psiaka na kolana. Rusty westchnal i przymknal oczy. Zaczete go gladzic i pomyslala, ze podobni sa do siebie. Ona i ten pies. Podobnie zagubieni i samotni.

Zadne z nich nie ma domu i nie wie, co go czeka nastepnego dnia. Ona mogla jednak przynajmniej decydowac o swej przyszlosci, a ten nieszczesny kundel zdany jest na laske i nielaske ludzkich istot, ktore zabraly go od jego pani.

– Kolacja gotowa.

Blair kleczal kolo prymusa i nakladal cos z rondelka na dwa talerze.

– Szybko sie pan uwinal – rzekla zdziwiona i wstala. Wziela lyzke do ust i wybuchnela smiechem. – Fasolka po bretonsku z puszki!

– A czego sie pani spodziewala? – spytal wyraznie urazony. – Moze homarow, a potem steku w sosie bearnaise?

– Nie mialabym nic przeciwko temu.

– Nie narzekaj, kobieto, tylko jedz – mruknal.

W gruncie rzeczy smakowal jej ten prosty posilek. Chciala; sie podzielic z Rustym, ale pies nadto byl wytracony z rownowagi, by miec ochote na jedzenie. Blair zagotowal potem 1 wode w menazce i nalal herbaty do duzych emaliowanych J kubkow.

Przez caly czas siedziala cicho. Byli sami z dala od ludzi, a wokol roztaczala sie bezkresna pustka. Po chwili Blair takze zamilkl. Czyzby i on rozumial, ze w kazdym slowie, jakie pada miedzy nimi, kryje sie cos nieokreslonego? Niewytlumaczalnego?

Z zakamarkow w samochodzie wyciagnal spiwory i loz! polowe.

– Czego pan tu nie ma! – rozesmiala sie.

– Trzeba byc przygotowanym na wszystko. W tej okolic jest bardzo malo moteli.

Ustawili lozka pod markiza. Rusty ulozyl sie od razu w nogach spiwora Cari. Pozwolila mu tak lezec i pomyslala sobie ze ona takze go potrzebuje. Gdy Blair zaczal sie rozbiera odeszla na bok, sciagnela szybko sukienke i wsliznela sie i spiwora. Ich lozka staly tak blisko siebie, ze nie mogla zapomniec o jego obecnosci. Rusty przeciagnal sie, ziewnal, ulozyl sie wygodnie, a potem znow zapadla przejmujaca cisza.

– Cari? – dobiegl ja szept.

– Tak?

– Powiedz mi, prosze, co sie wtedy stalo.

Zesztywniala.

– Nie rozumiem?

– Rozumiesz – odparl cicho. – Co sie stalo przed twoim wyjazdem ze Stanow? Dlaczego uciekasz?

– Wcale nie uciekam.

Zapadla dluga cisza. Poruszyla sie niespokojnie i w tej chwili Rusty zapiszczal na znak protestu.

– Dlaczego ciagle o to pytasz? – zapytala w koncu.

Jej glos nabrzmialy byl bolem i gorycza. Przeciez to ciebie nie dotyczy. Jakim prawem mnie o to pytasz? Podniosl glowe i oparl ja na lokciu. Wpatrywal sie teraz w jej twarz jasniejaca w swietle ksiezyca.

– Musze wiedziec – powiedzial.

– Ale dlaczego? – spytala, odwracajac od niego twarz.

– Bo… – Urwal i polozyl sie na plecach, jakby nie byl w stanie dluzej mowic, obezwladniony tym, co dzialo sie miedzy nimi.

– Nie masz prawa mnie wypytywac – rzekla z gniewem. – Przeciez ty tez uciekasz. A w kazdym razie uciekles. Czy juz o tym zapomniales? Przeciez gdyby twoje malzenstwo sie ulozylo, nie bylbys tutaj.

– Naprawde myslisz, ze dlatego tu jestem?

– Jestes tu, bo sie boisz z kims zwiazac, bo nie chcesz sie znowu angazowac, bo boisz sie, ze znow cie ktos zrani.

Przerwala nagle, przerazona swoimi slowami, zrozumiala bowiem, ze chciala, by cierpial tak samo jak ona. Jakim prawem rzucam te oskarzenia? – pomyslala. Kto mnie do tego upowaznil? Jak moglam wykrzyczec to wszystko tylko po to, aby go zranic?

Blair usiadl i chwycil ja za ramiona, odwracajac twarza do siebie. Spiwor osunal sie w dol. Probowala sie zakryc, on jednak nie dopuscil do tego, potrzasajac nia gwaltownie.

– O czym ty w ogole mowisz? Wyjechalas z kraju, zeby uciec od ludzi i sytuacji, ktorym nie potrafisz sprostac i ktorych sie boisz. I ty wlasnie mnie obwiniasz o tchorzostwo? Mowisz, ze boje sie zaangazowac?

Chciala sie wyrwac, ale nie puszczal jej.

– Nie mam pojecia, co takiego zrobilas, dlaczego tak bardzo sie wstydzisz i od czego uciekasz. Dokad tak pedzisz? Nie znajdziesz mniejszej dziury niz Slatey Creek. Nie uda ci sie dalej zawedrowac. A ty ciagle gnasz przed siebie.

– Wcale nie! – zawolala, przeczac sama sobie. Trzymal ja nadal za ramiona. A jej zdawalo sie, ze przenika ja ogien.

– Uciekasz! – powtorzyl. – Ale od czego? Od medycyny? Czy moze ode mnie?

Po tych slowach zapadla znowu cisza.

– To ty uciekasz! To ty sie boisz angazowac – szeptala. -To ty sie boisz…

– A ty nie?

– Nie – wyjakala. Po chwili zebrala sie w sobie i podniosla nieco glos. – A dlaczego mialabym sie bac mezczyzny, ktory nie dopuszcza do siebie kobiet, ktory tak bardzo boi sie j stracic niezaleznosc, ze kobietami pogardza? Dlaczego wiec mialabym sie ciebie bac?

– Przestan! – Slowa te zabrzmialy jak rozkaz.

– A dlaczego bym miala przestac? – Czula, ze traci kontrole nad soba i wiedziala, ze po przezyciach ostatnich miesiecy pragnie jedynie zranic go tak, by w jego oczach dostrzec j podobny bol, ktory ja przenikal. Spojrzala na niego wyzywajaco.-Dlaczego…

– Przestan!

– Chce…

Nie skonczyla, gdyz przytulil ja mocno i gwaltownie pocalowal. Prozno by w tym pocalunku szukac ciepla lub czulosci. Szarpnela sie, ale byl przeciez od niej silniejszy. Wyrywala sie jak dzika kotka, okladala go piesciami, robiac wszystko, byle sie tylko wyswobodzic. Jednoczesnie czula, jak ogarnia ja ogien, ktory przenikac zaczyna takze mezczyzne trzymajacego ja w ramionach. Puscil ja niespodziewanie. Upadla na poslanie, delikatnie dotykajac opuchnietych ust.

– Zostaw mnie – zawolala ze lzami w oczach.

– Cari… – rozlegl sie cichy, niesmialy szept. – Cari?

Wpatrywal sie w jej twarz skapana w bladym swietle ksiezyca, szukajac odpowiedzi na pytanie, ktorego przeciez nie zadal. Zobaczyl tylko, ze jej oczy wyrazaja to samo zagubienie, ktore i jego przepelnialo, ze mowia o pozadaniu, ktore i nim zawladnelo.

Zlosc, ktora odczuwal jeszcze przed chwila, zniknela gdzies bez sladu. Widzial teraz tylko rozgwiezdzone niebo i wargi dziewczyny, ktorej pragnal. Gdy dotknal jej ust, zrozumiala, ze stracila panowanie nad soba. W jednej chwili przestala myslec o samotnosci, nie czula juz zadnego gniewu czy zlosci, zapomniala, ze jeszcze przed chwila nie ufala temu czlowiekowi. Poczula po raz pierwszy w zyciu, czym jest pozadanie.

Вы читаете Dlaczego Uciekasz Cari?
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату