– Nalezelismy przeciez do siebie, mimo ze starasz sie o tym zapomniec. Doskonale przy tym wiedzielismy, co robimy. – Zacisnal mocniej reke na jej ramieniu. – Nie rozumiem tego, co dzieje sie miedzy nami, ale czuje wszystko kazdym nerwem. Wystarczy, ze popatrze w twoim kierunku, fj a juz jakas niewidzialna sila przyciaga mnie do ciebie.
– Sadzisz wiec, ze powinnismy nadal z soba sypiac, zeby nam to po prostu przeszlo? – spytala lamiacym sie glosem.
– Moze, sam nie wiem – odparl niepewnie. – Wiem tylko, ze pragne cie, ze jestes mi potrzebna.
– Mimo ze jestem taka nieodpowiedzialna? – spytala z gorycza.
– Przeciez nie dajesz mi zadnej mozliwosci, zebym dowiedzial sie prawdy…
– Nie widze najmniejszego powodu, zeby dawac komukolwiek podobna mozliwosc – rzucila gniewnie. – Raz juz zdobylam sie na szczerosc i nacierpialam sie potem tak bardzo, ze z pewnoscia nie powtorze wiecej tego bledu.
Otworzyla jednym ruchem duze, ciezkie drzwi, a Blair puscil jej ramie, aby je przytrzymac.
– Dobranoc, panie doktorze – powiedziala oficjalnym tonem.
Stal na schodach, patrzac, jak biegnie szybko w kierunku parkingu.
– Dobranoc, pani doktor. Prosze nie zachowywac sie lekkomyslnie w drodze do domu.
– Nigdy tego nie robie – odkrzyknela.
– Cari?
– Slucham? – spytala, przystajac przy samochodzie.
– Pamietaj, ze przyjade po ciebie jutro o osmej.
– Sama moge przyjechac – zawolala.
– Obietnic sie dotrzymuje. Obiecalas pojsc ze mna na bal. Przyjade wiec po ciebie o osmej.
– Przeciez to nie ma sensu.
– Dobranoc, pani doktor.
ROZDZIAL DWUNASTY
Pacjenci dopisali takze w ostatnim dniu zawodow i Cari miala przez chwile nadzieje, ze z balu beda nici. Im jednak blizej bylo wieczoru, tym w poczekalni robilo sie pusciej, az wreszcie okazalo sie, ze nie czeka na nia zaden pacjent.
W ciagu ostatnich kilku dni wiekszosc pracownikow szpitala pelnila dodatkowe dyzury. Ku radosci Blaira i Cari Maggie zakonczyla swoj urlop i pracowala teraz w pelnym wymiarze godzin. Dyzur jej dobiegl wlasnie konca i wybrala sie na poszukiwanie Cari.
– Pani doktor, pora konczyc i szykowac sie na bal – oswiadczyla zdecydowanym glosem.
– Wy tez sie wybieracie? – spytala z radoscia Cari.
– Nigdy jeszcze nie opuscilismy tego balu – odparla Maggie. – Dosyc pogaduszek. Tobie moze wystarczy narzucic sukienke i przypudrowac nos, ale ze mna nie taka prosta sprawa.
Mowiac to, Maggie wziela Cari energicznie pod reke i ruszyla w kierunku wyjscia. Gdy dojechaly do domu, Cari od razu poszla do swego pokoju.
Po raz pierwszy od roku ubierala sie starannie przed lustrem, a potem dlugo czesala wlosy i robila makijaz. A gdy byla juz gotowa, zaczela do siebie stroic miny. Wygladalo to tak, jakby klocily sie z soba dwie Cari. Jedna, ktora postanowila nie miec nigdy wiecej nic wspolnego ze Slatey Creek, i druga, ktora…
Cos jej mowilo, ze dzis wieczorem zobaczy Blaira po raz ostatni. Potem zyc beda z dala od siebie, kazde na innym kontynencie. Skrzywila sie i skonczyla makijaz. Drgnela, slyszac szczekanie psow, zapowiadajace samochod, i jeszcze raz przejrzala sie w lustrze. W tej chwili do pokoju weszla Maggie.
– Prosze, prosze! – powiedziala tylko.
Sukienka byla rzeczywiscie sliczna. Mienila sie i polyskiwala przy kazdym ruchu, podkreslala talie, tanczyla zalotnie wokol bioder.
– Jock, chodz tu zaraz! – zawolala Maggie.
Ona sama ubrana byla w prosta, choc niezwykle efektowna czarna suknie z duzym dekoltem, ktora doskonale podkreslala figure. Jock wszedl niemal natychmiast, obejrzal Cari i objal serdecznie zone.
– Daje jej drugie miejsce po tobie, kochanie – ocenil. -Nie ma co, udala nam sie dziewczyna.
Usmiechnal sie do Cari, a Maggie spojrzala wzruszona na meza.
– Ty tez wygladasz nie najgorzej – zauwazyla, cmokajac go w policzek.
Psy ujadaly teraz jak oszalale, bo samochod wlasnie zatrzymal sie przed domem.
– Chyba juz tu nikogo wiecej nie wpuscimy – rozesmial sie Jock. – Po co nam ktos obcy w tym towarzystwie wzajemnej adoracji? Zamknijmy lepiej drzwi i dalej prawmy sobie komplementy! Pomysl sama, Cari, co bedzie, jesli Blair nie lubi zielonego koloru?
– Musialby nie miec za grosz gustu! – stwierdzila Maggie. – Idz juz i otworz mu drzwi.
Nie bylo powodow do niepokoju. Nawet jesli zielony nie nalezal do najulubienszych kolorow Blaira, suknia Cari niezwykle mu sie spodobala. Smiejac sie i rozmawiajac, wszedl do pokoju razem z Jockiem, a na widok Cari zamilkl i stanal jak wryty. Czula, jak robi sie czerwona.
Nie moge sobie pozwolic na zadne gwaltowne uczucia. Musze zachowac spokoj, pomyslala. To przeciez moj wieczor pozegnalny z tym czlowiekiem.
Nie mogla jednak oderwac od niego oczu. Jego opalenizne podkreslaly splowiale na sloncu wlosy. Garnitur lezal na nim swietnie, a cieply usmiech sprawial, ze topnialo w niej serce. Nie moge sobie pozwolic… – powtarzala w myslach i w tej samej chwili napotkala jego oczy.
– Moze sie czegos napijecie? – pytal Jock, najwyrazniej ubawiony sytuacja.
– Dzieki – odparl Blair. – Mam dla Cari niespodzianke. Maggie uniosla brwi, a Jock rozesmial sie.
– No to uciekajcie! – Otworzyl drzwi. – Nam tego, stary, nie musisz tlumaczyc. My tez jeszcze nie tak dawno bylismy mlodzi.
– Licz sie ze slowami! – zaprotestowala Maggie.
– Oho, zaczynaja sie klotnie malzenskie. Rzeczywiscie lepiej uciekajmy – zazartowal Blair, biorac Cari za reke.
Nie miala wyboru. Jock i Maggie zegnali ich, machajac rekami na stopniach werandy.
– Co to za niespodzianka? – zapytala, gdy wlaczyl silnik.
– Myslalem, ze posiedzimy chwile z Bromptonami – zaczal z usmiechem – ale kiedy cie zobaczylem… Przez chwile milczala, nie wiedzac, co powiedziec.
– Wiec jaka to niespodzianka? – zapytala powtornie.
– Prosze sie nie bac, pani doktor. Nic sie pani zlego nie stanie – zapewnil ja.
– To mnie pan doktor uspokoil – odparla, wpadajac w jego ton.
Zwolnil niespodziewanie i zjechal z drogi prowadzacej do miasta, kierujac sie w strone skalek widocznych w oddali.
– Miales mnie zabrac na bal – zaprotestowala.
– Masz racje.
– No wiec?
Samochod pokonywal powoli zbocze.
– Nie mam pojecia, jak to jest u was – powiedzial spokojnie – ale tutaj o osmej jest tylko oficjalne otwarcie. Wtedy wlasnie pojawia sie orkiestra i otwieraja bufet. Zobacz, jeszcze nie jest nawet ciemno. – Spojrzal na nia. – W kazdym razie nie ma zwyczaju, zeby o tej porze wkraczala na sale krolowa balu.
– Musimy wiec teraz jakos spedzic czas? Udala, ze nie doslyszala jego ostatniej uwagi.
– Mozna to tak nazwac – przyznal. – A moze po prostu trudno mi zapomniec, ze najpewniej za pare godzin wezwa mnie znowu do szpitala.
– Ale co to ma do rzeczy? – spytala ostro, choc byla troche niespokojna.
– Cari…
– Tak?
Polozyl jej palec na ustach.