– Badz teraz cicho.
Po dziesieciu minutach byli na gorze. Blair zjechal znowu z drogi i zaparkowal przy skalach. Wysiadl i obszedl samochod, zeby pomoc Cari wysiasc.
– No i co teraz?
Usmiechnal sie, nie zwracajac zupelnie uwagi na jej zgryzliwy ton.
– Teraz bedziemy sie wspinac.
– Wspinac? – spytala z niedowierzaniem. – Nie dam rady.
Co on sobie mysli? Jak ja mam sie wspinac? Z ta moja biedna miednica, w pantofelkach, przeciez to niepodobienstwo!
Pokiwal ze zrozumieniem glowa.
– Zle to ujalem. – Chwycil ja mocno, a potem jednym szybkim ruchem uniosl do gory. – Chcialem wlasciwie powiedziec, ze bede sie wspinal. – Smial sie, patrzac kpiaco na jej zasepiona twarz. – A ty bedziesz sobie po prostu odpoczywac.
Powoli zaczal wchodzic pod gore.
– Zwariowales chyba!
Probowala sie wyrwac, ale Blair trzymal ja w zelaznym uscisku.
– Pamietaj, kochanie – mowil – ze na pewno by ci to na dobre nie wyszlo, gdybys upadla na te skaly. Na twoim miejscu zachowywalbym sie spokojnie.
Nic jej innego nie pozostalo. I znowu nie mogla oderwac od niego oczu. Jest taki przystojny. To wlasciwie niesprawiedliwe z mojej strony, pomyslala, z trudem przy tym hamujac zlosc. To niesprawiedliwe…
Szedl wolno, odmierzajac kazdy krok i patrzac uwaznie pod nogi. Jego bliskosc sprawila, ze stracila zupelnie glowe. Wystarczyla tylko jego obecnosc…
Dotarli w koncu na gore. Tam posadzil ja delikatnie na szczycie najwyzszej skaly, a potem usiadl obok.
– Zobacz. Po to wlasnie tu przyszlismy.
Ponizej rozposcieralo sie pustkowie, ktore konczylo sie gdzies za horyzontem. W oddali widac bylo Slatey Creek, niewiele stad wieksze niz skala, na ktorej siedzieli. Ziemia miala odcien brunatny. Byla wypalona, sucha i jalowa, gdzieniegdzie upstrzona kepami karlowatych krzakow. Daleko na horyzoncie, tam, gdzie niebo stykalo sie z ziemia, zachodzilo w pomaranczowych plomieniach slonce.
Zadne slowa nie byly w stanie wyrazic odcieni, w ktorych skapane bylo niebo. Kolor pomaranczowy mieszal sie z barwami moreli, czerwienia i rozem. Blair patrzyl przed siebie jak zahipnotyzowany, ona zas nigdy jeszcze nie widziala podobnego zachodu slonca. Siedzieli tak bez slowa dobre pietnascie minut, nie bedac w stanie odwrocic wzroku od oszalamiajacej gry barw. Gdy ognista kula zniknela za horyzontem, kolory staly sie bardziej pastelowe. A w koncu niebo przybralo barwe szaroblekitna, zapowiadajac zblizanie sie nocy.
– No i co powiesz o tym wieczorze?
Trudno jej bylo znalezc odpowiednie slowa. Bala sie zreszta odezwac, aby nieodpowiednim czy niepotrzebnym slowem nie zniszczyc niezwyklego nastroju.
– To cos cudownego – szepnela.
– Czesto tu przyjezdzam – wyznal, patrzac teraz na Cari. – Wtedy gdy tam na dole trudno jest wytrzymac… Gdy umiera czlowiek albo gdy jestem juz tak zmeczony, ze trace jasnosc myslenia. Bardzo mi to pomaga.
Dlaczego mam ochote plakac? – myslala. Boze, gdyby taki czlowiek jak on mogl mnie pokochac…
– Cari?
– Tak? – Spojrzala na niego pytajaco.
Ich oczy spotkaly sie, a po chwili Blair zblizyl ku Cari glowe. Byl to ich pierwszy pocalunek, w ktorym wyznali sobie milosc. Nie spieszyli sie ani nie mowili o pozadaniu, delikatnie tylko szukali drogi do siebie.
Cari stracila zupelnie poczucie czasu. Ogarnela ja bezbrzezna radosc. Czula, ze serce spiewa jej z radosci, a razem z nim caly swiat. Jest przy niej Blair. Nikt wiecej nie byl jej potrzebny, o nikim wiecej nie marzy…
W ich oczach odbijalo sie wszystko, co odczuwali i ogarnelo ja zdumienie, gdy w oczach Blaira odkryla swa wlasna radosc. Tulil ja do siebie i gladzil delikatnie jej wlosy, a ona skryla twarz na jego piersi. Slyszala bicie jego serca. Czula sie troche tak jak zagubione dziecko, ktore po dlugiej tulaczce odnalazlo z powrotem dom.
Odnalazla spokoj.
Odnalazla bezpieczne schronienie.
Odnalazla milosc.
Robilo sie coraz ciemniej, nie mieli jednak ochoty sie ruszyc. Noc byla ciepla i Cari tulila sie do Blaira coraz mocniej.
– Cari? – szepnal w koncu.
– Tak? – dobiegl go cichy glos. – Powiedz mi, co cie tak dreczy? – Jego glos byl pelen milosci. – Powiedz mi wszystko.
Czar prysnal. Uniosla glowe i napotkala pelne troski spojrzenie jego szarych oczu. Potrzasnela przeczaco glowa.
– Dlaczego nie? – spytal, calujac ja w czolo. – Posluchaj
– rzekl niepewnym glosem, jakby szukal slow. – Laczy nas cos niezwyklego… Cos tak niezwyklego, ze nie mozna tego zniszczyc przez brak szczerosci. – Uniosl jej glowe do gory, przyblizajac do niej twarz. – Gdy rozszedlem sie z zona, miala wlasnie trzeciego kochanka. Zmieniala ich mniej wiecej raz na kwartal. Przysieglem sobie wtedy, ze juz nigdy nie pokocham zadnej kobiety. Ale spotkalem ciebie i zaufalem ci. Nie mam przed toba zadnych tajemnic. Odplac mi tym samym… Opowiedz mi wszystko.
Zaczela ja ogarniac panika. Nie moge przeciez ryzykowac, myslala. Nie zdobede sie na to, zeby postawic wszystko na jedna karte. Zbyt kruche i cenne jest to, co nas laczy. Jak moglabym potem zyc, widzac, ze w oczach jego milosc zamienia sie w podejrzliwosc? Lepiej stad wyjechac…
– Nie moge – szepnela.
– Dlaczego?
– Bo mi i tak nie uwierzysz.
– Zaufaj mi.
Potrzasnela glowa i wziela go za rece.
– Masz racje. Wiem, ze to, co nas laczy, moze okazac sie…
– Urwala i dopiero po chwili mowila dalej: – Bede tu jeszcze dwa dni, a potem wyjade. I za nic w swiecie nie chcialaby dostrzec w twoich oczach chocby cienia niedowierzania.
– Ale dlaczego bys miala cos podobnego dostrzec?
– To nie do unikniecia. Przez poltora roku podwazano moje kompetencje lekarza, co wiecej, mowiono, ze klamie. Potrafie zyc, wiedzac, ze i ty powatpiewasz w moje umiejetnosci, ale nie zmuszaj mnie, zebym swoja opowiescia sklonil cie do zarzucenia mi klamstwa.
– A co ci kaze przypuszczac, ze ci nie uwierze?
– Bo nikt mi nie wierzy – odparla i nerwowym ruchem obtarla oczy. – Poltora roku temu mialam jeszcze rodzine, ktora byla ze mnie dumna. Mialam tez narzeczonego. Myslalam, ze mnie kocha Opowiedzialam im wszystko, a oni naznaczyli mnie pietnem klamcy, podobnie jak sedzia i prawnicy, jak wszyscy. – Spojrzala bezradnie na Blaira. – Czuje, ze sie w tobie zakochalam, lepiej wobec tego bedzie, jesli wyjade.
– Nie chcesz wiec ryzykowac? Wybralas ucieczke?
– Tak. Nie przezylabym po raz drugi czegos podobnego.
– A jesli poprosze cie o reke, nie wchodzac w szczegoly twojej przeszlosci? Zaniemowila.
– Prosze cie, nie rob sobie zartow – szepnela po chwili.
– Wcale nie zartuje. Rzucasz na mnie najgorsze podejrzenia, obrazasz mnie, i to tylko dlatego, ze twoja rodzina okazala sie wobec ciebie nielojalna. Nie dajesz mi zadnej szansy. A ja zakochalem sie w tobie. Zupelnie zreszta nie wiem, jak sie to stalo. Cari, jestes mi potrzebna. Nic mnie nie obchodzi, co wydarzylo sie w przeszlosci. Pragne tej wlasnie Cari, ktora trzymam teraz za reke.
– Ale… -zaczela.
– Ale co? – zapytal z pasja. – Moze chodzi ci o to, ze bylem zonaty? Czy nie rozumiesz, ze powinnismy zapomniec o tym, co bylo kiedys? Ze nie powinnismy myslec ani o mojej zonie, ani o twoim narzeczonym? Oni sie juz dawno przestali liczyc. Wazne jest tylko to, co dzieje sie teraz.
– A co bedzie, kiedy dowiesz sie prawdy?
– Skoro mi nic nie chcesz powiedziec, musze podjac ryzyko. Prosze cie tylko o jedno: zapomnij o przeszlosci i