krwawienie. I miec nadzieje.
Po pol godzinie chlopak cicho od nich odszedl.
W sali zapadla dzwoniaca cisza. Blair wygladal na smiertelnie zmeczonego i pokonanego.
– Chodzmy do ciebie. Zrobie ci kawe – szepnela Cari, patrzac na jego poszarzala twarz.
Wkrotce pojawili sie rodzice jednego z chlopcow. Cari nie brala udzialu w rozmowie. Zostawila to Blairowi, a sama poszla do jego mieszkania zaparzyc kawe. Kiedy wrocil po godzinie, wygladal jeszcze gorzej. Popatrzyla na niego i uznala, ze dluzej nie moze sie powstrzymac. Podeszla do niego i objela go czule. Przez dluga chwile nic nie mowili. Blair przytulil sie do niej, jakby mial nadzieje, ze uzyczy mu1 sily. Zakryl potem twarz rekami i milczal nadal.
Cari podeszla do kuchenki, napelnila filizanke kawa i postawila przed nim na stole.
– Juz dobrze? – spytala, gdy wypil.
– Nie, wcale nie dobrze – powiedzial. – Mysle, ze minie sporo czasu, nim o tym zapomne. Dzieci, ktore pija wodke! Czy mozna przejsc nad tym do porzadku dziennego? Wszyscy byli pijani, a w samochodzie walaly sie puste butelki. Znalem ich – dodal. – To byli fajni chlopcy. Zapowiadali sie na znakomitych farmerow, dobrych mezow i prawych obywateli. I zgineli tylko dlatego, ze sie upili i mysleli przy tym, ze nikt tak dobrze nie potrafi prowadzic jak oni. – Spojrzal na Cari i dodal z gorycza: – A ja mialem dokonac cudu i uratowac im zycie. Nie bylem w stanie tego zrobic.
Wziela ze stolu filizanke, umyla ja dokladnie, a potem wycierala dlugo rece. Blair nie poruszyl sie.
– Chyba juz pojde – odezwala sie cicho.
– W jaki sposob chcesz to zrobic? – zapytal.
– Pozycze szpitalny samochod. Maggie przyjedzie nim z samego rana.
Podniosl sie gwaltownie, odsuwajac z halasem krzeslo.
– Cari?
– Tak?
Przyciagnal ja do siebie.
– Prosze cie, zostan.
Przytulila sie do niego calym cialem.
– Dobrze – szepnela. – To nic nie zmieni, ale zostane. Jesli tylko tego chcesz.
Nie odezwal sie ani slowem. Podniosl ja i zaniosl prosto do sypialni.
Obudzila sie o swicie, gdy poprzez zaslony zaczelo wpadac swiatlo poranka. Wtulona byla w Blaira, a on trzymal ja mocno przy sobie. Musze zapamietac, jak to bylo… Na zawsze musze zapamietac, jaki byl. Tak wlasnie mogloby wygladac moje zycie, gdyby nie przewrotnosc losu…
Co rano moglabym budzic sie u jego boku, co rano, przez cale zycie. A jutro juz mnie tu nie bedzie.
– Jutro juz mnie tu nie bedzie – powiedziala glosniej i Blair poruszyl sie niespokojnie, przytulajac ja mocniej.
Spojrzala na zegarek. Dochodzi szosta. Jeszcze dwie godziny, a potem trzeba bedzie znowu stawic czolo temu, co przynosi dzien. Jeszcze dwie godziny. Tulila sie do Blaira, rozkoszujac sie jego cieplem. Nic wiecej nie bylo jej potrzeba do szczescia. Objal ja mocniej i poczula, ze i on sie obudzil.
Odwrocila sie i napotkala jego oczy. Byl jeszcze polprzytomny, ale powoli pojawiac sie w nich zaczelo pozadanie. Poczula jego rece na swej szyi, ramionach, piersiach i udach. Gladzil ja i piescil, jakby sie chcial nauczyc na pamiec jej ciala. Z radoscia zrozumiala, ze przez te ostatnie dwie godziny bedzie z nim blizej, niz myslala.
I raz jeszcze ich ciala zlaly sie w jedno.
Blair zasnal potem znowu, a ona wpatrywala sie w jego twarz, pragnac zapamietac ja na zawsze. Cala napelniona byla miloscia, ogarnieta blogim uczuciem spelnienia.
Wkrotce uslyszala pierwsze odglosy budzacego sie do zycia szpitala. Znowu spojrzala na zegarek. Niedlugo bedzie tam potrzebny Blair. Wiedziala, ze dzis go jeszcze zobaczy, teraz jednak miala ostatnia okazje, aby pozegnac sie z nim naprawde. Pochylila sie i pocalowala go delikatnie w usta. Nie poruszyl sie.
– Zegnaj, kochany – szepnela.
Wysliznela sie bezszelestnie z lozka, wlozyla na siebie ubranie i cicho wyszla.
ROZDZIAL TRZYNASTY
Nie minely dwie godziny, a Cari po wzieciu prysznica i zjedzeniu sniadania gotowa byla do pracy. Zanim wrocila do domu, cala okolica znala szczegoly tragedii. Maggie czekala na nia z kawa. Ani ona, ani Jock nie zadawali jej zadnych pytan dotyczacych minionej nocy.
– Zapomnialam zabrac ze szpitala twoja sukienke – przepraszala Cari.
– Nigdzie sie w niej dzis nie wybieram – odparla Maggie z usmiechem. – A jak bawiliscie sie na balu?
– Blair chyba znakomicie.
Maggie nalewala wlasnie Cari druga filizanke kawy.
– A ty nie? – zapytala.
– Bylam okropnie zmeczona i bolaly mnie nogi – odrzekla, zdajac sobie sprawe, jak niemadrze to zabrzmialo.
– I plany ci sie nie zmienily? Wyjezdzasz?
– Tak. Czekam tylko na powrot Roda.
Nie skonczyla jeszcze mowic, gdy dostrzegla w oczach Maggie, ze sprawila jej przykrosc. Wstala wiec i usciskala ja serdecznie.
– Daruj mi, wiem, ze strasznie to zabrzmialo! Przeciez wiesz, jak cie lubie, ale ja naprawde musze wyjechac.
– Mielismy nadzieje, ze uczucie do Blaira zmieni twoje zamiary…
– Kiedy to wlasnie moje uczucie do Blaira kaze mi jak najszybciej wyjechac.
Maggie popatrzyla na nia w milczeniu.
Kwadrans pozniej Cari wjezdzala na parking przy szpitalu.
Przed wejsciem stal samochod Roda. Dziwne, pomyslala. Mial wrocic dopiero jutro, ale moze to i dobrze, ze juz jest. Czeka ja tylko przekazanie mu pracy i bedzie wolna.
Poczekalnia byla pelna. Niektore twarze widziala juz wczoraj. Wiekszosc zebranych stanowily rodziny ofiar wczorajszego wypadku. Domyslila sie, dlaczego tu sa. Przywieziono ciala zabitych i trzeba bylo dokonac identyfikacji zwlok.
Myslala z niepokojem, ile pracy czeka dzis Blaira. Juz teraz otaczalo go mnostwo ludzi. Przecisnela sie do gabinetu Roda, ktory zajmowala podczas jego nieobecnosci. Tak jak przypuszczala, Rod byl w srodku. Gdy weszla, popatrzyl na nia i poprosil:
– Na litosc boska, zamknij drzwi! Wrocilem pol godziny temu i byly juz u mnie trzy osoby, ktore chcialy ze mna rozmawiac.
– Taka jest cena popularnosci – zauwazyla. Podeszla i ucalowala go w policzek. – Witaj! Ale co ty tu wlasciwie robisz? Miales wrocic dopiero jutro.
– Wcale nie planowalem wczesniejszego powrotu – zapewnil, sciskajac ja serdecznie. – Dwa dni temu przylecialem do Perth i chcialem spedzic caly dzien w miescie, ale zapowiadaja ulewy i zdecydowalem sie wrocic.
– Ulewy? – Wyjrzala przez okno i popatrzyla na niebo bez chmurki. – Myslalam, ze tu nigdy nie pada.
– Kiedy jednak zacznie, trzeba to zobaczyc na wlasne oczy, zeby uwierzyc, ze podobny deszcz jest w ogole mozliwy. Moj samochod nie bardzo sie nadaje do jazdy po grzezawiskach w czasie oberwania chmury.
– Moze nie bedzie tak zle – usmiechnela sie Cari. – Zreszta moj samochod jest przystosowany do jazdy terenowej i duzo lepiej od twojego nadaje sie na zla pogode. A poza tym, nigdy nie balam sie jazdy w czasie ulewnego deszczu.
Musze przeciez jechac, pomyslala. Co zreszta innego moge zrobic? Na pogode nie mam zadnego wplywu.