– A jesli okaze sie, ze powinien ich jednak obejrzec lekarz?
– Niech pani zawsze pyta Rexa. On wszystko wie. Gdyby trzeba bylo natychmiast wyslac pogotowie, Rex wyekspediuje samolot. Jezeli wystarczy odwiedzic chorego w ciagu najblizszych paru dni, Rex takze to zalatwi. Wie, kiedy i gdzie sa czynne przychodnie, a w razie potrzeby przygotuje specjalna wizyte. Co wiecej, zna sytuacje wiekszosci naszych pacjentow i wie, ktorzy z nich moga sami przyjechac do przychodni i kto moze liczyc na pomoc zyczliwych sasiadow. A wiec w razie jakichkolwiek watpliwosci prosze sie zwracac do Rexa.
Cari usmiechnela sie serdecznie do starszego pana, ktory wlasnie do nich podszedl. Jak dobrze, ze nie bedzie zupelnie sama przy podejmowaniu roznych decyzji!
– Bede poza tym stale z pania w kontakcie, przynajmniej na poczatku – zapewnil ja Blair. – W razie potrzeby Rex mnie od razu zawola. – Nerwowo spojrzal na zegarek. – A teraz przepraszam…
– Czy juz nic wiecej nie musze wiedziec?
– Mysle, ze nie. No to ide juz, pani tez zaraz zacznie. Za chwile odezwa sie pierwsi pacjenci. Zagryzla nerwowo wargi.
– Wszystko bedzie dobrze – dodal z usmiechem. – Prosze tylko za dlugo nie rozmawiac – przypomnial. – Niektorzy sa bardzo samotni, tygodniami nie widuja zywej duszy i gdyby tylko mogli, gadaliby w nieskonczonosc. Nie mozna im jednak na to pozwolic, bo moga byc przeciez w miedzyczasie takze nagle wypadki.
Spojrzal znowu nerwowo na zegarek.
Tak! Nie ma zadnych watpliwosci, zauwazyla to przeciez juz przedtem. Blair Kinnane nie ma najmniejszej ochoty przebywac w jej towarzystwie chwili dluzej, niz jest to konieczne.
– Musze isc – zakonczyl powaznie. – Zaczyna wiec pani znowu prace. Zycze wszystkiego dobrego.
Gdy wyszedl, przez chwile czula, jak ogarnia ja paniczny strach. Opanowala sie jednak szybko i spojrzala smialo w strone tych wszystkich straszliwych radiowych urzadzen.
Rex wlaczyl nadajnik i rozpoczal krotkim wprowadzeniem. Zdala sobie wtedy sprawe, ze w najodleglejszych zakatkach rozni ludzie dowiaduja sie teraz od Rexa, ze w Slatey Creek rozpoczela wlasnie prace nowa lekarka.
W czasie pierwszych rozmow wyczula ciekawosc, a takze chyba pewna nieufnosc. Tak jak zapewnial ja Blair, wiekszosc zgloszen dotyczyla pospolitych dolegliwosci. Odzywali sie rodzice dzieci z duza goraczka i bolem uszu, starsze panie cierpiace na zapalenie stawow, rodziny zaniepokojone stanem chronicznie chorych, nad ktorymi sprawowaly opieke, a takze ofiar wypadkow na farmach.
Ropien na nodze starszego juz czlowieka zaniepokoil Cari na tyle, ze zwrocila sie o pomoc do Rexa. Okazalo sie, ze nie bylo nikogo, kto moglby sie chorym zaopiekowac, w dodatku on sam zajmowal sie znacznie od siebie slabsza zona.
– Zalatwie na popoludnie samolot – uspokoil ja Rex. -Przywiezie ich do szpitala.
Ostatnia tego ranka byla kobieta w zaawansowanej ciazy, ktorej Cari musiala udzielic roznych porad. Gdy spojrzala potem na zegarek, ze zdziwieniem spostrzegla, ze od dwoch godzin nie wstawala z miejsca.
Poruszyla sie na krzesle i znowu przeszyl ja bol. Zupelnie zapomniala o swojej miednicy! Wrocila na oddzial i polozyla sie do lozka z poczuciem prawdziwej satysfakcji. Po raz pierwszy od roku zrobila cos pozytecznego i pracowala znowu w swoim zawodzie.
Co teraz bedzie? – zaczela sie zastanawiac. Przysiegla sobie przeciez nigdy wiecej nie pracowac w tym zawodzie, a wystarczyly te dwie godziny, by pojela, ze nie bedzie w stanie dotrzymac obietnicy. Liczyla na to, ze Blair wpadnie do niej choc na chwile, by zapytac, jak przeszedl jej dyzur. Nawet sie jednak do niej nie zblizyl. Nie po raz pierwszy zreszta.
Omija mnie tak, jakbym miala jakas chorobe zakazna, pomyslala z gorycza, ale rozesmiala sie cicho, gdy zdala sobie sprawe, jak nietrafne to bylo porownanie. Przeciez gdyby miala chorobe zakazna, Blair Kinnane opiekowalby sie nia cierpliwie, zmieniajac sie znow we wspolczujacego i zatroskanego lekarza.
Nie mogla sie pozbyc uczucia przygnebienia i wkrotce zasnela gleboko. Maggie z trudem ja obudzila po poludniu. Najwyrazniej nie doszla jeszcze do siebie po wypadku i potrzebowala bardzo duzo snu.
– Wstawaj, spiochu! – Maggie ubrana byla w kolorowa bluzke i spodnice. – Gdyby mialo przyjsc do ciebie dzisiaj wiecej gosci, dalabym ci spokoj, ale na pewno juz nikt nie przyjdzie.
Cari otworzyla oczy. Jak to dobrze, ze Maggie przyszla! Milo bylo patrzec na jej pogodna twarz i wesole oczy. Uniosla sie nieco na lozku i powitala goscia z nieklamana radoscia, a Maggie wyciagnela z przepastnej torby malenki kartonik z truskawkami.
– Co za delicje! – rozkoszowala sie Cari, wkladajac aromatyczne i soczyste owoce do ust. – Ale skad je masz? – spytala po chwili, truskawki w tym klimacie nalezaly bowiem do rzadkosci,
– Sama je wyhodowalam – rzekla z duma Maggie. -W donicy na werandzie. I musze ci sie pochwalic – dodala z rozjasniona twarza. – Kiedy powiedzialam, ze wlasnie dojrzaly, Jamie kazal ci wszystkie przyniesc. No, prawie wszystkie – poprawila sie ze smiechem.
– A jak on sie miewa?
– Zrobil sie strasznie wazny, od kiedy wrocil do domu
– ciagnela Maggie. – Nikt jeszcze nie slyszal w okolicy o chlopcu, ktory byl jedna noga na tamtym swiecie. David okropnie mu zazdrosci.
– Infekcja minela? – Maggie kiwnela glowa. – A wiec wracasz pewnie do pracy?
– Jeszcze nie. – Maggie usiadla wygodniej na krzesle. – Mam zalegly urlop, wiec postanowilam wziac teraz pare tygodni i zajac sie Jamiem. Dom jest poza tym straszliwie zapuszczony, zrobie przy okazji wiosenne porzadki. Jestem wiec w domu i czekam na gosci. Kiedy sie do nas wybierasz?
– Sama nie wiem – odparla niepewnie. – Naprawde chcesz, zebym przyjechala?
– Oczywiscie – zapewnila Maggie i ujela Cari za rece.
– Sprawilas nam przeciez niezwykly prezent – powiedziala cicho. – Wszyscy na ciebie czekamy.
– Tylko widzisz, nie bardzo wiem, czy mi sie uda – tlumaczyla Cari i opowiedziala Maggie o obietnicy, ktora dala Blairowi.
– Nic nie szkodzi – pocieszyla ja Maggie. – Poczekamy, az bedziesz mogla prowadzic. Kiedy nie pracuje, nikt nie korzysta z mojego samochodu. Sprowadzisz sie do nas, a tutaj bedziesz przyjezdzac wtedy, kiedy cie beda potrzebowali.
– To chyba dobre rozwiazanie.
– Tez tak uwazam. A wiec jestesmy umowione. A teraz – dodala Maggie, wyciagajac z torby kosmetyczke i koszule nocne – masz tu swoje rzeczy.
– Boze, jak sie ciesze! – zawolala Cari. – Skad je masz?
– Udalo sie nareszcie sprowadzic twoj samochod. Stoi teraz i czeka na przedstawiciela agencji ubezpieczeniowej. Jock byl wczoraj w miescie, wyciagnal walizke i przywiozl do domu. Byla niestety otwarta i pelno w niej brunatnego kurzu. Tylko to udalo mi sie na razie doprowadzic do jakiegokolwiek porzadku.
– Cudownie! Zebys wiedziala, jak ja nie znosze tej szpitalnej bielizny.
– No a co z sobota?
– Z jaka sobota?
– No, w sobote szpital urzadza uroczysta kolacje z tancami. Nie wiesz?
– Chyba zartujesz! Nie chcesz przeciez powiedziec, ze ja mam tez przyjsc?
– Masz jeszcze szesc dni do konca leczenia – obliczyla Maggie – a mieszkancy calej okolicy marza tylko, zeby cie zobaczyc. Wszyscy wybieraja sie na te zabawe i bedzie znakomita okazja, zeby cie poznali. Inaczej zyc nam potem nie dadza. Beda do mnie wpadac pod najrozmaitszymi pretekstami i bedzie sie to ciagnelo cale tygodnie. Zwlaszcza panowie sobie nie daruja! – dodala zartobliwie.
– Alez to nie ma sensu! Przeciez ja z trudem siedze.
– I nikt wiecej od ciebie nie bedzie wymagac – oznajmila Maggie. – Rozmawialam juz o tym z Blairem, a on nie widzi zadnych przeciwwskazan. Przyjedziemy po ciebie z Jockiem i odwieziemy cie z powrotem, kiedy tylko bedziesz chciala. Nie chce sie wtracac w twoje sprawy, ale…
– Ale? – przerwala jej Cari.
– Ale uwazam, ze jestes taka jakas osowiala i zamknieta w sobie, postanowilam wiec troche cie rozerwac. – Spojrzala na Cari. -1 wiedz, ze ja zwykle nie zmieniam swoich postanowien.
– Tak jest, prosze pani!
– Wiec pojdziesz?
– Przeciez nie mam wyjscia – westchnela Cari, rozkladajac bezradnie rece. -1 przyjmuje z radoscia