Zdenerwowal ja jego oblesny usmieszek. Mlody czlowiek musi sie dowiedziec, gdzie jego miejsce.
– Tak sie sklada, ze jestem jego doradca duchowym.
Tucker odrzucil glowe do tylu i parsknal smiechem.
– Od kiedy tak to sie nazywa? W kazdym razie jestem przekonany, ze pomozesz mu sie uporac ze wszystkimi problemami starczego wieku.
– Moje rozmowy z klientem sa objete tajemnica. Moze mi pan powiedziec, gdzie go znajde?
– Nie tylko. Zaprowadze cie tam.
Dostrzegla inteligentny blysk w jego oku i uznala, ze mimo urody i zdrowia jest za madry na ojca jej dziecka.
– Nie musi sie pan fatygowac.
– Och, nie przegapilbym tego za skarby swiata. Tylko wezme klucz. Zabral klucz od swojego pokoju, ale nie zawracal sobie glowy ani koszula, ani butami. Skrecili i zatrzymali sie przed pokojem piecset jeden.
Wystarczajaco trudne bedzie spotkanie z Calem bez swiadkow. Energicznie uscisnela jego dlon.
– Bardzo dziekuje, panie Tucker.
– Nie ma za co. – Puscil jej dlon i z calej sily zapukal do drzwi.
– Poradze sobie sama. Jeszcze raz bardzo dziekuje.
– Prosze bardzo. – Nie mial zamiaru odejsc.
Drzwi sie otworzyly i Jane po raz drugi stanela twarza w twarz z Calem Bonnerem. Przy Kevinie wydawal sie bardziej dojrzaly, zahartowany i, o ile to mozliwe, jeszcze wspanialszy niz zapamietala; krol Artur wobec Lancelota. Zapomniala takze, jak bardzo jest dominujacy, i w ostatniej chwili powstrzymala odruch, by sie cofnac.
Tucker odezwal sie z obludna slodycza:
– Zobacz, kogo znalazlem, Calvin. Twojego dorade duchowego.
– Kogo?
– Niechcacy podano mi numer pokoju pana Tuckera – wyjasnila pospiesznie. – Byl tak uprzejmy, ze zaofiarowal sie mnie tu przyprowadzic.
Tucker usmiechnal sie do niej.
– Czy ktos ci juz powiedzial, ze smiesznie mowisz? Jakbys czytala tekst do filmow przyrodniczych.
– Albo byla czyims lokajem – dorzucil Cal. Czula na sobie jego jasne oczy. – Co ty tu robisz?
Tucker splotl rece na piersi, oparl sie o framuge i obserwowal cala scene. Jane nie miala pojecia, co jest miedzy dwoma mezczyznami, ale widac bylo, ze nie darza sie sympatia.
– Przyszla, zeby podtrzymac cie na duchu w obliczu starosci, Calvin. Na szczece Cala pulsowala mala zylka.
– Tucker, nie musisz czasem ogladac nagran? -Nie. Wiem juz wszystko o strategii Coltow.
– Doprawdy? – Popatrzyl na niego wzrokiem zolnierza zahartowanego w boju. – A zauwazyles, co robi napastnik przed atakiem?
Tucker znieruchomial.
– Tak myslalem. Zabieraj sie do lekcji, maly. Celne rzuty sa niewiele warte, jesli nie umiesz przewidywac ruchow obrony.
Jane nie miala pojecia, o czym rozmawiaja, ale wyczula, ze jakims sposobem Cal pokazal Kevinowi, gdzie jego miejsce.
Tucker odsunal sie od framugi i puscil oko do Jane.
– Nie siedz zbyt dlugo. Staruszkowie w wieku Calvina musza sie wysypiac. Jesli masz ochote, zajrzyj potem do mnie. Jestem przekonany, ze Calvin nie pozbawi cie energii.
Bawil ja, ale i tak trzeba go utemperowac.
– Potrzebuje pan wsparcia duchowego, panie Tucker? -I to jak.
– Wiec bede sie za pana modlila.
Rozesmial sie i odszedl. Uosobienie beztroskiej mlodosci. Usmiechnela sie wbrew sobie.
– Wiesz co, Rozyczko, idz z nim, skoro tak bardzo cie bawi. Ponownie skupila sie na Calu.
– Czy w mlodosci byles rownie zadziorny?
– Dlaczego wszyscy traktuja mnie jak starca z jedna noga w grobie? Dwie kobiety wyszly zza rogu. Na jego widok stanely jak wryte. Zlapal ja za ramie i wciagnal do pokoju.
– Chodz.
Przekrecal klucz w drzwiach, wiec rozejrzala sie po pokoju. Na lozku pietrzyly sie poduszki, telewizor migal niemo.
– Co robisz w Indianapolis? Przelknela sline.
– Chyba sam wiesz. – Z odwaga, o ktora sie nie posadzala, zgasila swiatlo. Pokoj pograzyl siew ciemnosci rozjasnionej tylko przez migajacy ekran telewizora.
– Nie marnujesz czasu, co, Rozyczko?
Odwaga opuszczala ja gwaltownie. Drugi raz okaze sie jeszcze gorszy niz pierwszy. Pozwolila torebce opasc na podloge.
– O co ci chodzi? Oboje wiemy, po co tu jestem.
Z szalenczym biciem serca wsunela palce w szlufki jego dzinsow i przyciagnela go do siebie. Czula, jak on twardnieje i jednoczesnie miala wrazenie, ze kazda komorka w jej ciele budzi sie do zycia.
Dla kogos, kto zawsze zachowywal sie powsciagliwie wobec plci przeciwnej, odgrywani
Krotko jednak cieszyla sie wladza. Przycisnal ja do sciany i brutalnie uniosl podbrodek:
– Czy istnieje pan Rozyczka?
– Nie.
Zacisnal dlonie.
– Nie zartuj sobie. Chce znac prawde.
Smialo patrzyla mu w oczy. Przynajmniej w tej kwestii nie mija sie z prawda.
– Nie jestem mezatka, przysiegam.
Chyba uwierzyl, bo puscil jej podbrodek. Zanim zadal nastepne pytanie, odnalazla jego rozporek i rozpiela guzik.
Mocowala sie z zamkiem, on tymczasem szukal zapiecia jej zakietu. Otworzyla usta, by zaprotestowac, gdy go rozpial.
– Nie! – Zlapala jedwabne poly tak energicznie, az rozerwala kieszen. Cofnal sie.
– Wynos sie.
Okryla sie polami zakietu. Byl wsciekly. Zdawala sobie sprawe, ze popelnila blad, ale tylko w ubraniu byla w stanie przez to przejsc. Usmiechnela sie z wysilkiem.
– Tak jest bardziej podniecajaco. Prosze, nie psuj tego.
– Przez ciebie czuje sie jak gwalciciel i wcale mi sie to nie podoba. To ty sie za mna uganiasz.
– To moja fantazja. Przyjechalam taki kawal drogi, zebys mnie… no, prawie zgwalcil. W ubraniu.
– Zgwalcil?
Ciasniej otulila sie zakietem.
– W ubraniu.
Zastanawial sie. Czemu nie moze czytac w jego myslach?
– Robilas to kiedys przy scianie? – zapytal.
Podniecala ja ta mysl, ale tego akurat nie chciala. Tu chodzi o prokreacje, nie o pozadanie. Zreszta to moze utrudnic zajscie w ciaze.
– Wolalabym na lozku.
– Decyzja nalezy do gwalciciela, moze nie?
Zanim sie zorientowala, pchnal ja na sciane i zadarl spodniczke. Rozsunal jej uda, uniosl ja.
Powinna byla sie przestraszyc, ale to nie nastapilo. Odruchowo otoczyla go ramionami.
– Obejmij mnie nogami -polecil ochryple. Usluchala.
Poczula, ze sie rozbiera. Czekala, az wejdzie w nia brutalnie, on tymczasem delikatnie dotknal jej palcem.